Pozbawieni skrupułów przestępcy wykorzystują ludzi w tarapatach. Niby pożyczają pieniądze pod zastaw mieszkania, ale tak naprawdę zmuszają do podpisania cyrografu - aktu notarialnego, w którym ludzie oddają mieszkanie, z czego nie sposób się potem wycofać. Nawet jeśli zwróci się pożyczoną sumę. Materiał programu "Blisko Ludzi" w TVN24
Reporter "Blisko Ludzi" dotarł do trzech rodzin, które stały się ofiarami "mafii mieszkaniowej". W jej skład wchodzą: oficjalnie działająca firma pożyczkowa, pośrednicy, naganiacze i notariusz (bądź notariusze). Tym ostatnim nie przeszkadza, że zabezpieczeniem stosunkowo niewielkiej pożyczki jest wielokrotnie więcej warte mieszkanie.
- Macie satysfakcję z dręczenia ludzi? Mam się powiesić? - rozpacza jedna z ofiar.
Uspokojeni obecnością notariusza
Proceder zaczyna się wtedy, gdy człowiek szybko potrzebuje większej sumy pieniędzy, a nie ma zdolności kredytowej w banku. Ktoś taki jest wymarzonym klientem dla firm, które pożyczają pieniądze pod zastaw.
Klient, który trafi do takiej firmy, dostaje pożyczkę, ale pod warunkiem, że w akcie notarialnym zastawi swoje mieszkanie pożyczkodawcom. Notarialna umowa kupna-sprzedaży stwarza pozory legalności. Wpisana jest na nią zwykle rynkowa wartość mieszkania jako kwota transakcji. W rzeczywistości pożyczkobiorcy dostają do ręki o wiele mniej. Dostają tyle, ile chcieli pożyczyć. Podpisują jednak akt notarialny tak, jakby sprzedali mieszkanie za jego pełną wartość. Gdy pożyczkobiorcy powątpiewają, pożyczkodawcy zapewniają ich, że po spłacie odzyskają swoje mieszkania. Wiarygodności tym zapewnieniom ma dawać obecność notariusza.
Policja nie reagowała
Taka sytuacja spotkała panią Elżbietę z Łomianek, panią Małgorzatę z Augustowa oraz państwa Lidię i Wiesława Szkurłatów z Stąporkowa.
Wybijaniem szyb, zdemolowaniem łazienki i zameldowaniem w domu mężczyzn zajmujących się w życiu wyłącznie piciem alkoholu, nowi właściciele domu przejętego za lichwiarską pożyczkę próbowali niedawno zmusić zadłużoną rodzinę z Łomianek do opuszczenia nieruchomości.
Policja nie reagowała, bo osobnicy dopuszczający się przemocy i wandalizmu legitymowali się aktem notarialnym. Rodzina straciła dom, wart ponad pół miliona złotych, za niespłaconą w całości pożyczkę w wysokości 50 tys. zł. Ten sam schemat działania został zastosowany wobec Małgorzaty Sieńko z Augustowa. Musiała szybko jednorazowo zapłacić dług w spółdzielni mieszkaniowej. Nie miała pieniędzy. Nie miała zdolności kredytowej. Skorzystała z pożyczki pod zastaw. Po tym jak spłaciła 23 z pożyczonych 35 tysięcy złotych, lichwiarze przypomnieli jej, że miała oddać dwa razy więcej(!), niż pożyczyła i postanowili zabrać jej mieszkanie, w którym mieszka z rodziną.
Udawali, że chcą pomóc
Grozili, ale jednocześnie udawali, że chcą pomóc. Próbowali uwikłać kobietę w kolejną, jeszcze wyższą pożyczkę - rzekomo na spłatę tej poprzedniej. Małgorzata Sieńko podjęła telefoniczne negocjacje, ale już w obecności reportera "Blisko Ludzi", który podpowiadał jej, jak ma rozmawiać, żeby zdemaskować nielegalne działania firmy pożyczkowej.
Przedstawiciel firmy przyparty do muru w końcu przyznał się, że udziela pożyczek niezgodnie z prawem. Gdy lichwiarze, którzy osaczyli Małgorzatę, zorientowali się, że są obiektem zainteresowania reportera "Blisko Ludzi", zniknęli. Przestali odbierać telefony, nie dało się z nimi skontaktować przez biuro, na głucho zamknięte były ich domy. Drzwi przed reporterem zamknął również notariusz, który miał legalizować tę wątpliwą umowę.
Do akcji wkroczyła prokuratura
W międzyczasie sprawą mieszkania Małgorzaty Sieńko zajęła się prokuratura. Prokurator zgłosił wpis do księgi wieczystej uniemożliwiający dalsze przehandlowywanie lokalu, w którym mieszka ofiara lichwiarzy. To działanie augustowskiej prokuratury jest jednak chwalebnym wyjątkiem. Na ogół bowiem prokuratorzy odmawiają wszczynania postępowań, uznając, że jak ktoś ma problem z pożyczkodawcą, to powinien swoich praw dochodzić na drodze cywilnej. Czy to oznacza, że ofiary lichwiarzy i bezwzględnych egzekutorów zabranych mieszkań są zdane same na siebie? Czy naprawdę nie mogą liczyć na pomoc prokuratury - instytucji, która nie jest powołana tylko do oskarżania w procesach karnych, ale do szeroko rozumianej ochrony praworządności?
Po emisji materiału w studio odbyła się dyskusja, w której udział wzięli Piotr Ikonowicz z Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej, senator Lidia Staroń, radca prawny dr Łukasz Bernatowicz oraz notariusz Robert Dor.
Autor: mw/kk / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24