Biolożka z Politechniki Śląskiej dr hab. Aleksandra Ziembińska-Buczyńska powiedziała, że rozkładająca się w nadmiarze materia organiczna stanowi zagrożenie dla reszty organizmów funkcjonujących w danym miejscu. Ekspertka podkreśliła, że priorytetem jest obecnie znalezienie winowajcy wycieku substancji zatruwającej Odrę.
Zdaniem dr hab. Aleksandry Ziembińskiej-Buczyńskiej z Katedry Biotechnologii Środowiskowej Politechniki Śląskiej dopóki nie będzie wiadomo, co jest odpowiedzialne za skażenie Odry, żadne służby nie będą w stanie wdrożyć odpowiednich działań zabezpieczających środowisko i ludzi.
- W obecnej chwili jedyne, co wiemy, że trzeba zrobić szybko. To usunięcie zalegającej materii organicznej i utrzymanie bezwzględnego zakazu korzystania z rzeki na przykład w celach rekreacyjnych - podkreśliła.
- Materia organiczna zalegająca w wodzie w każdych warunkach rozkłada się dość szybko. Tempo to jest wyjątkowo duże w szczególności w warunkach wysokich, letnich temperatur. Jeżeli mamy dodatkowo mało opadów, czyli niski poziom wody, powstające w procesach gnilnych szkodliwe substancje nie są rozcieńczane. Dodatkowo zmniejsza się ilość tlenu w wodzie. Dlatego martwe ryby trzeba jak najszybciej odłowić – powiedziała Ziembińska-Buczyńska.
Dodała, że taka sytuacja jest "rajem dla tej części mikroorganizmów, które żywią się materią organiczną. Również procesy gnilne powodują wytwarzanie substancji, które są szkodliwe dla innych części ekosystemu".
Biolożka: działamy po omacku
- Powstaje siarkowodór, inne gazy i substancje, które rozpuszczają się w wodzie i są szkodliwe dla żyjących tam organizmów. Jednym słowem: rozkładająca się w nadmiarze materia tworzy warunki szkodliwe dla całej reszty organizmów funkcjonujących w danym miejscu. Jednocześnie stanowi też miejsce rozwoju wielu mikroorganizmów, często chorobotwórczych – wyjaśniła Ziembińska-Buczyńska.
Ekspertka podkreśliła, że priorytetem jest obecnie znalezienie winowajcy wycieku substancji zatruwającej Odrę. - Dopóki nie dowiemy się, jaka substancja skaziła Odrę, prowadząc akcję zabezpieczającą, działamy po omacku – przyznała.
- Ponieważ nie wiemy, kto to wylał i co to jest, nie możemy zareagować w najwłaściwszy sposób. Trzeba znaleźć źródło wycieku i winowajcę, bo nie wiemy, czy to jest zdarzenie jednorazowe, czy też ciągle do wody dostaje się zatruwająca substancja. Bez tej wiedzy możemy jedynie szybko usuwać martwą materię organiczną i czekać na wyniki badań laboratoryjnych, których nie da się przyspieszyć – powiedziała Ziembińska-Buczyńska.
Zatruta rzeka może wpłynąć na cały ekosystem
Ekspertka przypomniała, że każdą substancję chemiczną usuwa się ze środowiska w inny sposób.
Jak przypomniała, z doniesień medialnych "wiemy, że w różnych miejscach masowo giną kręgowce – ryby, bobry, ptactwo nadbrzeżne". - Należy założyć, że jeżeli jest to substancja, która powoduje tak dużą śmiertelność kręgowców, to nie będzie to obojętne dla całej reszty ekosystemu, bo jesteśmy powiązani jedną wielką siecią – ostrzegła.
Przypomniała, że organizmami wodnymi żywi się wiele organizmów lądowych, "więc jeśli organizm wodny zjada substancję szkodliwą - to jest ona przekazywana dalej w tzw. łańcuchu troficznym. Każdy organizm jest pożywieniem kolejnego ogniwa takiego łańcucha".
Źródło: PAP