We wtorek 4 czerwca będziemy obchodzić 30. rocznicę częściowo wolnych wyborów. Z tej okazji Ewa Ewart i Jacek Stawiski przygotowali dokument "My, naród". - Jako pierwsi pokazaliście, czego ludzie chcą w zakresie demokracji. Czekamy ponownie na polski głos, aby pokazać, jaki powinien być świat w XXI wieku - podkreśla w nim Madeleine Albright, w latach 1997-2001 sekretarz stanu USA.
Prapremiera filmu odbyła się w niedzielę 2 czerwca w gdańskim Europejskim Centrum Solidarności. W uroczystości wziął udział między innymi były prezydent i jeden z głównych bohaterów wydarzeń 1989 roku Lech Wałęsa.
Film "My, naród"
"My, naród" - to właśnie od tych słów Lech Wałęsa, ówczesny przywódca Solidarności, rozpoczął swoje przemówienie przed połączonymi izbami amerykańskiego Kongresu. Miało to miejsce 15 listopada 1989 roku, pięć miesięcy po tym, jak Solidarność pokonała komunistów w częściowo wolnych wyborach do parlamentu.
- Kiedy Wałęsa wypowiedział te wspaniałe słowa "my, naród" (...) on już nie musiał nic więcej mówić. Kongres był gotowy poprzeć Polskę - wspomina tamto przemówienie Daniel Fried, ambasador Stanów Zjednoczonych w Polsce w latach 1997-2000.
Pomysł, aby to właśnie te słowa otwierały przemowę Wałęsy, narodził się w domu Jacka i Barbary Kalabińskich, polskich imigrantów w USA. Podczas jednej z rozmów na głos wypowiedziała je Barbara Kalabińska, która pamiętała je, ponieważ jej córka w szkole uczyła się zapisów amerykańskiej konstytucji. - To "my, naród" natychmiast przerzuciło pomost między narodem polskim, który reprezentował Wałęsa, a Amerykanami - wspomina. - Te pierwsze zdania stworzyły taką niesłychanie sprzyjającą, ciepłą, przyjazną atmosferę dla Wałęsy, dla tego przemówienia - dodaje.
- Wałęsa przyjechał wtedy, kiedy się cieszył największym prestiżem, dla Amerykanów był symbolem człowieka, który obalił komunizm - dodaje Fried.
Reagan: Polska nie jest Wschodem czy Zachodem, Polska znajduje się w centrum cywilizacji europejskiej
Jednak zanim doszło do tego historycznego przemówienia i transformacji ustrojowej nad Wisłą, Polska przebyła długą drogę. Na mocy porozumień sierpniowych z 31 sierpnia 1980 zalegalizowany został pierwszy niezależny związek zawodowy - NSZZ "Solidarność". W latach 1980-1981 Solidarność szybko stała się dziesięciomilionowym ruchem społecznym. Polski bunt i rozbudzone nadzieje zszokowały wówczas sowieckich przywódców. - Byli blisko paniki, to był bardzo sklerotyczny reżim, zmęczony i wyczerpany - opisuje ówczesne nastawienie władz sowieckich korespondent "Newsweeka", Andrew Nagórski.
"Karnawał Solidarności" zakończył się 13 grudnia 1981 wraz z wprowadzeniem w Polsce stanu wojennego. Związek zawodowy został wówczas zdelegalizowany, a wielu jego członków stało się ofiarami represji. Ronald Reagan, nowy amerykański prezydent, nie akceptował zdławienia opozycji.
- Polska nie jest Wschodem czy Zachodem, Polska znajduje się w centrum cywilizacji europejskiej i ogromnie przyczyniła się do jej rozwoju. Czyni to nadal, stawiając wspaniały opór represjom. Walka w Polsce trwa. To, w jaki sposób my w zachodnich demokracjach będziemy reagować, zadecyduje, czy ta walka się utrzyma - mówił Reagan w 1982 w czasie przemówienia w brytyjskim Westminsterze.
"Jedyną rzeczą, która trzymała ustrój socjalistyczny we wschodniej Europie, było zagrożenie ze strony sowieckich czołgów"
W 1985 roku do władzy w ZSRR doszedł Michaił Gorbaczow. W Polsce pojawiła się nadzieja, że dzięki jego polityce i wprowadzanym reformom jest szansa na zmiany. - Powiedziałem przyjaciołom, że mogą liczyć na to, że wywiążemy się ze wszystkich naszych zobowiązań. Ale też szczerze im powiedziałem, że ich partie i kraje są niezależne i nie będzie już mowy o żadnej interwencji (wojskowej - red.). Miałem wrażenie, że oni mi nie uwierzyli, bo zawsze było inaczej - wspomina Gorbaczow.
- Gorbaczow nie rozumiał, że jedyną rzeczą, która trzymała ustrój socjalistyczny we wschodniej Europie, było zagrożenie ze strony sowieckich czołgów. Kiedy usuwasz to zagrożenie, dajesz sygnał, i ten cały system zaczyna się walić - zwraca uwagę Andrew Nagórski.
W 1987 roku z wizytą do Polski przyjechał ówczesny wiceprezydent Stanów Zjednoczonych, George H.W. Bush. Spotkał się z Lechem Wałęsą i zapewnił go o amerykańskim poparciu dla Solidarności. Wałęsa, wspominając tamto spotkanie, mówił: "bardzo mocno go namawialiśmy, aby przemycił słowo Solidarność w swoich wystąpieniach". - Dziś to jest śmieszne, ale w tamtym czasie trzeba było bardzo namawiać, żeby gdzieś w swoim wystąpieniu powiedział (słowo - red.) Solidarność - relacjonował były prezydent.
"W 1989 roku Wałęsa zrobił to, co robią wielcy przywódcy"
W 1989 roku, na mocy wcześniejszych ustaleń przedstawicieli obozu władzy z reprezentacją działaczy opozycyjnych, rozpoczęły się obrady Okrągłego Stołu.
- To wymagało niezwyklej dojrzałości i odwagi, żeby zdecydować się na rozmowy z oprawcami - wspomina Władysław Frasyniuk, jeden z działaczy opozycyjnych i uczestnik okrągłostołowych negocjacji.
- Myślę, że była spora nierówność, co zresztą widać, w tych pierwszych wystąpieniach, na scenę koloseum zostali wypuszczeni i gladiatorzy, i tygrysy, i lwy - mówi z kolei o pierwszych dniach negocjacji Aleksander Kwaśniewski, który przy Okrągłym Stole był jednym z przedstawicieli strony rządowej.
- Plan minimum był taki, że dzielimy się władzą tam, gdzie to możliwe, a jednocześnie, poprzez wprowadzenie przedstawicieli Solidarności do rządu, jesteśmy w stanie razem podjąć niezbędne reformy, a Solidarność gwarantuje, że nie będzie to związane z działaniami strajkowymi - kontynuuje Kwaśniewski.
Lech Wałęsa, oceniając swoją postawę w czasie obrad Okrągłego Stołu, mówi: "moje myślenie było takie - dajcie mi trochę, a resztę sam zabiorę".
- W 1989 roku Wałęsa zrobił to, co robią wielcy przywódcy. Słuchał swoich doradców, którzy mieli obawy, ale wiedział, jak szybko i jak mocno naciskać i kiedy pójść na ugodę. Był na tyle odważny, żeby pchać sprawy do przodu, ale nie na tyle lekkomyślny, żeby doprowadzić do załamania rozmów - tak postawę przywódcy Solidarności w czasie Okrągłego Stołu opisuje Daniel Fried, ambasador Stanów Zjednoczonych w Polsce w latach 1997-2000.
"Bez Polski nie upadłby mur berliński i żelazna kurtyna stałaby nadal"
Jednak z 1989 roku do historycznych przełomów doszło nie tylko w Polsce, ale także w wielu innych krajach bloku komunistycznego. W nocy z 9 na 10 listopada upadł mur Berliński. - Bez Polski nie upadłby mur berliński i żelazna kurtyna stałaby nadal. Ktoś musiał być pierwszy i to była Polska. Upadek muru to symboliczny moment. Nie byłby możliwy, gdyby Polska nie pokazała, że można obalić komunizm. I Polska nadal przewodziła - tak rolę Polski w przemianach w Europie Środkowo-Wschodniej wspomina Fried.
"Inwestycja, korą poczyniła Ameryka w postkomunistycznej Polsce, zwróciła się wielokrotnie"
Na mocy ustaleń Okrągłego Stołu 4 czerwca 1989 roku doszło do pierwszych, częściowo wolnych wyborów. Następnie, jeszcze we wrześniu 1989, wraz z utworzeniem rządu Tadeusza Mazowieckiego i z początkiem transformacji ustrojowej, Polska stanęła wobec wyzwania radykalnej przebudowy gospodarki. Nowy rząd poprosił Leszka Balcerowicza, wybitnego polskiego ekonomistę, aby pokierował tymi reformami.
Początkowo Balcerowicz odmówił. - Powiedziałem nie, ale potem po naradzie rodzinnej i koleżeńskiej się zdecydowałem, no i tak już się potoczyło - wspomina swoją decyzję Balcerowicz. - Myślę, że przeważył argument mojego brata ciotecznego, że to jest historyczna chwila, i że do końca życia będę żałować, jeżeli się nie zgodzę - dodaje ekonomista, który w rządzie Tadeusza Mazowieckiego został wicepremierem i ministrem finansów.
Balcerowicz mówi także o roli, jaką w przemianach gospodarczych w Polsce na początku lat 90. odegrały Stany Zjednoczone. - Były naszym wielkim sojusznikiem naszych starań o redukcję długo zagranicznego i bez wsparcia Stanów Zjednoczonych pewnie nie mielibyśmy tak daleko posuniętej redukcji (długu - red.), mniej więcej o 50 procent - zwraca uwagę.
- Z amerykańskiego punktu widzenia miło jest stwierdzić, że inwestycja, którą poczyniła Ameryka w postkomunistycznej Polsce, zwróciła się wielokrotnie - wspomina amerykańską pomoc Joe Lieberman, który w latach 1989-2013 zasiadał w amerykańskim Senacie.
Wałęsa: los nam dał - mnie i mojemu pokoleniu - doprowadzić do przystanku "wolność" i przekazać demokrację zwycięzcom
12 marca 1999, niemal dekadę od rozpoczęcia procesu demokratycznych przemian, Polska przystąpiła do Sojuszu Północnoatlantyckiego.
Lech Wałęsa, który w 1990 w demokratycznych wyborach został wybrany prezydentem, wspominając czas przemian ustrojowych w Polsce, mówi: los nam dał - mnie i mojemu pokoleniu - doprowadzić do przystanku "wolność" i przekazać demokrację zwycięzcom. - I ja tego dokonałem - dodaje.
- Jako pierwsi pokazaliście, czego ludzie chcą w zakresie demokracji. Czekamy ponownie na polski głos, aby pokazać, jaki powinien być świat w XXI wieku - że nie powinniśmy działać pod wpływem strachu, musimy działać w oparciu o nadzieję, w zrozumieniu, że pochodzi ona od rządów demokratycznych, które mają poparcie swoich obywateli - wspomina transformację ustrojową w Polsce Madeleine Albright, w latach 1997-2001 sekretarz stanu USA, która znacząco przyczyniła się do przystąpienia Polski do struktur NATO.
ZOBACZ CAŁY FILM "MY NARÓD"
Autor: mjz//kg / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24