Burza, która przeszła w czwartek w nocy, nie była łaskawa dla Warszawy. Powalone drzewo zraniło jedną osobę, część miasta była pozbawiona prądu, a ruch na lotnisku Okęcie został sparaliżowany na kilka godzin.
Burza do Warszawy dotarła około godziny 22.30 i pokrzyżowała plany wielu podróżnym. Samoloty najpierw krążyły nad stolicą, jednak gdy nawałnica nie przechodziła, część z nich poleciała na inne lotniska, m.in. do Poznania i Krakowa. Ostatecznie, wiele samolotów wylądowało z wielogodzinnymi opóźnieniami.
Kilkugodzinne opóźnienia
- Jesteśmy pięć godzin po czasie. Lataliśmy najpierw godzinę nad Warszawą. I naprawdę było niefajnie. A że burza nie odsuwała się, polecieliśmy do Poznania, tam odczekaliśmy. W końcu okazało się, ze możemy wrócić. W pewnym momencie wszyscy mieliśmy dużego stracha, bo samolotem mocno trzęsło, grzmoty waliły. Nie życzę nikomu takiego przeżycia - relacjonowała jedna z pasażerek.
- Pilot zdecydował, że nie będziemy krążyć. Lecimy odpocząć w Krakowie. Mała przerwa w Krakowie i wracamy do Warszawy - opowiadał pan Tomasz.
Jednak nie każdy z pasażerów do niedogodności podchodził z takim dystansem. - Wylądowaliśmy w Krakowie, bo poinformowano nas, że jest wielka burza i zamknięte lotnisko. I zabrakło im benzyny oczywiście - mówiła zirytowana podróżniczka.
Ciężka noc dla strażaków
W nocy z czwartku na piątek w stolicy straż pożarna interweniowała prawie 100 razy. Strażacy najwięcej pracy mieli na Mokotowie, Pradze i w Śródmieściu. W niektórych rejonach Warszawy doszło do przerw w dostarczaniu energii elektrycznej.
Na terenie miasta ponad 200 razy usuwano skutki porywistego wiatru - chodzi głównie o połamane gałęzie drzew, które spadły na samochody, zablokowały skrzyżowania i zrywały linie energetyczne. Trwa szacowanie strat.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24