Inflacja wywołana wojną dopiero nadchodzi. Ta to jeszcze jest poprzednia, wywołana po części sytuacją na rynkach surowcowych, a po części to konsekwencja długotrwałej, nieodpowiedzialnej polityki budżetowej polskiego rządu - mówił w "Faktach po Faktach" w TVN24 profesor Marek Belka, były premier, były prezes NBP, poseł do Parlamentu Europejskiego. Wskazywał na działania, jakie w obecnej sytuacji powinien podjąć prezes NBP Adam Glapiński. - Powinien jasno powiedzieć rządowi: - ja w tej chwili zaostrzam politykę pieniężną, ale są pewne granice - stwierdził europoseł.
Marek Belka, były premier, były prezes NBP, poseł do Parlamentu Europejskiego mówił w "Faktach po Faktach" w TVN24 o rosnącej inflacji. Zapytany czy to "putinflacja", o której mówił premier Mateusz Morawiecki, odparł: - inflacja wywołana wojną dopiero nadchodzi. Ta to jeszcze jest poprzednia, wywołana po części sytuacją na rynkach naftowych, surowcowych, a po części rodzimego chowu.
Dodał, że jest to "konsekwencja długotrwałej, nieodpowiedzialnej polityki, przede wszystkim budżetowej".
Belka: nie ma jednego winnego
Jak mówił dalej gość TVN24, "nie ma jednego winnego" tej sytuacji, bo "tutaj mamy splot różnych okoliczności". - Z jednej strony polityka polskiego rządu jest od dłuższego czasu skrajnie ekspansywna, czyli "wydajemy, wydajemy, wydajemy". Kolejne programy socjalne, one na początku nie przynosiły żadnych negatywnych konsekwencji, ale w końcu tama puściła - tłumaczył.
- Właściwie pod koniec pandemii mieliśmy do czynienia z gwałtowną zwyżką cen surowców, ale w tę pandemię już weszliśmy z inflacją znacznie wyższą od naszego celu inflacyjnego. Czyli najpierw nasza polityka wewnętrzna, potem sytuacja na rynkach surowcowych, a teraz włącza się jeszcze trzeci element, czyli wojna i jej konsekwencje dla rynku żywnościowego - wskazywał Belka.
Belka: ludzie stracili poczucie tego, że Narodowy Bank Polski panuje nad sytuacją
Mówił także o postawie, jaką w czasie rosnącej inflacji prezentowały Narodowy Bank Polski i Rada Polityki Pieniężnej.
- Źle oceniły sytuację, zarówno Rada, jak i prezes. Znacznie później zaczęto zaostrzać politykę pieniężną niż trzeba było. A poza tym komunikacja ze społeczeństwem i z tak zwanymi rynkami, czyli z uczestnikami rynku kapitałowego, była niewłaściwa. W efekcie ludzie stracili poczucie tego, że Narodowy Bank Polski panuje nad sytuacją. To powoduje, że inflacja jest jeszcze wyższa niż byłaby bez niej, a koszty jej łagodzenia będą wyższe niż gdybyśmy uniknęli tych błędów - ocenił były premier.
Belka o tym, co prezes NBP "powinien jasno powiedzieć rządowi"
Belka wskazywał też na działania, jakie w obecnej sytuacji powinien podjąć prezes NBP Adam Glapiński. - Powinien jasno powiedzieć rządowi: - ja w tej chwili zaostrzam politykę pieniężną, ale są pewne granice - stwierdził europoseł.
Jak tłumaczył Belka, prezes NBP powinien teraz po pierwsze skończyć z zakupem obligacji państwowych przez bank centralny. A po drugie zwrócić się do rządu o zdecydowanie bardziej zdyscyplinowaną politykę budżetową po to, aby ta, tak jak dzisiaj jest prowadzona, nie niwelowała skutków wyższych stóp procentowych.
- Co z tego, że stopy procentowe rosną, jak wydatki państwowe prowadzą politykę gospodarczą w drugim kierunku? Jeszcze nasilają inflację - dodał były prezes NBP.
- Przez kilka lat polityka rządu Prawa i Sprawiedliwości polegała na bardzo ekspansywnym wydawaniu pieniędzy Pewne elementy polityki socjalnej były uzasadnione. Ja na przykład nigdy nie miałem zastrzeżeń do programu 500 plus w pierwszej wersji, (...), ale później zaczęły się już prezenty, jeden za drugim - trzynasta, czternasta emerytura. To wszystko piękne rzeczy dla tych, którzy te pieniądze otrzymują. Tylko za to trzeba płacić i płacimy właśnie teraz - mówił dalej Belka.
Belka: może być jeszcze gorzej, jeśli chodzi o wzrost cen
Byłī szef NBP przyznał, że "może być jeszcze gorzej, jeśli chodzi o wzrost cen". - To nie znaczy, że ta inflacja podniesie się nam do poziomów hierpinflacyjnych, (...). Natomiast może nas czekać także osłabienie koniunktury gospodarczej, czyli tempa wzrostu, bo po prostu ludzi przestanie być stać na zakupy pewnych towarów - zauważył.
Jak mówił dalej, "wojna wpływa nie tylko na wzrost cen, ale także łamie łańcuchy dostaw, powoduje problemy z dostarczaniem części podzespołów, łamie się proces produkcyjny, czyli może nam grozić osłabienie tempa wzrostu gospodarczego".
Źródło: TVN24