Najwyższa Izba Kontroli na koniec roku wystawia ocenę opiece zdrowotnej nad dziećmi. Zastrzeżeń jest wiele. Prawo i Sprawiedliwość obiecywało, że do szkół wrócą lekarze i dentyści, ale z obietnic niewiele zostało. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Najwyższa Izba Kontroli sprawdziła stan zdrowia polskich uczniów i to, czy ktokolwiek nad tym panuje. Wnioski są pesymistyczne: polscy uczniowie chorują coraz częściej i na coraz poważniejsze choroby.
Ponad 230 tysięcy ma alergię, niewiele mniej zniekształcenia kręgosłupa. Na kolejnym miejscu są problemy ze wzrokiem. Prawie 100 tysięcy dzieci choruje na otyłość. Przybywa też młodych cukrzyków. - Te zjawiska rozwijają się latami. To nie są choroby ostre i w tym obszarze można najwięcej zdziałać profilaktyką, czyli wczesne badanie, wykrycie problemu - zaznacza dr Paweł Grzesiowski z Centrum Medycyny Zapobiegawczej.
Profilaktyka nie istnieje
W ciągu roku o jedną siódmą wzrosła liczba wykrytych nowotworów. Więcej dzieci ma problemy z tarczycą i co gorsze - wiele chorób wykrywanych jest późno. Właściwie nie istnieje profilaktyka. - Większość dzieci w wieku od 8 do 18 lat nie odwiedza lekarza profilaktycznie, tylko przede wszystkim odwiedza w sytuacji kłopotów zdrowotnych - zauważa dr Grzesiowski.
Dziś mniej niż połowa szkół podstawowych ma gabinet profilaktyki zdrowotnej. NIK alarmuje, że w części szkół pielęgniarki przyjmują w stołówce lub w piwnicy. Minister zdrowia jednak nie poczuwa się do odpowiedzialności.
- Gabinety w szkołach są odpowiedzialnością samorządów i to samorządy odpowiadają za wybudowanie szkoły, utrzymanie szkoły i za gabinet - podkreślił.
Prawo i Sprawiedliwość w kampanii wyborczej obiecywało, że do gabinetów szkolnych wrócą lekarze i dentyści wycofani z oświaty pod koniec lat 90. Tylko, że już teraz jest ich za mało, a będzie jeszcze gorzej.
Jedna trzecia lekarzy rodzinnych ma więcej niż 60 lat, tak samo jak co piąty dentysta, co czwarta pielęgniarka szkolna i higienistka. Największy problem z dostępem do dentystów mają uczniowie na wsi i w małych miejscowościach. Tymczasowym rozwiązaniem miały być dentobusy, ale Najwyższa Izba Kontroli wskazuje, że nie są to najlepiej wydane pieniądze.
- Kupiliśmy 16 dentobusów na kraj, który ma 40 milionów (obywateli -red.). To niewiele pomoże - zauważa Bartłomiej Leśniewski, menedżer zdrowia.
"Wzrost zachorowań na niektóre choroby zakaźne"
Wzrost zachorowań na choroby cywilizacyjne, złe odżywianie, siedzący tryb życia, brak profilaktyki - to wynik kompletnego braku edukacji prozdrowotnej, zarówno wśród dzieci, jak ich rodziców. Ci ostatni mają na sumieniu jeszcze uchylanie się od szczepień obowiązkowych.
Najwyższa Izba Kontroli policzyła, że na Pomorzu już ośmioro na tysiąc dzieci jest niezaszczepionych. W tej niechlubnej czołówce jest też Śląsk, Warmia i Mazury oraz Mazowsze. - W efekcie mamy wzrost zachorowań na niektóre choroby zakaźne. Przede wszystkim problemem jest krztusiec, rosnąca liczba zachorowań na odrę - wskazuje Piotr Wasilewski, dyrektor departamentu zdrowia w Najwyższej Izbie Kontroli.
Jak mówi dr Grzesiowski, jedyne co może dzisiaj rodzica skłonić do szczepienia, to widmo choroby. - I to się na naszych oczach właśnie w tej chwili realizuje - dodaje.
Autor: js/adso / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24