- Nigdy nie zapomnę twarzy ludzi, którzy tam zginęli, a widziałem większość. Otwierałem worki z ciałami, bo szukałem braci. Modliłem się, żeby ich tam nie zobaczyć - wspomina Aleksander Malcher, który brał udział w akcji ratunkowej po zawaleniu się dachu hali Międzynarodowych Targów Katowickich. Mężczyzna stracił wtedy dwóch braci. Do tej największej w historii Polski katastrofy budowlanej doszło pięć lat temu. Zginęło 65 osób, a ponad 140 zostało rannych.
Przed katowickim sądem toczy się proces karny w tej sprawie, w którym odpowiadają m.in. dawni szefowie spółki MTK i projektanci hali. Na wokandę trafiło też wiele spraw odszkodowawczych. Poszkodowani zapowiadają złożenie pozwu zbiorowego przeciwko Skarbowi Państwa.
Część uratowały skoki
W sobotę, 28 stycznia 2006 r. w pawilonie nr 1 - największym na terenie MTK - odbywały się targi gołębi pocztowych. Dach hali zawalił się ok. godz. 17:15. Wielu spośród osób, które były wtedy w pawilonie, udało się z niego wyjść o własnych siłach i bez obrażeń.
Świadkowie mówili, że ofiar byłoby znacznie więcej, gdyby do wypadku doszło nieco wcześniej - wielu gości niedługo przed zawaleniem się dachu wyszło z hali. - Tego dnia o 16:30 rozpoczęły się skoki narciarskie. Do katastrofy doszło po 17, czyli podczas trwania tej najciekawszej części I serii, kiedy to skaczą najlepsi. O ile wiem, wiele osób wyszło wtedy z hali, żeby obejrzeć transmisję - wspomina Apoloniusz Tajner, były trener Adama Małysza, a obecnie prezes Polskiego Związku Narciarskiego.
Kilkanaście godzin pracy w mrozie
W kulminacyjnym momencie akcji ratowniczej - między pierwszą a drugą w nocy - na miejscu pracowało ponad 1300 osób: strażaków, ratowników górniczych i medycznych, policjantów, GOPR-owców, a także żołnierze i żandarmeria. Do Katowic przyjechały specjalne grupy ratownicze z psami.
Dużym problemem dla ratowników była niska temperatura - minus 15 stopni. Zrezygnowano z użycia nagrzewnic, uznając że mogłoby to doprowadzić do jeszcze większej tragedii - elementy zawalonego dachu wspierały się na śniegu.
Informacje o pierwszych ofiarach śmiertelnych przekazano przed godz. 20. Wydobywani z rumowiska ranni przewożeni byli do szpitali m.in. w Chorzowie, Katowicach, Siemianowicach Śląskich i Sosnowcu. Pierwszy etap akcji ratowniczej zakończył się po kilkunastu godzinach, w niedzielę 29 stycznia. Później na gruzowisko kilka razy wchodzili ratownicy z psami wyspecjalizowanymi w poszukiwaniu zwłok.
Ostatnie ciało wyciągnięte po ponad dwóch tygodniach
Na początku lutego rozpoczęły się prace rozbiórkowe, w czasie których wydobyto ciała pozostałych poszkodowanych, ostatnie z nich - 14 lutego. Posadzkę hali udało się całkowicie odsłonić 19 lutego. Wtedy było już pewne, że ostateczny bilans tragedii to 65 zabitych. Wśród nich było dziewięciu cudzoziemców: trzech Czechów, dwóch Słowaków, Belg, Niemiec, Holender i Węgier.
Choć już w czasie akcji ratowniczej wiele osób zwracało uwagę, że na dachu hali zalegała gruba warstwa śniegu i lodu, kierownictwo MTK na zwołanej po katastrofie konferencji prasowej zapewniło, że dach był odśnieżany.
Po dwóch miesiącach od tragedii komisja powołana przez głównego inspektora nadzoru budowlanego Marka Naglewskiego uznała, że głównymi przyczynami katastrofy były błędy projektowe i konstrukcyjne oraz nadmierne zaleganie na jej dachu śniegu. Podobne były ustalenia biegłych, powołanych przez prokuraturę. Według nich, na dachu zalegał śnieg o ciężarze około 190 kg na m kw.
12 oskarżonych
Katowicka prokuratura okręgowa zamknęła śledztwo latem 2008 r. Proces ruszył w maju 2009 r. Oskarżonych zostało 12 osób, m.in. byli szefowie spółki MTK, projektanci hali i szefowie firmy, która była generalnym wykonawcą obiektu. Jedna z osób, której przedstawiono zarzuty, dobrowolnie poddała się karze.
Proces ciągle się toczy i jest bardzo mało prawdopodobne, by zakończył się jeszcze w tym roku. Do przesłuchania pozostaje wielu świadków, później strony zapewne złożą wnioski dowodowe.
Według prokuratury, na tragedię złożyły się błędy i zaniechania w fazie projektowania i budowy hali, a także jej użytkowania i nadzoru nad budynkiem. Z opinii biegłych wynika, że główną przyczyną katastrofy były błędy w projekcie wykonawczym pawilonu. Odbiegał on znacząco od sporządzonego prawidłowo projektu budowlanego. Aby ograniczyć koszty, projektanci błędnie określili współczynnik kształtu dachu, błędnie też zaprojektowali przykrycie dachowe i słupy podtrzymujące konstrukcję.
Dwaj projektanci hali zostali oskarżeni o umyślne sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy oraz samej katastrofy. Grozi za to do 12 lat więzienia. Trzeci, niezależny projektant, który miał weryfikować projekt wykonawczy, odpowiada przed sądem za nieumyślne sprowadzenie katastrofy.
Lekceważyli zagrożenie
Z ustaleń śledztwa wynika, że mimo wielu alarmujących sytuacji, kierownictwo MTK lekceważyło zagrożenie. Byli szefowie MTK odpowiadają za umyślne sprowadzenie niebezpieczeństwa katastrofy oraz nieumyślne doprowadzenie do niej. Inni oskarżeni to m.in. szefowie firmy, która była generalnym wykonawcą hali. W procesie odpowiadają też koordynator techniczny MTK i powiatowy inspektor nadzoru budowlanego w Chorzowie.
Według prokuratury, w dniu katastrofy w pawilonie było 1329 osób. W chwili gdy dach runął, wewnątrz było około tysiąca osób. Spośród ponad 140 rannych 26 osób doznało ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.
Kilkadziesiąt wniosków o odszkodowania
Od dnia katastrofy do sądów w Katowicach i Chorzowie wpłynęło kilkadziesiąt spraw o odszkodowania. Niektóre zakończyły się wyrokami, niewielka część ugodami, inne ciągle są w toku. W zakończonych sprawach sądy zwykle przychylały się do roszczeń, choć zasądzały odszkodowania, zadośćuczynienia i renty w niższej kwocie niż domagali się poszkodowani - od kilku do kilkuset tys. zł.
W chorzowskim sądzie złożono ponad 100 tzw. zawezwań do próby ugodowej, żadna nie zakończyła się zawarciem ugody. Zawezwanie przerywa jednak okres przedawnienia, więc poszkodowani mają jeszcze czas na wytoczenie powództwa.
Na kilka dni przed piątą rocznicą tragedii pełnomocnik części poszkodowanych, mec. Adam Car, zapowiedział, że wkrótce w sądzie zostanie złożony pozew zbiorowy, w którym strona powodowa będzie się domagała uznania, że za tragedię jest odpowiedzialny Skarb Państwa. Korzystny wyrok umożliwi im później dochodzenie odszkodowań. Mec. Car liczy, że do pozwu, który zostanie złożony przez ok. 20 osób, przyłączą się kolejni poszkodowani.
MTK czy Skarb Państwa
Rodziny ofiar i ranni w katastrofie kierowali swoje roszczenia pod adresem spółki MTK, ale później także do Skarbu Państwa, podkreślając, że jest on samoistnym posiadaczem terenu, na którym stała hala (MTK są tylko dzierżawcą terenu). Wskazują ponadto na zaniedbania władzy publicznej w zakresie nadzoru budowlanego, które - co w części potwierdziła również prokuratura - przyczyniły się do katastrofy.
W 2008 r. zapadł pierwszy prawomocny wyrok, w którym najpierw chorzowski, a później katowicki sąd zdecydował, że 8 tys. zł odszkodowania jednemu z rannych w katastrofie powinna wypłacić nie spółka MTK, ale właśnie państwo. Wyrok w tamtym procesie jest jednym z argumentów reprezentantów innych pokrzywdzonych, którzy uważają, że w tej sytuacji Skarb Państwa powinien porozumieć się z poszkodowanymi.
Adresatem zapowiadanego przez mec. Cara pozwu zbiorowego będzie już tylko państwo. Nie jest przesądzone, do którego sądu trafi. Może to być sąd w Katowicach lub w Warszawie, bo tam jest siedziba Głównego Urzędu Nadzoru Budowlanego - wyjaśnia Car.
Źródło: PAP, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24