KOD ma się dobrze - zapewniał Mateusz Kijowski w programie "Tak jest". - To potężna energia tysięcy ludzi i ci ludzie nadal chcą działać, nadal chcą walczyć o Polskę, o społeczeństwo obywatelskie - wyjaśniał w rozmowie z Andrzejem Morozowskim były już szef Komitetu Obrony Demokracji.
Według Mateusza Kijowskiego "KOD nie jest i nigdy nie był firmą eventową". - Nie chodziło o to, żeby organizować duże demonstracje, tylko chodziło o to, żeby wyrazić sprzeciw wobec tego, co władza nam oferuje czy oferowała półtora roku temu, jak również, żeby zorganizować się do takiego sprawnego sprzeciwu - wyjaśniał.
"Potężna energia tysięcy ludzi"
Zapewnił również, że "KOD nie zniknął". - Działa bardzo aktywnie w tych grupach lokalnych, w których ludzie mogą się spotykać, rozmawiać, organizować. To jest najważniejsza działalność KOD. Od początku powstał jako ruch oddolny, a teraz ta oddolna działalność zajmuje coraz więcej czasu - tłumaczył Kijowski. - Nie ma już potrzeby, żeby raz na miesiąc jeździć na jakieś duże demonstracje, kiedy można u siebie niemalże codziennie prowadzić regularną pracę - dodał.
Pytany o to, jak wyobraża sobie przyszłość Komitetu Obrony Demokracji, były szef organizacji odparł, że jest dobrej myśli i że według niego "KOD to jest potężna energia tysięcy ludzi".
- I ci ludzie nadal chcą działać, nadal chcą walczyć o Polskę o społeczeństwo obywatelskie - stwierdził. - KOD żyje w nas, tak jak wolność jest w nas wszystkich i to daje nadzieję - podsumował.
"Praca u podstaw"
Według Mateusz Kijowskiego właśnie teraz KOD rozpoczął pracę "mniej widowiskową, jednak dużo ważniejszą. - Są bardzo różne projekty realizowane przez ludzi. Chociażby punkty informacyjne. Wychodzi kilkanaście osób na ulicę w swoim miasteczku, tam, gdzie mieszkają, i przekonują swoich współmieszkańców, informują, zachęcają do przystępowania do stowarzyszenia - podkreślił.
Dynamika działalności się zmienia, to naturalne, dodał Kijowski - Marsze będą, ale trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że pewna dynamika działalności jest zawsze taka, że na początku mamy duże fajerwerki po to, żeby się skrzyknąć, poznać, zobaczyć, a później zaczyna się taka praca, która jest mniej widowiskowa, ale znacznie ważniejsza, praca u podstaw, praca organiczna, często edukacyjna - wyliczał były szef Komitetu.
Jak dodał, dzisiaj ludzie "manifestują, edukując się nawzajem, szukają sposobu, zrozumienia, jak to powinno działać". - To jest trochę bardziej zaawansowany tryb działania. Kiedy mamy demonstracje na kilkadziesiąt tysięcy ludzi, to właściwie trudno jest tam bardzo wiele powiedzieć, wiele zrozumieć. Tam spotykamy się po to, żeby się policzyć, zobaczyć i poznać, ale kiedy się poznamy, to każdy chciałby zrobić coś więcej, bo ile można tylko chodzić? - pytał.
"Nie będzie krytyki dla krytyki"
Pytany o to, jakim przewodniczącym KOD będzie Krzysztof Łoziński, Mateusz Kijowski podkreślił, że innym, ze względu na "inny temperament i doświadczenie". - Jak się będzie sprawdzał w funkcji przewodniczącego, to dopiero się przekonamy w najbliższym czasie. Życzę mu jak najlepiej, bo KOD jest ważny - podkreślił.
- Moim celem nie jest działanie do środka, tylko działanie na zewnątrz, jest realizowanie projektów dla Polski, dla budowy społeczeństwa obywatelskiego, więc nie zamierzam się zajmować krytykowaniem dla krytykowania - zaznaczał Kijowski. - Nie będę się zajmował specjalnie krytykowaniem ani obserwowaniem nowych władz, raczej będę się zajmował działaniem - zapewnił.
"Nie mogę tego firmować, niestety"
Mateusz Kijowski zrezygnował z kandydowania w wyborach na lidera KOD na godzinę przed głosowaniem, które odbywało się 27 maja. Jak wyjaśnił, jego decyzja motywowana była przyjęciem przez stowarzyszenie sprawozdania finansowego, z którego zapisami się nie zgadzał. - Walne [zgromadzenie - przyp. red.] delegatów przyjęło, moim zdaniem nieprawdziwe, sprawozdanie finansowe. Nie mogę tego firmować, niestety - tłumaczył powody swojej rezygnacji.
Podkreślił jednak, że wycofania się nie uważa za porażkę, lecz za sukces. - W pewnych sytuacjach trzeba się opowiedzieć po stronie wartości, a nie walczyć o stanowiska czy o zaszczyty, czy o cokolwiek w tym stylu - przekonywał. - W ten sytuacji nie mogłem podjąć innej decyzji, ponieważ od zawsze walczymy o praworządność, o uczciwość, o demokrację. To, co się tutaj wydarzyło, moim zdaniem, zaprzecza tym wartościom - podsumował.
Autor: ar//now / Źródło: tvn24