Damian w ostatni piątek kąpał się z kolegą w Bałtyku. Nagle stracił grunt pod nogami i w jednej chwili znalazł się w poważnych tarapatach. Materiał magazynu "Polska i Świat".
- Zacząłem machać rękami z przerażenia - opowiada Damian Świeczek - Kolega podpłynął do mnie, zaczął mnie podnosić do góry, żebym złapał powietrza i obaj staraliśmy się machać rękami do ratowników, że potrzebujemy pomocy, zaczęliśmy krzyczeć - opisuje niebezpieczną sytuację w morzu.
"Niby potrafię się utrzymać na wodzie, ale spanikowałem"
Chłopak był przekonany, że na wysokości, na której się kąpie, głębokość morza w każdym miejscu jest taka sama. Jednak nie była i nagle stracił grunt pod nogami.
- Jakbym sam był albo bez tego kolegi, któremu bardzo dziękuję oczywiście, nie dałbym rady. Tak jak mówię: ja nie umiem pływać. Niby potrafię się utrzymać na wodzie, ale spanikowałem po prostu - opowiada.
Na szczęście Damian szybko trafił pod opiekę ratowników i nic mu się nie stało. Niestety wiele osób takiego szczęścia nie miało. Od początku sierpnia nie ma dnia, żeby ktoś nie utonął. Życie straciło już 26 osób.
- Ciągle to samo. Ciągle wyciągamy osoby będące pod wpływem alkoholu - mówi Artur Kędzierski, ratownik legionowskiego Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, który tylko w ciągu dwóch ostatnich niedziel uratował dwie pijane, tonące osoby. Jednym z nich był - jak mu się zdaje - obywatel Ukrainy.
- Bardzo przepraszał za zdarzenie, obiecał, że już do wody nie wejdzie, że zauważył, że zrobił źle - opowiada ratownik.
"Ludzie twierdzą, że są bogami swojego życia"
Główne przyczyny utonięć to alkohol, brak umiejętności i brawura.
- Mamy czerwoną flagę, ale ludzie jednak twierdzą, że są bogami swojego życia i będą robić to, co im się podoba - mówi ratownik gniewińskiego WOPR Łukasz Dybowski.
Zdarza się również, że toną osoby, które bardzo dobrze pływają. Na przykład w sytuacji, gdy ruszają komuś na ratunek, ale nie potrafią udzielić tonącemu pomocy i sami zaczynają jej potrzebować.
- Jeżeli dopuszczamy się ratowania osoby tonącej bez sprzętu, nie możemy dopuścić do kontaktu bezpośredniego - tłumaczy ratownik sopockiego WOPR Maciej Dziubich. - Nie wyciągamy ręki, bo osoba tonąca brzytwy się trzyma więc po nas wejdzie ponad wodę, nas przytopi, złapie się nas tak kurczowo, że my od tego uścisku się nie uwolnimy bez odpowiedniego szkolenia - objaśnia.
"Próbują jeszcze z nami dyskutować"
Trudno policzyć, ile osób udaje się uratować. Nie jest jednak tajemnicą, że mało kto z uratowanych mówi choćby "dziękuję".
- Mamy wrażenie, że się wstydzą swojego zachowania albo próbują cwaniakować, próbują jeszcze z nami dyskutować, że przecież tak naprawdę nic się wielkiego nie zdarzyło, on sobie trochę wypił, no trochę się podtopił, pomogliście, od tego tak naprawdę jesteście - relacjonuje prezes legionowskiego WOPR Krzysztof Jaworski.
- Całe szczęście, że tak się to wszystko skończyło - stwierdza Damian, którego ratownicy WOPR wyciągnęli z Bałtyku. Po udanej akcji podziękował i obiecał sobie, że nauczy się pływać.
Autor: azb//now / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24