Wygląda na to, że system w ogóle nie działa, że zanieczyszczenia są wykrywane tylko w sposób przypadkowy albo przez osoby, które są hobbystycznie zainteresowane wodami powierzchniowymi - stwierdził w rozmowie z TVN24 klimatolog, profesor Bogdan Chojnicki. Jak podkreślił, tony śniętych ryb w Odrze wskazują "na poważną katastrofę ekologiczną w drugiej największej rzece w Polsce".
W Odrze na odcinku kilkuset kilometrów znajdowane są tony śniętych ryb. Pierwsze sygnały o katastrofie ekologicznej pojawiły się pod koniec lipca. Minister klimatu i środowiska Anna Moskwa podała w sobotę 13 sierpnia, że pierwsze wyniki toksykologii ryb wykluczył rtęć jako powód ich śnięcia. Przyczyna umierania ryb i innych organizmów nie jest jednak potwierdzona. Trwają kolejne badania, a aktywiści, specjaliści, część samorządowców i politycy opozycji pytają, dlaczego reakcja na katastrofę w Odrze zajęła władzom centralnym aż dwa tygodnie.
Klimatolog: zanieczyszczenia są wykrywane tylko w sposób przypadkowy
Klimatolog, profesor Bogdan Chojnicki mówił w sobotę w rozmowie z TVN24 , że "jeżeli przez dwa tygodnie nie jesteśmy w stanie wykryć zanieczyszczenia, a jedyną linia obrony rzeki jest Polski Związek Wędkarski, to proste pytanie jest takie: co się dzieje w innych rzekach?". - Jeżeli to sito ma tak wielkie oczka, to jaki jest stan chemizmy pozostałych rzek w Polsce? Bo to jest po prostu symptomatyczne. Pierwsze wrażenie jest takie, że po prostu system jakiegokolwiek nadzoru chemicznego w Polsce po prostu nie działa, jeżeli jego działanie opiera się o amatorów, którzy obserwują, czy rzeką płyną śnięte ryby - dodał ekspert.
Jak mówił prof. Chojnicki, "wygląda na to, że system w ogóle nie działa, że zanieczyszczenia są wykrywane tylko w sposób przypadkowy albo przez osoby, które (...) są hobbystycznie zainteresowane wodami powierzchniowymi". Dodał, że sytuacja w Odrze "wygląda na poważną katastrofę ekologiczną w drugiej największej rzece w Polsce".
Ekspert: śmierć organizmów to już przekroczenie tych niebezpiecznych, śmiertelnych poziomów zatruć
Ekspert był także pytany, co mogło zanieczyścić wody na taką skalę i czy negatywny poziom na stopień skażenia miała susza i niski poziom rzeki. Wskazywał, że jeśli chodzi o stężenia czegoś w wodzie, "to jest zawsze zagadnienie wielkości ładunku i ilości wody w rzece". - Te niskie poziomy wody w rzece ewidentnie będą promować sytuację, w której stężenie jest po prostu wysokie i niebezpieczne - dodał.
Klimatolog wskazywał przy tym, że "nim stężenie osiągnie taki poziom, żeby zabijać ryby, to ten wysoki poziom, w którym się jakiekolwiek zanieczyszczenie akumuluje w roślinności, w dnie, osadach, w zwierzętach, trwa". - Tak naprawdę śmierć gatunków czy śmierć organizmów to jest już przekroczenie tych niebezpiecznych, śmiertelnych poziomów zatruć - mówił.
Prof. Chojnacki stwierdził też, że "wygląda na to, że nikt nie miał zielonego pojęcia o tym, że wysokie stężenie - niebezpieczne dla życia i zdrowia zwierząt, a miejmy nadzieję, że nie ludzi - cały czas tam było obserwowane i ono w ogóle nie zostało wykryte". - Co oznacza, że system jest kompletnie ślepy - dodał.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24