Do aktu oskarżenia w sprawie ks. Wojciecha G. i dowodów potwierdzających, że duchowny molestował małoletnich dotarła "Gazeta Wyborcza". - Muszę po pierwsze przeczytać ten artykuł - powiedział dziennikarzom w poniedziałek kard. Stanisław Dziwisz, metropolita krakowski, wstrzymując się na razie od komentarza, zwracając natomiast uwagę na prowadzoną przez Kościół politykę "zero tolerancji" wobec pedofilii.
Śledztwo w sprawie ks. Wojciecha G. zaczęło się w lutym. Wtedy prokuratura postawiła G. zarzuty molestowania. Według ustaleń ofiary to małoletni obywatele Polski oraz Dominikany.
Akt oskarżenia
W środę prokuratura wysłała do Sądu Rejonowego w Wołominie akt oskarżenia. W nim zarzucono księdzu popełnienie łącznie 10 przestępstw. Osiem zarzutów dotyczy obcowania płciowego z małoletnim poniżej lat 15 lub dopuszczenia się wobec takiej osoby innej czynności seksualnej lub też doprowadzenia jej do poddania się takim czynnościom.
Wojciechowi G. zarzucono także posiadanie treści pornograficznych z udziałem małoletnich oraz posiadanie bez wymaganego zezwolenia broni palnej.
Według informacji podanych przez "Gazetę Wyborczą", oskarżenie wobec Wojciecha G. oparto głownie na zeznaniach poszkodowanych chłopców. Ale uzupełniają je zeznania polskich świadków i opinie biegłych.
"Gry i zabawy" ks. Alberto
Sprawa Wojciecha G. wyszła na jaw w maju 2013 roku. Właśnie wtedy jeden z uczniów dominikańskiej szkoły wyznał nauczycielce, że został zgwałcony przez księdza Alberta - tak nazywano polskiego duchownego, który na Dominikanie prowadził plebanię. Ksiądz przebywał wówczas w Polsce.
Ostrzeżony, że członkowie lokalnej grupy zaczęli prowadzić własne śledztwo, nie wrócił do wioski.
Na terenie plebanii znaleziono wówczas m.in. pistolet walther, stringi małych rozmiarów, ochraniacze na genitalia i kilka sztuk spodni z lycry. A przede wszystkim komputer, w którym było 91 tys. zdjęć pornograficznych z udziałem dzieci i 400 podobnych filmów. Część z nich była ściągnięta z internetu, inne wykonano na terenie plebanii. Chłopcy na ujęciach filmowych mają wyeksponowane genitalia. Masturbują się.
Zawartość twardego dysku badano także w Polsce. Biegli nie byli jednak w stanie stwierdzić, czy głos z nagrań jest głosem podejrzanego. Ksiądz odmówił pobrania próbki jego głosu w języku hiszpańskim.
Właśnie te nagrania doprowadziły śledczych do kolejnych ofiar.
Charakterystyczne znamię księdza
Jednym z dowodów przywołanych przez "Wyborczą" są zdjęcia, na których widać rękę dorosłego mężczyzny w trakcie czynności seksualnej z chłopcem.
W kwietniu o tym dowodzie informował portal tvn24.pl. Według informacji, do których dotarli wówczas nasi dziennikarze śledczy, zdjęcia przedstawiają G. w trakcie molestowania. Powołano biegłego antropologa, który miał ocenić, czy na fotografii widać rękę aresztowanego księdza.
- Biegły stwierdził "z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością", że na zdjęciu widać rękę podejrzanego księdza - relacjonowała dziennikarzowi tvn24.pl jedna z osób zbliżonych do śledztwa przeciwko Wojciechowi G. Podejrzanego zdradziło charakterystyczne znamię na ręce.
W stroju policjanta. Z kajdankami
Przedmiotem badania warszawskiej prokuratury była także przeszłość Wojciecha G. w Polsce. Prokuratorzy sprawdzili miejsca, w których kleryk mógł mieć kontakt z dziećmi.
Jednym z nich jest zgromadzenie św. Michała Archanioła oraz jeden z jego ośrodków na Mazowszu, w którym podczas studiów G. odbywał roczną praktykę pedagogiczną. Prokuratorzy przesłuchali wychowanków w obecności biegłych psychologów.
Z ich zeznań wynika, że ksiądz był surowy. Bił wychowanków. Najczęściej w łazience lub swoim pokoju. Zeznający twierdzą też, że przyłapali księdza w sytuacji, gdy molestował ich kolegę. Z kolei za masturbację niektórzy z wychowanków mieli dostawać pieniądze. Jak zeznali przesłuchani, G. miał strój policjanta i kajdanki.
Relacja została pozytywnie oceniona przez biegłych psychologów. Może być tym samym wiarygodna dla prokuratorów.
Te zeznania uzupełniają słowa nauczycielki zakonnego ośrodka. Według jej relacji dochodziły do niej skargi wychowanków. Inni z kolei przywoływali fakty świadczące o skłonnościach homoseksualnych G.
Kard. Dziwisz: muszę przeczytać ten artykuł
O nowe medialne doniesienia dziennikarze zapytali kard. Stanisława Dziwisza, metropolitę krakowskiego. - Muszę po pierwsze przeczytać ten artykuł, potem będę mógł porozmawiać w sposób odpowiedzialny - tłumaczył.
- Wszystkie te sprawy (pedofilii) dla nas są bardzo poważne, smutne, traktujemy je z całą odpowiedzialnością. Nie tolerując żadnych przestępstw w tej dziedzinie - dodał hierarcha podkreślając, że polityka "tolerancja - zero" wobec pedofilii "od dawna" jest prowadzona przez Kościół.
Nie przyznaje się do winy
Zarzuty w postępowaniu oparte zostały na zeznaniach ponad 100 świadków oraz kilkunastu opiniach biegłych, w tym z zakresu informatyki, psychologii, fonoskopii, antropologii i seksuologii.
Wojciech G. nie przyznaje się do winy. Skorzystał z prawa do odmowy składania wyjaśnień i prawa do odmowy udzielania odpowiedzi na pytania. Grozi mu nawet 15 lat więzienia. Od 19 lutego przebywa w areszcie.
Prowadzone przez warszawską prokuraturę śledztwo dotyczy też byłego nuncjusza apostolskiego arcybiskupa Józefa Wesołowskiego. Również on jest zamieszany w skandal pedofilski na Dominikanie. Papież Franciszek w związku z podejrzeniami o pedofilię odwołał go ze stanowiska.
Autor: jl//rzw / Źródło: Gazeta Wyborcza, TVN24