Premier pije tylko czerwone wino i to maksimum dwa kieliszki, potrafi uwodzić jak kobieta, ale bywa brutalny i potrafi "przeczołgać". Nie przyjaźni się z nikim i ufa tylko córce - taki portret Donalda Tuska kreśli Janusz Palikot w wywiadzie-rzece, zatytułowanym "Ja, Palikot". W książce znalazło się też kilka biznesowych sekretów posła, niedyskrecje z dworu Tuska i opowieść, jak naprawdę Grzegorz Schetyna został wicepremierem.
Dwór okiem Palikota
Najciekawsze są opisy tzw. dworu premiera, widzianego oczami Palikota – człowieka, który do najbliższego otoczenia Tuska został dopuszczony niedawno, wciąż patrzy na nie okiem outsidera, a jednocześnie ma wiedzę o niedostępnych dla zwykłych śmiertelników kulisach polityki.
Donald Tusk w oczach Janusza Palikota jest nie tyle zwierzęciem politycznym, co maszyną władzy, człowiekiem, który w skutek podwójnej porażki w 2005 roku pozbył się złudzeń i sentymentów i teraz trzyma dwór, rząd i partię żelazną, ale i kompetentną ręką. - Wciąga w siebie gigantyczną wiedzę. Na posiedzeniach rządu zawsze perfekcyjnie przygotowany – chwali Palikot.
"Tusk nigdy się nie upija"
Według niego szef rządu dyscyplinę narzuca innym, ale przede wszystkim sobie. - Bardzo mało pije, w przeciwieństwie do pozostałych. On długo siedzi, pali cygaro i potrafi pić godzinę jeden kieliszek wina. Pić, smakować, ma też ogromną dyscyplinę jedzenia. Je tylko to, od czego nie można przytyć. Ma jakieś reguły dietetyczne (..) z dania wybiera tylko część, nie je wszystkiego. Nawet jak to rujnuje kompozycję smakową – zdradza polityk. I dodaje: - Znam go od 2005 roku, a tylko raz czy dwa widziałem go trochę podchmielonego. Natomiast nigdy się nie upija – zapewnia.
Premier bywa brutalny i cyniczny („czego ja nie uważam absolutnie za wadę w polityce, ale przeciwnie, za szansę na racjonalne zachowanie”), ale przede wszystkim jest skuteczny. - Tusk czasami potrafi przeczołgać kogoś po ziemi, ale stara się bardziej uwodzić, niż straszyć. Ma też inne sposoby trzymania na dystans. Ma bardzo duży charm, potrafi uwieść każdego, jest jak kobieta – opisuje Palikot.
I ufa tylko własnej córce
„Uwodzenie” jest na początku. Później, co daje do zrozumienia Palikot, premier uwiedzionych traktuje instrumentalnie, z czego nie wszyscy, nawet z tzw. dworu, zdają sobie sprawę. - Tusk się z nikim nie przyjaźni i ufa tylko własnej córce – uważa polityk.
Co do dworu, to, zdaniem Palikota, to „elita, do której się bardzo trudno dostać”, a on sam pojawił się tam jako „kupujący wino”. – Znam się na winie, Tusk to ceni, ale naprawdę i on, i dwór polubili mnie za moje wariactwo – dodał. Oprócz dworu premier otacza się także ekspertami, i nie miesza tych dwóch środowisk. Jako najbardziej wpływowych wymienia Jana Krzysztofa Bieleckiego, który mu przedstawia opinie ekonomistów na różne tematy, i Wojciecha Dudę z "Przeglądu politycznego", który robi mu konspekty książek, jakie premier powinien przeczytać, ale nie ma czasu.
Sam Palikot jest dziś wiceszefem klubu PO. Jak mówi, uzyskał to stanowisko dzięki "numerowi", jaki zrobił Grzegorzowi Schetynie: bez uzgadaniania z nim ogłosił dziennikarzom, że przyjął propozycję zostania jego następcą, choć żadne konkrety podczas ich rozmowy nie padły. Zdradza też, że tylko skopiował w ten sposób manewr... samego Schetyny. - To nie Tusk zaproponował Schetynie wicepremiera i szefa MSWiA. Schetyna sam się ogłosił. Absolutnie zablefował - stwierdził Palikot.
Filozof biznesmen
Palikot obszernie opowiada też o drodze, która go za kulisy władzy zaprowadziła. Urodził się w Biłgoraju na Lubelszczyźnie. We wczesnych latach 80-tych zaliczył epizod licealnego buntu i propozycję współpracy z bezpieką, ale, jak mówi, odmówił. W efekcie dostał wilczy bilet na państwowe uczelnie i musiał - mimo daleko idącego religijnego sceptycyzmu – studiować na KUL. Wybrał filozofię, którą potem kończył na UW. Magisterkę pisał o „Transcendentalnej jedności a percepcji u Kanta”, dostał propozycję asystentury i był w połowie pisania doktoratu o Husserlu, kiedy zmienił branżę diametralnie – na biznes.
Zaczął od palet, które skupował od lubelskich chłopów i na pniu sprzedawał za granicę. Potem zajął się winem musującym, które w latach 90-tych dla aspirujących Polaków były synonimem lepszego, zachodniego świata, a do tego ten lepszy świat Palikot sprzedawał taniej niż konkurencja. Następnie biznesmen zajął się produkcją wódki w lubelskim Polmosie.
Biznesmen - mecenas - polityk
Gdy już się dorobił, po raz kolejny się przebranżowił – tym razem stał się mecenasem kultury. Założył wydawnictwo słowo/obraz terytoria, pił wino z Czesławem Miłoszem, jadał kolacje z Ritą Gombrowicz, założył tygodnik „Ozon” i organizował rok Gombrowicza. A potem, w 2005 roku, przeszedł do polityki. Nie chciał mówić o kulisach tamtej kampanii wyborczej (są wątpliwości odnośnie legalności jej finansowania).
Pierwsze dwa lata, gdy PO było w opozycji, jak mówi, uczył się. Nie ukrywa, że ani biznes, ani polityka nie są miejscem dla niewinnych i cnotliwych, a skuteczność wymaga ubrudzenia sobie rąk. Czy to w postaci tzw. pasywnej korupcji, czyli dawania łapówek urzędnikom „żeby firmy nie były zniszczone i żeby Sanepid nie zgnoił” (Palikot wprost się nie przyznaje, ale daje wyraźnie do zrozumienia, że w latach 90-tych stosował, jak „wszyscy”, takie praktyki) czy to brutalnych ataków na politycznych przeciwników.
"Polityka nauczyła mnie brutalności"
- Takie standardy zaprowadził Jarosław Kaczyński. A Tusk był pierwszym politykiem w Polsce, który zrozumiał, że trzeba z nim walczyć jego bronią. Tusk nie miał już inteligenckich oporów – diagnozuje Palikot. Pytany, czego się w polityce nauczył, odpowaiada bez wahania: - Właśnie brutalności, od Kaczyńskiego i od Tuska. Jako polityk nie mam żadnych skrupułów – dodaje.
Do prawdziwej ofensywy przystąpił w 2007 roku. - Po wygranej wiedziałem, że moim celem jest osłanianie Tuska, że jako premier musi mieć wolne ręce do rządzenia. Awanturę z PiS wziąłem na siebie – mówi szczerze.
Małpki były hitem
Swoich happeningów – konferencji ze sztucznym penisem w ręku, pytań o zdrowie i alkoholizm prezydenta, opróżnianych na ulicy „małpek”, koszulek „jestem gejem” i „jestem z SLD”, świńskiego ryja w studiu telewizyjnym – się nie wstydzi, choć zdarzało mu się za nie obrywać. Raz mało nie wyleciał z partii, ale zapewnia też, że niektóre jego wyskoki były wysoko oceniane. „Małpki” na przykład były w Platformie hitem, a za wymierzony w PZPN łeb świni Mirosław Drzewiecki był mu bardzo wdzięczny.
Co dalej? - Moją porażką będzie, jeśli nie dostanę żadnej z czterech głównych funkcji: sekretarz generalny, szef partii albo silny wicepremier z resortem, w którym umiałbym coś pożytecznego zrobić – zapowiada w książce. A na blogu dodaje: - Ciekawe po przeczytaniu którego rozdziału mnie wyrzucą? – pierwszego, czy dopiero siódmego?
"Ja, Palikot" w księgarniach w poniedziałek.
Katarzyna Wężyk /ola
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24