- Przykro, że doszło do strajku, ale przez 3,5 roku nie dogadaliśmy się z zarządem spółki ani ministerstwem. Nie chcemy się wstydzić jako kolejarze, ale zarabiamy za mało - mówi rzecznik strajkujących związkowców, Leszek Miętek.
Spółka Przewozy Regionalne 17 sierpnia o północy rozpoczęła 24-godzinny strajk. Na tory nie wyjedzie blisko 2,7 tys. pociągów. Strajk może dotknąć nawet 300 tysięcy pasażerów. Kolejarze domagają się podwyżek. W swojej ostatniej propozycji zarząd Przewozów Regionalnych zgodził się na 280 zł podwyżki - czyli tyle, ile chcieli związkowcy. Jednak zaproponowali rozłożenie tej kwoty na raty. Związkowcy zaś domagali się, by cała ta kwota została wypłacona od razu, od czerwca br.
"Liczę na otrzeźwienie"
Jak mówił w TVN24 Leszek Miętek, przykro, że doszło do strajku, ale kolejarzy, którzy często pracują na kolei z pokolenia na pokolenie boli, że spółka tak źle funkcjonuje. - Liczę, że po tym proteście nastąpi otrzeźwienie - powiedział.
Zaznaczył, że pracownicy nie znajdują już innego sposobu niż strajk, bo pikiety i apele nic nie dały. - Jeśli nie będzie podwyżek, to będzie problem, bo brakuje pracowników. Maszyniści mają już wypracowaną maksymalną liczbę nadgodzin wypracowanych w roku - uważa Miętek. Szef strajkujących ubolewa, że między przewoźnikami nie ma komunikacji, a bilety jednej spółki nie są honorowane w pociągach innej.
"Nie chodzi tylko o podwyżki"
Jest mi bardzo przykro z powodu strajku i liczę na wyrozumiałość. Jako kolejarze, nie chcemy się wstydzić spółki Przewozy Regionalne. Przez 3,5 roku nie mogliśmy znaleźć porozumienia z zarządem i władzami spółki Leszek Miętek, rzecznik strajkujących kolejarzy
Mówił też o panujących na kolei "patologiach". - Zarząd kolei śląskich pobiera od 1,5 roku pensje, a nie przewieźli jeszcze żadnego pasażera. Województwa tworzą wewnętrzne spółki, które nie są dla nas konkurencją, ale zamykaniem rynku - skarżył się.
Jak dodał, kolejarze wystąpili o szczyt kolejowy (ma się od odbyć we wrześniu-red.). Zaznaczył, że pracownikom PR nie chodzi o same podwyżki, bo zarząd wprawdzie obiecał zwiększenie wynagrodzeń o 280 zł w trzech transzach, ale stanie się to kosztem firmy, która naraża się na bankructwo, bo jest już poważnie zadłużona. Zdaniem Miętka, chodzi przede wszystkim o usunięcie panujących na kolei patologii i stworzenie komunikacji między różnymi przewoźnikami.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24