"Dziecko Rosemary", czyli odebranie porodu na czas, "Kochaj albo rzuć" - czyli psychiczne wsparcie dla pana młodego, którego tuż przed ślubem "wystawiła" narzeczona - to tylko niektóre z zadań, jakie musieli wykonać ratownicy rywalizujący o tytuł mistrza w ratownictwie medycznym i drogowym. W Białymstoku zmaga się blisko 70 drużyn z kilku krajów Europy.
Zespoły ratownicze przybyły z Litwy, Ukrainy, Słowacji, Turcji, Chorwacji i oczywiście Polski.
Oprócz rywalizacji w sprawności działania przy przygotowanych i ocenianych przez jurorów zdarzeniach, mistrzostwa mają upowszechniać wiedzę o udzielaniu pierwszej pomocy.
Drużyny wzywane są do wypadków, które mają imitować prawdziwe zdarzenia: porody, wypadki, poparzenia. Każde ma "filmowy" kryptonim - na przykład "Pociąg pod specjalnym nadzorem". Po przybyciu na miejsce wezwania drużyna ma 10 minut na wykonanie zadania.
Ratownik powinien być na bieżąco
Jak powiedział szef podlaskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Medycyny Ratunkowej Robert Ładny, w Polsce potrzebny jest system certyfikacji ratowników po to, by utrzymać stały poziom wiedzy.
- Ośrodki akademickie powinny co kilka lat sprawdzać wiedzę ratowników, a także to, czy jest przez nich aktualizowana - uważa Ładny.
Przypomniał też stanowisko władz PTMR, które uważa, że powinno być likwidowane kształcenie ratowników medycznych na poziomie pomaturalnym na rzecz szkolnictwa wyższego w akademickich ośrodkach medycznych.
Źródło: PAP, TVN24, IAR
Źródło zdjęcia głównego: TVN24