- Na posiadanie zamku mogą sobie pozwolić tylko nieliczni - przyznaje białostocki deweloper Jacek Nazarko. Jemu spełnienie takiego marzenia się udało, odbudował zamek w Tykocinie. Pomysł nie wszystkim się jednak spodobał. - To podszywanie się pod historię. Takie obiekty są budowane w parkach rozrywki - zarzuca mu były podlaski konserwator zabytków. Materiał "Czarno na białym".
Zamek w Tykocinie nie raz był świadkiem ważnych dla polskiej historii wydarzeń. Nie omijały go wojny i polityczne zawieruchy. Rozbudowany w XVI wieku na polecenie Zygmunta Augusta był miejscem rozwoju renesansowej kultury. W czasie potopu szwedzkiego - obiektem zajadłej i krwawej walki. W XVIII wieku został zniszczony przez pożar, a następnie rozebrany.
Pomysł odbudowy zamku pojawił się w latach 60. XX wieku. Sukces odniósł jednak dopiero Jacek Nazarko, białostocki deweloper. Zapragnął odtworzyć budowlę, który swoją formą jak najwierniej przypominałby zamek z czasów Zygmunta Augusta.
- Idea odbudowy tego zamku była w Tykocinie bardzo żywa. To miejsce, mimo że zamku nie było już od paruset lat, wciąż nazywane było zamkiem - wyjaśnia.
Jak w parku rozrywki?
Pomysł Nazarki nie wszystkim przypadł jednak do gustu. Sprzeciwiał mu się Antoni Oleksicki, który pełnił funkcję podlaskiego konserwatora zabytków, gdy deweloper rozpoczynał odbudowę. Był przeciwny inwestycji i nie wydał na nią zezwolenia. Nie przekonywały go zapewnienia, że zamek będzie odbudowywany w sposób możliwie najwierniejszy historii.
Sprawa trafiła ostatecznie do głównego konserwatora zabytków. W międzyczasie Oleksicki stracił stanowisko, a zezwolenie na budowę podpisał nowy konserwator.
- To nie jest odbudowa, tylko budowa od nowa - zarzuca dzisiaj Oleksicki. - (Zapewniano), że będą używane tradycyjne materiały budowlane, kamień, wapno; że na miejscu będzie wypalana cegła. Oczywiście nic z tego nie wyszło, zamek jest żelbetowy - dodaje.
- To jest budowanie na niczym i podszywanie się pod historię. Takie obiekty są budowane w parkach rozrywki - mówi.
"Nie jest to rekonstrukcja doskonała"
Nazarko tłumaczy, że "chodziło o to, by miejsce było ściśle związane z historią, ale na bazie tej historii mogło funkcjonować współcześnie". - Chodziło o to, by nie powstał tu Disneyland. I myślę, że to się w jakimś stopniu udało - ocenia.
- Nie jest to rekonstrukcja doskonała, bo taka być nie mogła - przyznaje kustosz zamku, Piotr Popławski.
- Odstępstwa od oryginału mogą dostrzec tylko rasowi architekci czy historycy - dodaje przewodnik Artur Rudnicki.
Dochowanie wierności historii utrudnia to, że do naszych czasów nie przetrwały żadne ryciny XVI- wiecznej wersji zamku. Podstawą do odbudowy stały się m.in. średniowieczne wpisy podatkowe i badania archeologów.
- Odsłonięcie przez nas fundamentów pozwoliło na wzniesienie obecnego obiektu przy zachowaniu planu oryginalnej budowli - wyjaśnia Magdalena Bis, archeolog z Polskiej Akademii Nauk.
Budowle mają żyć
Wśród mieszkańców Tykocina trudno znaleźć krytyków inwestycji Nazarki.
- Uważam, że tak to by stały ruiny, zapadłyby się i żadne wspomnienia by nie zostały. A tak ludzie mają się gdzie zatrzymać - ocenia pani Barbara, właścicielka lokalnej kwiaciarni. Mieszka w Tykocinie od 70 lat i doskonale pamięta ruiny zamku.
W odbudowanym zamku działają hotel, restauracja i muzeum. Pracuje w nim obecnie siedem osób. Rocznie obiekt odwiedza 20 tysięcy turystów. - Zasadniczą cechą wszystkich budowli historycznych powinno być, żeby one żyły - podkreśla deweloper. Podobno Nazarko miał zainwestować 12 mln złotych. On sam nie chce się jednak wypowiadać na temat tego, ile kosztowała budowa.
- Te 12 mln to jest jakaś abstrakcyjna kwota, która się kiedyś przedostała do mediów - mówi. Nie wyklucza, że obiekt w przyszłości będzie chciał sprzedać.
- Oczywiście, jestem zawsze chętny do sprzedania, ponieważ jestem deweloperem, także w sercu. Całe moje życie budowałem rozmaite obiekty i sprzedawałem je, ale cena byłaby wysoka - ostrzega. Jaka? To tajemnica.
Autor: kg//rzw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24