Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga wszczęła śledztwo w sprawie rozpowszechniania bez zezwolenia w mediach informacji z postępowania dotyczącego prokuratora Marka Pasionka - poinformowała rzeczniczka prasowa tej prokuratury Renata Mazur. Chodzi o ujawnienie powodów odsunięcia Pasionka od śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej.
Mazur przypomniała, że zgodnie z kodeksem karnym, za rozpowszechnianie bez zezwolenia wiadomości z postępowania przygotowawczego grozi maksymalnie do dwóch lat więzienia.
Rozpowszechnianie bez zezwolenia
W połowie czerwca, jak informowała już wcześniej NPW, naczelny prokurator wojskowy gen. Krzysztof Parulski wystąpił do warszawskiego wojskowego prokuratora okręgowego o rozważenie możliwości wszczęcia śledztwa w sprawie rozpowszechniania bez zezwolenia informacji z postępowania dotyczącego prok. Pasionka.
Wystąpienie gen. Parulskiego miało związek z opublikowanym w "Gazecie Wyborczej" artykułem pt. "Cafe pod agentem". Naczelny prokurator wojskowy zwrócił się wówczas do WPO "z poleceniem rozważenia możliwości zainicjowania postępowania karnego w sprawie rozpowszechniania publicznego, bez zezwolenia, wiadomości z postępowania przygotowawczego, zanim zostały ujawnione w postępowaniu sądowym".
WPO miała sprawdzić, czy zachodzą przesłanki, by mogła prowadzić w tej sprawie postępowanie. Prokuratura wojskowa wydała postanowienie, aby materiały sprawy - zgodnie z właściwością - przekazać do prokuratury cywilnej.
W czerwcu szef NPW gen. Parulski zawiesił w czynnościach Pasionka, prokuratora NPW nadzorującego śledztwo ws. katastrofy Tu-154M. W związku z podejrzeniem ujawnienia tajemnicy tego śledztwa czeka go postępowanie karne oraz dyscyplinarne. Pasionek złożył zażalenie do prokuratora generalnego na decyzję o zawieszeniu, czeka ona na rozstrzygnięcie przez prokuratora generalnego.
Materiały za materiały
Pasionek - według niepotwierdzonych przez prokuraturę doniesień mediów - miał zwracać się nieoficjalnie do przedstawicieli USA, agentów CIA i FBI z ambasady w Warszawie, w sprawie dowodów przydatnych w śledztwie ws. Smoleńska i przekazać im część materiałów z polskiego postępowania. "Gazeta Wyborcza" twierdzi, że miał też udzielać informacji ze śledztwa dziennikarzom "Naszego Dziennika" i "Rzeczpospolitej" oraz posłom PiS - o czym mają świadczyć jego billingi.
Spotkanie z agentami
"GW" pisała, że 7 czerwca 2010 r. w warszawskiej kawiarni Pasionek spotkał się z pracownikami CIA i FBI, stałymi rezydentami w ambasadzie USA w Polsce - śledczy przesłuchali tych agentów. Jeden zeznał, że spotkanie umówili b. szef ABW Bogdan Święczkowski i b. wiceszef ABW Grzegorz Ocieczek (za rządów PiS).
Gdy agenci usłyszeli od Pasionka, że nadzoruje śledztwo smoleńskie i ma dostęp do poufnych informacji, zaproponowali, by przenieść spotkanie do ambasady USA, gdzie Pasionek w obecności Ocieczka i Święczkowskiego mówił agentom o śledztwie i pytał, czy mogą sprawdzić kilka koncepcji - podała "GW".
Według gazety amerykański agent zeznał, że chodziło o prawdopodobieństwo rozpylenia sztucznej mgły, sterowanie samolotem na odległość i zmianę transmisji danych w wieży kontroli lotów. Agent zeznał też, że ponieważ chodziło "o sprawy ściśle tajne", zaproponował, by do ambasady USA przysłać oficjalną prośbę o pomoc. I rzeczywiście, prokuratura prowadząca śledztwo smoleńskie wysłała wkrótce do Departamentu Sprawiedliwości USA wniosek o pomoc prawną.
Z rąk do rąk
Sprawę ujawnienia informacji ze śledztwa ws. katastrofy smoleńskiej prowadziła Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Poznaniu. Dotyczyła ona "ujawnienia osobie nieuprawnionej informacji stanowiącej tajemnicę służbową" (co zagrożone jest karą do trzech lat więzienia) oraz "rozpowszechniania publicznego wiadomości pochodzących z postępowania przygotowawczego" (grozi za to do dwóch lat więzienia).
Ponieważ WPO "uprawdopodobniła wersję", że ujawnienia tajemnicy dopuścił się prokurator prokuratury wojskowej - który nie jest oficerem, lecz osobą cywilną - sprawę skierowano do Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24