Jedna z uczestniczek sobotniego Marszu Równości we Wrocławiu została napadnięta w drodze powrotnej przez kilku zamaskowanych napastników. Jak opowiada, niespodziewanie poczuła mocne szarpnięcie, po czym jeden z napastników zabrał jej sześć flag, baner oraz megafon. Doszło do szarpaniny, po czym sprawcy - "sześciu, może ośmiu", jak relacjonowała - uciekli.
Jedna z uczestniczek Marszu Równości została zaatakowana wraz ze swoim kolegą przez zamaskowanych pseudokibiców, podczas drogi powrotnej ze zgromadzenia. Jak mówiła, ma stłuczony łokieć i kolano. Według jej relacji funkcjonariusze zapewnili, że zamierzają zabezpieczyć okoliczny monitoring w celu zidentyfikowania sprawców.
- Wracaliśmy z Marszu Równości, w którymś momencie poczuliśmy szarpnięcie - opowiadała Anna Kowalczyk-Derlęga, uczestniczka marszu. - Wyszarpnięte zostały przez jednego z napastników wszystkie nasze flagi, straciliśmy ich sześć, i baner strajkowy - dodała.
Według relacji kobiety jeden z mężczyzn zabrał również z jej torby megafon.
- Rzuciłam się za nim, ale on znów mi go wyrwał i ja się przewróciłam, ciągnął mnie, przewrócił się sam. Potem wstał, kopnął mnie w plecy, zwyzywał i uciekli. Byli zamaskowani było ich sześciu, może ośmiu, szybko się to wszystko działo - opowiadała Kowalczyk-Derlęga.
Postulują sprzeciw wobec nacjonalistów, przemocy i homofobii
Dziesiąta jubileuszowa manifestacja odbyła się pod hasłem "Wspólnie w imię miłości". Na jej trasie odbywała się kontrmanifestacja - krucjata różańcowa. Pochód próbowali również zakłócić nacjonaliści i pseudokibice.
Organizatorzy szacują, że w Marszu Równości uczestniczyło siedem tysięcy osób. Kontrmanifestantów z krucjaty różańcowej było około 60 osób.
Uczestnicy marszu protestowali przeciwko mowie nienawiści i przemocy motywowanej uprzedzeniami, domagali się stanowczego reagowania na wszelkie przejawy homofobii, ksenofobii, rasizmu w przestrzeni publicznej oraz żądali bezwzględnego potępiania środowisk faszystowskich, neonazistowskich i nacjonalistycznych.
Autor: akw//now / Źródło: tvn24