Białorusinka, mama chorego na mukowiscydozę Jasia, zaapelowała w programie "Teraz My" do polskich władz o przyznanie jej prawa do pobytu w Polsce. Jak tłumaczyła w programie TVN "Teraz My", po powrocie na Białoruś czekają ją szykany, a Jasia - śmierć.
Pani Madzina podkreśliła, że bardzo się cieszy z tego, że Jaś nie został na razie deportowany na Białoruś. Zaznaczyła przy tym, że sama nie będzie w stanie zająć się chorym chłopcem i marzy o rodzinie zastępczej dla niego. - Nadal będę się nim interesowała i będę chciała go odwiedzać - obiecała.
Jak mówiła, kiedy urodziła chore dziecko, była zdezorientowana. Nie wiedziała do kogo się zwrócić o pomoc, gdzie się udać. Dodatkowo ojciec dziecka, który według pani Madziny jest Polakiem, groził jej i zmusił, aby w akcie urodzenia wpisała, że drugim rodzicem Jasia również jest Białorusin.
Jaś miał bliźniaka W programie Tomasza Sekielskiego i Andrzeja Morozowskiego Białorusinka przyznała, że Jaś był jednym z dwójki za wcześnie urodzonych bliźniaków. Drugi zmarł.
Reporterzy programu "Teraz My" sprawdzili, w jakich warunkach leczony byłby Jaś, gdyby trafił na Białoruś. Okazało się, że trafiłby do zamkniętego szpitala psychiatrycznego lub do domu dziecka, gdzie nie miałby żadnych szans na leczenie.
Źródło: TVN24, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24