Nie ma kompromisu w sprawie wysokości podatku od smartfonów i tabletów. Czwartkowe spotkanie za zamkniętymi drzwiami pomiędzy przedstawicielami organizacji zrzeszających twórców a producentami sprzętu zakończyło się fiaskiem - dowiedział się portal tvn24.pl. - To już nie jest konflikt, to otwarta wojna - przyznają zgodnie jego uczestnicy. Winą za tę sytuację obarczają siebie nawzajem. A ministerstwo kultury, które ma zdecydować o opłacie, milczy, bo nie chce wziąć odpowiedzialności za niepopularny projekt.
Przedstawiciele producentów i importerów spotkali się w czwartek z Organizacjami Zbiorowego Zarządzania prawami autorskimi z inicjatywy i w siedzibie ZAiKS-u - największej z działających w naszym kraju. Miała być to kolejna próba wypracowania kompromisu w sprawie tzw. opłat reprograficznych, zwanych też potocznie "opłatami od kopiowania" lub - nieco mylnie - "od piractwa".
Wojna o smartfony i miliony
Taka opłata obowiązuje w Polsce od 18 lat. Polega na tym, że od każdego nośnika wpisanego na listę tych, które potencjalnie mogą służyć użytkownikowi do kopiowania treści objętych prawami autorskimi, pobierana jest opłata w wysokości od 1 do 3 proc. wartości wyprodukowanego sprzętu. Pieniądze te trafiają do Organizacji Zbiorowego Zarządzania a dalej do twórców.
Szkopuł jednak w tym, że nasza lista jest przestarzała i mocno "analogowa" - obejmuje m.in. magnetofony, magnetowidy, kasety VHS a nie ma na niej laptopów, tabletów, czy smartfonów. Ministerstwo kultury i OZZ-y chcą ją uaktualnić, ale od ponad roku lat spotykają się z ostrym oporem producentów. To oczywiste, bo gra idzie o wielkie pieniądze - nawet 300 mln zł rocznie, które wydać musieliby dodatkowo ci ostatni.
Kilka dni temu przedstawiciele ZAiKS-u, który na uaktualnieniu listy skorzystałby najbardziej z wszystkich OZZ-ów, deklarowali w rozmowach z nami, że nie zamierzają dłużej dyskutować z producentami na temat wysokości opłaty, bo ci grają jedynie na zwłokę. Z tego też powodu przedstawiciele OZZ-ów zbojkotowali ostatnie spotkanie, na które zostali zaproszeni przez producentów. Ale zmienili zdanie, bo do porozumienia stanowczo zaczęło nawoływać ministerstwo kultury.
Wiceminister Andrzej Wyrobiec przyznał, że sprawę "traktuje priorytetowo i chce jej szybkiego zakończenia". Resort chce przygotować projekt rozporządzenia uaktualniającego listę do końca października i wpisać tam smartfony oraz tablety, ale z niższymi niż proponuje ZAiKS stawkami. W tej sprawie nic się nie zmienia.
Wielkie nadzieje, wielki zawód
Czwartkowe spotkanie miało przynieść przełom w kwestii wysokości wspomnianej opłaty. - Jechałem na nie z nadzieją na porozumienie. Myślałem, że wysłuchamy konkretnych argumentów i poszukamy wyjścia z tego impasu. Ale okazało się, że nikt nie chce z nami rozmawiać, a jedynie ma nam coś do zakomunikowania - relacjonuje Michał Kanownik, dyrektor Związku Importerów i Producentów Sprzętu Elektrycznego i Elektronicznego (ZIPSEE), zrzeszającego 14 największych firm z branży RTV i IT w Polsce.
Zakończyło się ono bez podjęcia jakichkolwiek decyzji. Przedstawiciele ZAiKS-u twierdzą, że wina nie leży po ich stronie a zachowanie przedstawicieli producentów było obliczone na wywołanie kolejnego konfliktu. - Kazano nam udowadniać ekspertyzami, że smartfony i tablety mogą służyć do kopiowania plików. To absurd - mówi dyrektor generalny ZAiKS-u Krzysztof Lewandowski.
Jak dodaje, jego stowarzyszenie przedstawiło swoje propozycje stawek od smartfonów i tabletów (odpowiednio1,5 proc. wartości i 2 proc.), próbowało wyjaśniać, że opłaty tej wielkości i tak byłyby jednymi z najniższych, jakie obowiązują w innych krajach unijnych, ale spotkało się "ze ścianą". - Producentom nie chodzi o wysokość stawek. Im chodzi po prostu o to by być wyjątkiem w europejskiej skali i nadal zarabiać na własności intelektualnej twórców. Teraz czekamy już tylko na decyzję ministerstwa kultury - zaznacza Lewandowski.
Ministerstwo czeka i niewiele widzi
A resort nie do końca chce ją podejmować. Liczy, że to nie jego urzędnicy będą musieli wziąć odpowiedzialność za decyzję, która wzbudza duże kontrowersje. W oświadczeniu, które opublikował w środę, można przeczytać między innymi, że choć "polski system opłat od urządzeń i czystych nośników niewątpliwie wymaga unowocześnienia", to żadna decyzja w tym zakresie nie została jeszcze podjęta a kierownictwo ministerstwa kultury nadal "dostrzega z obydwu stron wolę kompromisu i ostatecznego zakończenia (...) debaty publicznej".
Po czwartkowym spotkaniu, które trwało niewiele ponad godzinę, jasne jest, że taka wola - jeśli rzeczywiście była - już się wypaliła. - O jakiej woli my mówimy jeśli część kierownictwa ZAiKS-u nie podaje nam już nawet ręki na powitanie? To dziecinada i świadectwo absolutnie złych intencji - twierdzi Kanownik.
- Nie mamy żadnych powodów, aby nie podawać komuś ręki, reprezentujemy instytucję a nie siebie i jesteśmy dorosłymi ludźmi. Tę naszą dłoń - w sensie dosłownym i w przenośni - wyciągaliśmy przez ostatnie dwa lata wiele razy. To kolejny absurdalny zarzut - odpowiada Lewandowski.
Autor: Łukasz Orłowski//plw / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: shutterstock.com