|

Jak Przyjaciele Zdrowia i Obrońca Wiary wydawali pieniądze z Funduszu Sprawiedliwości 

Zbigniew Ziobro, Dariusz Matecki
Zbigniew Ziobro, Dariusz Matecki
Źródło: Marcin Bielecki/PAP
Dostali publiczne pieniądze z Funduszu Sprawiedliwości. Mieli uruchomić strony internetowe zajmujące się przeciwdziałaniem przestępczości. Jednak krótko przed kontrolą wykasowali liczniki odwiedzin na stronach. Przez to Najwyższa Izba Kontroli nie mogła ustalić, do ilu osób dotarły treści finansowane z publicznych pieniędzy.
Artykuł dostępny w subskrypcji

Mowa o dwóch szczecińskich organizacjach - Stowarzyszeniu Przyjaciół Zdrowia i Stowarzyszeniu Fidei Defensor (łac. "obrońca wiary"), które otrzymywały dofinansowania z Funduszu Sprawiedliwości w czasach, gdy ministrem sprawiedliwości był Zbigniew Ziobro. Prezesi tych stowarzyszeń mają postawione zarzuty w prokuratorskim śledztwie dotyczącym nadużyć w Funduszu Sprawiedliwości. 

Sposób wykorzystania ministerialnych dofinansowań skontrolowała Najwyższa Izba Kontroli. Ustalenia Izby mają zostać publicznie zaprezentowane dziś przed południem. My dotarliśmy do wystąpień pokontrolnych, jakie NIK skierowała zarówno do Przyjaciół Zdrowia, jak i do Obrońcy Wiary.  

Na początku wyjaśnijmy jednak, kto jest kim w tych stowarzyszeniach i na co dostały one pieniądze.  

Układ szczeciński

Stowarzyszenie Przyjaciół Zdrowia nosiło taką nazwę (obecnie nazywa się Stowarzyszeniem Przyjaciół Mediów), gdy w 2020 roku dostało 7,7 miliona zł z Funduszu Sprawiedliwości na "budowę lokalnych serwisów informacyjnych w celu prowadzenia akcji i działań informacyjnych wspierających sieć przeciwdziałania przyczynom przestępczości i pomocy pokrzywdzonym przestępstwem".

Za tą rozbudowaną nazwą w rzeczywistości kryło się stworzenie trzech lokalnych serwisów internetowych radomskie.info, lubelskie.info i szczecinskie24.pl oraz powiązanych z nimi profilów w mediach społecznościowych. Od maja 2020 r. do grudnia 2021 roku prezesem Przyjaciół Zdrowia był Mateusz W., działacz Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry i były wicewojewoda zachodniopomorski. Nie możemy podać jego nazwiska, bo ciążą na nim prokuratorskie zarzuty nadużyć, związanych właśnie z Funduszem Sprawiedliwości. Od grudnia 2021 do dziś prezesem Przyjaciół Zdrowia jest Adam S., również podejrzany o nadużycia w projektach finansowanych z Funduszu Sprawiedliwości.

Stowarzyszenie Fidei Defensor, którego prezesem jest wyżej wspomniany Adam S., realizowało z kolei dwa inne przedsięwzięcia zasilone publicznymi pieniędzmi z Funduszu Sprawiedliwości. Były to "centrum przeciwdziałania przestępczości przeciwko wolności sumienia i wyznania" (5 milionów zł) oraz "ogólnopolski cykl szkoleń dla dorosłych w celu przeciwdziałania przyczynom przestępczości oraz pomocy osobom pokrzywdzonym przestępstwem ze szczególnym uwzględnieniem osób starszych oraz społeczności wiejskich i małych miast" (7,1 miliona zł).  

Oba stowarzyszenia powiązane są z posłem kiedyś Suwerennej Polski, a dziś PiS Dariuszem Mateckim. Na Mateckim także ciążą prokuratorskie zarzuty współdziałania z urzędnikami ministerstwa w ustawianiu konkursów z Funduszu Sprawiedliwości. Ustawiania tak, aby pieniądze otrzymali właśnie Przyjaciele Zdrowia i Obrońca Wiary. Matecki uważa się za ofiarę prześladowań politycznych i nie przyznaje się do winy.  

Ale ustawienie konkursów na korzyść Przyjaciół Zdrowia i Obrońcy Wiary potwierdza Najwyższa Izba Kontroli. Wystąpienie pokontrolne skierowane do Przyjaciół Zdrowia zarzuca im, że ich "oferta była procedowana z naruszeniem zasad uczciwej konkurencji".  

Według ustaleń NIK, również oferta Stowarzyszenia Fidei Defensor była konsultowana z Departamentem Funduszu Sprawiedliwości "w celu sprawdzenia przed formalnym złożeniem".   

24 min
Układ szczeciński

Konsultacje w ministerstwie

Przyjrzyjmy się najpierw losom oferty Stowarzyszenia Przyjaciół Zdrowia. NIK ustaliła, że na cztery dni przed ogłoszeniem konkursu jej treść była konsultowana z ówczesnym dyrektorem Departamentu Funduszu Sprawiedliwości. Dzięki temu zostały w niej dokonane istotne zmiany: cel główny, rezultaty i kosztorys.  

- Nie wiem, w jakich okolicznościach T. M. zdobył tę ofertę - zeznał przed kontrolerami NIK Adam S., prezes stowarzyszenia.  

Tu zatrzymajmy się na chwilę i wyjaśnijmy, kto kryje się za inicjałami T.M.

W wystąpieniu pokontrolnym imiona i nazwiska są zanonimizowane. Powszechnie jednak wiadomo, że dyrektorem departamentu Funduszu Sprawiedliwości w Ministerstwie Sprawiedliwości był wówczas Tomasz Mraz. Dziś były dyrektor to jeden z podejrzanych w śledztwie dotyczącym nadużyć w Funduszu Sprawiedliwości, który poszedł na współpracę z prokuraturą i w czasie kilkudziesięciu przesłuchań złożył - jak informuje prokuratura - obszerne wyjaśnienia. Używamy jego nazwiska w pełnym brzmieniu, bo Mraz wystąpił publicznie w Sejmie, gdzie ujawnił kulisy działania Funduszu Sprawiedliwości w ministerstwie Zbigniewa Ziobry. Mraz - jak się wkrótce okazało - nagrywał swoich współpracowników z ministerstwa, między innymi jak uzgadniali między sobą treść możliwych zeznań w prokuraturze i jak informowali się nawzajem o niszczeniu dowodów i zacieraniu śladów.

Tomasz Mraz na posiedzeniu zespołu ds. rozliczeń PiS w Sejmie (22.05.2024)
Tomasz Mraz na posiedzeniu zespołu ds. rozliczeń PiS w Sejmie (22.05.2024)
Źródło: PAP/Leszek Szymański

I to właśnie o Mrazie mówił przed kontrolerami NIK Adam S., prezes Przyjaciół Zdrowia. Zapewniał też, że nie pamięta okoliczności tworzenia oferty na konkurs Funduszu Sprawiedliwości jeszcze przed terminem ogłoszenia konkursu.

Przyjaciele Zdrowia - jak stwierdza NIK - nie byli w stanie wykazać, że zrealizowali cele umowy z Funduszem Sprawiedliwości i jakie były tego rezultaty. W dodatku stowarzyszenie utrudniło kontrolerom sprawdzenie, jak często były odwiedzane serwisy internetowe, które za pieniądze z Funduszu Sprawiedliwości miały przeciwdziałać przestępczości. "Przed przeprowadzonymi oględzinami usunięto na wszystkich stronach internetowych informacje o zainstalowanych wtyczkach, które dostarczały szczegółowych statystyk dotyczących ruchu na stronie" - czytamy w wystąpieniu pokontrolnym NIK.  

Według prezesa stowarzyszenia, usunięcie wtyczek liczących odwiedziny na finansowanych z Funduszu Sprawiedliwości stronach "miało na celu optymalizację i zmniejszenie obciążenia serwerów". 

Niezależnie od przyczyn i motywacji usunięcia liczników odwiedzin fakt jest faktem - zostały one skasowane. NIK nie była więc w stanie ustalić, jakie były ostateczne efekty działań sfinansowanych z Funduszu Sprawiedliwości, a realizowanych przez Stowarzyszenie Przyjaciół Zdrowia.  

Wtyczki do liczenia wejść, przed oględzinami kontrolerów NIK, usunięto też w Fidei Defensor. Tu również kontrolerzy, a nawet powołany przez NIK biegły informatyk, nie mogli zbadać, czy cel dotacji i powiązany z nim rezultat został osiągnięty. W tym przypadku nie doszło do prostego skasowania wtyczek. Ktoś zadał sobie trud - jak twierdzi NIK - żeby zatrzeć ślady odwiedzin również w kodzie źródłowym stron mających w założeniu przeciwdziałać przyczynom przestępczości.

Dodatkowo - według NIK - Przyjaciele Zdrowia nie udowodnili, że prawie 1,8 miliona zł z Funduszu Sprawiedliwości zostało wydanych racjonalnie i efektywnie. Chodzi o usługi informatyczne i reklamowe. 

MBA, kurs angielskiego i polityczna promocja

Kontrolerzy NIK wykryli, że prezes Stowarzyszenia Przyjaciół Zdrowia, dzięki pieniądzom z Funduszu Sprawiedliwości, sfinansował sobie i najbliższej osobie studia MBA (tzw. studia menadżerskie). Studia z zarządzania i kursy z języka angielskiego robili też pracownicy Przyjaciół Zdrowia. W sumie na dokształcanie wydali prawie 70 tysięcy zł. Wszystko to z Funduszu Sprawiedliwości, którego celem jest niesienie pomocy ofiarom przestępstw, a także zapobieganie przestępczości. Taki wydatek NIK oceniła jako niegospodarny i naruszający umowę dotacji.  

Przy realizacji projektów finansowanych z Funduszu Sprawiedliwości zarabiały też osoby powiązane rodzinnie z Adamem S. Jak czytamy w raporcie - stowarzyszenie wypłaciło ponad 400 tysięcy zł osobie określonej przez NIK jako "osoba najbliższa" obecnego prezesa. W tym prawie ćwierć miliona za "prowadzenie kampanii marketingowych".  

Z kolei poprzedni prezes stowarzyszenia Mateusz W., były wicewojewoda zachodniopomorski z Solidarnej Polski, zaangażował do projektu dwie najbliższe osoby. Jak wyliczyła NIK, do jednej z tych osób trafiło 172 tysiące zł, a do drugiej ponad 200 tysięcy. Głównym ich zajęciem były "czynności analityczne". 

Prawie 800 tysięcy zł na reklamowanie trzech nowo powstałych serwisów internetowych trafiło do firmy wybranej - jak stwierdza NIK - "z naruszeniem zasad uczciwej konkurencji". Stowarzyszenie nie było w stanie podać, gdzie i kiedy ogłosiło ofertę na zamówienie usług reklamujących te serwisy. 

"System paramafijny". Jak ustawiane były konkursy na pieniądze z Funduszu Sprawiedliwości
Źródło: Michał Tracz/Fakty TVN

Najwyższa Izba Kontroli zarzuca też Przyjaciołom Zdrowia wykorzystywanie publicznych pieniędzy z Funduszu Sprawiedliwości do politycznej promocji ówczesnej partii Zbigniewa Ziobry, ówczesnego ministra i dysponenta Funduszu Sprawiedliwości. 

"Portale internetowe sfinansowane z dotacji celowej były wykorzystywane do promowania konkretnych partii politycznych, ich postulatów, przedstawicieli oraz zawierały treści, które powszechnie uznaje się za tak zwaną "mowę nienawiści" - czytamy w dokumencie NIK. A to przykłady treści politycznych: "Postulaty programowe Suwerennej Polski", "Pełne sale na spotkaniu z Patrykiem Jakim". Zdaniem NIK publikowane artykuły były stronnicze i promowały określonych polityków.  

Jak pokazywaliśmy w reportażu "Układ szczeciński", portale sfinansowane z Funduszu Sprawiedliwości promowały partię Zbigniewa Ziobry i polityków Solidarnej Polski.

Publicystyka historyczna zamiast przeciwdziałania przestępczości i "turkusowe zarządzanie"

Kontrola NIK w stowarzyszeniu Fidei Defensor pokazuje, że w przypadku tego stowarzyszenia działał podobny mechanizm: konsultowanie oferty w resorcie sprawiedliwości przed konkursem, wypłacanie pieniędzy dla najbliższych czy brak możliwości weryfikacji racjonalności wydatków. Tematyka znacznej części konferencji, akcji i materiałów informacyjnych nie miała związku z głównym celem projektu. "Niektóre z nich (...) stanowiły publicystykę historyczną oraz zawierały treści o charakterze światopoglądowym i ideologicznym, co wykraczało poza zakres umowy dotacji" - podkreślają kontrolerzy.  

W raporcie kontrolerzy wskazują na możliwość zdefraudowania publicznych pieniędzy przy realizacji projektu Stowarzyszenia Fidei Defensor. "Badanie dokumentacji dotyczącej organizacji konferencji i seminariów wykazało, że faktury VAT za organizację tych wydarzeń były wystawiane przez podmiot, który w rzeczywistości nie świadczył tych usług, co stwarzało warunki do zdefraudowania części środków dotacji". W tym miejscu kontrolerzy informują, że te okoliczności są już poza zakresem kontroli Izby i są badane przez prokuraturę.   

Wśród stwierdzonych nieprawidłowości kontrolerzy wskazują, że prawie 350 tysięcy zł na działania promocyjne zostały wydane niezgodnie z umową. Pieniądze trafiły do podwykonawców. Tymczasem, jak czytamy w raporcie, "oferta nie przewidywała zlecenia zadań podmiotom zewnętrznym", czyli właśnie podwykonawcom.  

Zamówienia na realizacje kampanii marketingowych trafiały na przykład do firmy, której przeważającą działalnością (według numeru Polskiej Klasyfikacji Działalności - PKD) była sprzedaż hurtowa zboża i pasz dla zwierząt. Na dodatek, jak zauważa NIK, właścicielem firmy była osoba powiązana rodzinnie z prezesem Adamem S. Kontrola NIK potwierdza więc wcześniejsze ustalenia "Czarno na białym". W programie TVN24 pierwsi ujawniliśmy, kim byli podwykonawcy Fidei Defensor. Ta sama firma od pasz dostawała też zlecenia na organizację konferencji. W ocenie NIK zlecanie takich usług firmom zewnętrznym było niezgodne z umową. 

Prezes Fidei Defensor tłumaczył się kontrolerom, posługując się barwnym (dosłownie i w przenośni) pojęciem z teorii zarządzania firmami. 

"Stowarzyszenie uznało, że wykorzysta metodologię turkusowego (czyli rozproszonego - tłumacząc w wielkim uproszczeniu - przyp. red.) zarządzania, to jest zgodnie z budżetem wynajmie firmy zajmujące się kompleksową obsługą konferencji" - tłumaczył Adam S.  

Prezes NIK Marian Banaś w drodze na konferencję Najwyższej Izby Kontroli w siedzibie NIK w Warszawie
Prezes NIK Marian Banaś w drodze na konferencję Najwyższej Izby Kontroli w siedzibie NIK w Warszawie
Źródło: PAP/Przemysław Piątkowski

Jednak z ustaleń kontrolerów wyłania się zupełnie inny obraz efektów tego "turkusowego zarządzenia". W wystąpieniu pokontrolnym można przeczytać, że system obiegu faktur pomiędzy koordynatorem projektu a podwykonawcami skutkował powstaniem nadwyżki, która była przekazywana prezesowi Obrońcy Wiary w gotówce. Zdaniem NIK, ten sposób rozliczania poszczególnych wydatków w projekcie wskazuje na wysokie ryzyko zdefraudowania części dotacji. Kontrolerzy nie drążyli dalej sprawy, bo dwoje świadków - właścicieli dwóch firm, które na zlecenie Fidei Defensor organizowały konferencje, seminaria, prowadziły działalność marketingową, a także skład książek i ulotek - uchylili się od zeznań przed kontrolerami z uwagi na grożącą im odpowiedzialność karną.  

Kontrolerzy piszą w swoich wystąpieniach pokontrolnych, że stwierdzają tylko ryzyko defraudacji. Dalsze działania w tym zakresie wykraczają ich zdaniem poza kompetencje NIK, ale są przedmiotem postępowania prowadzonego przez prokuraturę.  

Prokuratura od ponad roku prowadzi wielowątkowe śledztwo na temat nadużyć w Funduszu Sprawiedliwości. Jednym z wątków są właśnie ustawione konkursy i sposób wykorzystania publicznych dofinansowań przez szczecińskie organizacje powiązane z partią Zbigniewa Ziobry.  

Zbigniew Ziobro
Zbigniew Ziobro
Źródło: Rafał Guz/PAP
Czytaj także: