- Kompromis nie rodzi się na ulicy - mówił minister zdrowia Marian Zembala do protestujących w Warszawie pielęgniarek. Zapowiedział, że zaproponuje im rozwiązanie, które jest "rozważnym kompromisem, jak w porządnej rodzinie". Po rozmowach z pielęgniarkami ogłosił: podwyżka po 400 zł przez kolejne cztery lata.
Około 10 tysięcy pielęgniarek i położnych zgromadziło się w czwartek przed kancelarią premiera w Warszawie. W południe protestujący przemieścili się przed gmach Sejmu.
Pielęgniarki domagają się 1500 zł podwyżki (po 500 zł przez trzy lata).
Ministerstwo pierwotnie proponowało 600 zł brutto w ratach po 300 zł od 1 września br. i od stycznia 2017 r. oraz stopniowe osiągnięcie łącznej docelowej kwoty podwyżki (1500 zł) do 2020 r. W wersji zaproponowanej przez ministra Zembalę w czwartek podwyżka ma wynieść łącznie 1600 zł (po 400 zł przez 4 kolejne lata).
"Jako minister zdrowia czuję się odpowiedzialny"
Podczas protestu przed kancelarią premiera do pielęgniarek wyszedł szef resortu zdrowia Marian Zembala. - Jako minister zdrowia czuję się odpowiedzialny za sytuację pielęgniarek i od tej odpowiedzialności nie uciekam - zapewnił.
- Mamy świadomość, że pielęgniarkom trzeba pomóc i dlatego podejmujemy działania - dodał.
- Prof. Religa też chodził po "białym miasteczku" i wcale nie było mu łatwo - przypomniał, nawiązując do jednego z poprzednich protestów pielęgniarek.
Minister podkreślał, że jest otwarty na dialog. Zaznaczył jednak, że bardzo ważna jest dobra wola z obu stron.
- Zaproponuję rozwiązanie, które jest rozważnym kompromisem, jak w porządnej rodzinie - zapowiedział. Pytany przez dziennikarzy, czy kompromis jest blisko, odpowiedział: - Poczekajmy, kompromis nie rodzi się na ulicy.
- Wybory mają swoją specyfikę w każdym kraju, są pewnym nasileniem oczekiwań wszystkich stron, ale jestem przekonany, że są przestrzenie do porozumienia, niezależnie od tego czy są wybory, czy nie - dodał.
"Spotkajmy się w połowie drogi"
Zembala chciał przemówić do pielęgniarek z trybuny, ale początkowo protestujący nie wpuścili go. Ministrowi udało się przedstawić swoją propozycję dopiero po godzinie 14. Mimo próśb o zachowanie spokoju i ciszę, w czasie wystąpienia Zembali pielęgniarkom trudno było powstrzymać emocje.
Minister podkreślał, że sprawy sporne muszą być rozwiązane dzięki dialogowi i apelował do pielęgniarek, żeby "spotkać się w połowie drogi".
- 400 zł przez 4 lata, (łącznie - red.) 1600 zł to jest to, co chcemy wprowadzić i na co jesteśmy gotowi. Będziemy negocjować z przedstawicielami pielęgniarek - mówił Zembala. Na jego słowa pielęgniarki odpowiedziały gwizdami, potem zaczęły skandować "do podstawy, do podstawy". Minister obiecał, że negocjacje będą dotyczyć podwyższenia podstawy wynagrodzenia. - Rząd Ewy Kopacz się wywiąże - zapewnił.
- Całe życie byłem blisko szpitala i ci, którzy mnie znają wiedzą, że tak było - podkreślił. Zembala zaznaczał, że jego propozycja to konkretna oferta, którą jest w stanie wprowadzić. - Chciałbym bardzo być tym ministrem, który jest dwa miesiące, ale konkretne rzeczy, nie obiecuje, ale je robi. Będziemy dyskutować - powiedział.
Po 400 zł podwyżki przez 4 lata
Wcześniej, w czasie spotkania z dziennikarzami, które odbyło się po wizycie ministra wśród protestujących pielęgniarek, Marian Zembala zapowiedział podwyżki w wysokości po 400 zł przez cztery lata.
- Odpowiadając na stanowisko Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych, które otrzymaliśmy dzisiaj, w porozumieniu z prezesem NFZ proponuję podniesienie miesięcznej kwoty wynagrodzenie dla pielęgniarek i położnych, które realizują świadczenia z Narodowym Funduszem Zdrowia, o kwotę średnią 400 zł miesięcznie przez kolejne 4 lata - zakomunikował minister zdrowia.
- Podwyżki będą przekazane w formie rozporządzenie ministra zdrowia jako dodatkowe środki finansowe do umów z NFZ - dodał Marian Zembala.
- Jesteśmy gotowi uruchomić środki już od września tego roku i kontynuować je przez kolejne cztery lata - zapowiedział minister.
"Znamy języki, wyjedziemy za granicę"
Jedna z 10 tys. protestujących w Warszawie pielęgniarek mówiła: - Dzisiaj sytuacja jest bardzo trudna. Pielęgniarka zarabia na poziomie 2,2 tys. złotych. Jeżeli strona rządowa nie zwróci uwagi na ten fakt, niestety pielęgniarek już nie będzie. Dzisiaj średnia wieku to 50 lat. Nie ma nowych adeptek, które wejdą do zawodu.
W jej ocenie podwyżki, które proponuje ministerstwo, są na poziomie "uwłaczającym". - My walczymy o godne środki - mówiła. - Dzisiaj my już stajemy się same pacjentami i nie ma kto opiekować się nami, a społeczeństwo się starzeje - tłumaczyła.
- Strona rządowa nie słucha tego, co środowisko artykułuje. My po prostu dzisiaj krzyczymy: szanowni decydenci, zwróćcie uwagę na fakt trudnej sytuacji zawodowej pielęgniarek i położnych w Polsce. Pielęgniarka wyjedzie. Nie ta, która skończy szkołę, ale ta, która pracuje w zawodzie ponad 25 lat. Nie ma już żadnej bariery. Znamy języki, wyjedziemy za granicę i będzie duży problem - zapowiedziała.
Autor: db,PM/ja,rzw / Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24