Co znaczy być przyzwoitym i co człowiekowi daje szkoła? Między innymi o tym w swoich pierwszych "lekcjach" na antenie TVN24 mówił Władysław Bartoszewski. - Nie ma rankingów moralnych. Nie wiem ilu jest jakich ludzi. Ja spotykam na swojej drodze wielu prawych ludzi - mówił profesor w rozmowie z Justyną Pochanke.
- Jan Nowak Jeziorański powiedział mi kiedyś: Władku, pamiętaj, życie zaczyna się po 80. Ja powiedziałem: Janku, chyba raczej się zacina. A on na to: co ty masz do powiedzenia? Jesteś osiem lat ode mnie młodszy. Smarkacz jesteś - opowiada Władysław Bartoszewski, dodając, że wiek jest sprawą względną, gdy mowa o życiowej energii.
Choć, jak przyznaje profesor, powoli rezygnuje z różnych zajęć na rzecz budowy dobrych relacji polsko-niemieckich i odbudowy stosunków polsko-żydowskich jako doradca premiera Donalda Tuska.
Chęć porozumienia to nie obietnica zapomnienia
- Nieraz ludzie pytają mnie o budowę mostów, o przezwyciężanie przeszłości. Po pierwsze trzeba to robić w prawdzie i myślę, że trafia się na dobrych partnerów, jeśli oni rozumieją uwarunkowania drugiej strony. Rozumiem kompleksy przyzwoitych Niemców i rozumiem wstyd mniej przyzwoitych, ale oni powinni rozumieć, że były więzień Oświęcimia, który wyciąga rękę do porozumiewania się, nie oznacza do zapomnienia - mówi Bartoszewski.
Nieraz ludzie pytają mnie o budowę mostów, o przezwyciężanie przeszłości. Po pierwsze trzeba to robić w prawdzie i myślę, że trafia się na dobrych partnerów, jeśli oni rozumieją uwarunkowania drugiej strony. Rozumiem kompleksy przyzwoitych Niemców i rozumiem wstyd mniej przyzwoitych, ale oni powinni rozumieć, że były więzień Oświęcimia, który wyciąga rękę do porozumiewania się, nie oznacza do zapomnienia Władysław Bartoszewski
- Tak się składa, że dziewiąty raz w swoim życiu obchodziłem Boże Narodzenie w warunkach pozbawienia wolności w ośrodku internowania w Jaworzu i wtedy proszono mnie, bo nie mieliśmy duchownego, żebym powiedział coś "wigilijnie". Powiedziałem tak: moi kochani, ja wam nie życzę tego żebyście wyszli szybko, tylko abyście po wyjściu mogli spojrzeć jasno i prosto, nie unikając spojrzenia rodziny. Ale ja im nie mówiłem jak to zrobić, każdy miał to w swoim sumieniu - opowiadał Bartoszewski dodając, że być przyzwoitym, to także nie zaniedbywać, nie być obojętnym na to, co dzieje się wokół nas.
Pewne rzeczy dzieją się po coś
- Jak powiedział mi mój spowiednik, Jan Zieja, jeżeli wyszedłeś z takiego miejsca jak obóz koncentracyjny, to znaczy, że Bóg tak chciał. No bo co innego mógłby powiedzieć ksiądz. I dodał: ale jeżeli Bóg tak chciał, to znaczy, że po coś. Zastanów się po co - żebyś dawał świadectwo i żebyś pomagał innym uniknąć takich cierpień - mówił profesor.
Bartoszewski mówi, że w 1940 roku udało mu się przeżyć dzięki pomocy obcych, życzliwych ludzi. Czy dziś też moglibyśmy liczyć na takie zachowanie? - Nie ma rankingów moralnych. Ja nie wiem ilu jest jakich ludzi, ale ja spotykam na swojej drodze bardzo wielu ludzi dobrych i prawych - stwierdził gość Justyny Pochanke.
Jeśli jednak ktoś zachowuje się "nieprzyzwoicie" lub dzieją się rzeczy, których profesor nie akceptuje, jasno to wyraża. - Uważam, że to, co jest niezgodne z moim sumieniem powinno być przeze mnie, ponieważ jestem człowiekiem pióra, wypowiedziane. Nie widzę żadnego powodu by być biernym - oświadczył Bartoszewski.
"Byłem w lepszej sytuacji, niż wiele dzieci"
Szkoła, jak opowiada Władysław Bartoszewski, była miejscem, gdzie poznawał swoje "pierwsze środowisko". - Szkoła była być może dla mnie czymś więcej niż dla tych, którzy są z wielodzietnych rodzin. Tam poznawałem moje pierwsze środowisko - wyznaje profesor. Być może wpływ na to miał także autorytet nauczycieli, który, jak przyznaje Bartoszewski był kiedyś "dużo wyższy".
Nie miałem psa, ani kota, rodzeństwa. Miałem książki. To mnie w jakimś stopniu skrzywiło Władysław Bartoszewski
Poza tym, bycie oczytanym to także chęć, by zaimponować kolegom ze szkoły. - Należałem zawsze do najmłodszych w klasie. Zwykle byli rok, dwa lata starsi. Musiałem być więc od nich w czymś lepszy. Mogłem być lepszy tylko umysłowo - tłumaczył profesor.
Bardzo ważną osobą w szkole był wychowawca, który obejmował klasę na początku i był z nią do ostatniego roku. - Znał swoich uczniów jak ojciec - mówi Bartoszewski, w którego przypadku wychowawcą był germanista. - Jemu zawdzięczam, to, że rozumiałem bardzo dużo i mogłem swobodnie czytać gazety - opowiada profesor i dodaje, że w pewnym momencie nauczyciel polecił, by czytać pisma austriackie. - To było moje nowe zainteresowanie - mówi gość Justyny Pochanke i dodaje, że ono m.in. w przyszłości zaowocowało objęciem stanowiska ambasadora RP w Wiedniu.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: Lekcja Bartoszewskiego cz. I (TVN24)