Do PO zapisywano ludzi bez ich wiedzy. Śledztwo w tej sprawie prowadzi już prokuratura - pisze "Rzeczpospolita". Gazeta sugeruje, że fikcyjni członkowie mieli pomóc w walce o władzę w partii.
Cała sprawa zaczęła się od mieszkanki Gorzowa. Dorota P. w marcu otrzymała pismo z PO, że od roku nie płaci składek członkowskich i że zostaje wykreślona z partii. Tyle tylko, że ona się nigdy do Platformy nie zapisywała.
Wcześniej pani Dorota z okazji imienin i świąt otrzymywała życzenia, pod którymi podpisywał się Witold Pahl, gorzowski poseł PO. – Myślałam, że podobne kartki trafiają do wszystkich mieszkańców, że w ten sposób poseł zabiega o poparcie – mówi "Rz".
Kobieta zawiadomiła prokuraturę. Ta wszczęła śledztwo w sprawie fałszowania dokumentów. Kilka dni temu do gorzowskich śledczych trafiła lista kolejnych 14 osób, które miały być członkami partii, ale nic o tym nie wiedziały.
Andrzej Bogacz, prokurator prowadzący sprawę fałszowania dokumentów w PO przyznaje: – Skala jest większa niż tylko ten jeden nagłośniony przypadek. Czekamy na spływ dokumentów z partii.
Walka o władzę
Przed ubiegłorocznymi wyborami w partii do gorzowskiej Platformy w ciągu kilku miesięcy zapisało się nagle 261 osób. W efekcie partia w 100-tysięcznej Zielonej Górze miała 170 członków, a w Gorzowie (110 tys. mieszkańców) prawie trzy razy więcej – 505.
Dzięki 261 nowym członkom gorzowska PO na wybory zarządu regionu, które odbyły się 22 maja, mogła wystawić aż 110 delegatów. Apetyt na władzę w regionalnej partii miało wtedy dwoje posłów: Bożenna Bukiewicz z Zielonej Góry i Witold Pahl z Gorzowa.
Pahl mimo ogromnej liczby delegatów ostatecznie nie wystartował w wyborach.
Jeszcze przed tymi wyborami zarząd regionu zaczął podejrzewać nieczystą grę. Sekretarz PO Marcin Białek odmówił rejestrowania nowych członków z gorzowskich kół. Ich przewodniczący, za namową posła Pahla, odwołali się do Warszawy.
– Pahl osobiście zawiózł te odwołania do sekretarza generalnego partii Grzegorza Schetyny – mówi nasz informator. Schetyna nakazał wpisać nowych członków. – Pahl triumfował. Mówił, że należy mu się funkcja przewodniczącego regionu, bo co czwarty członek lubuskiej PO jest z Gorzowa – opowiada działacz PO.
Wątpliwe deklaracje
Po aferze z panią Dorotą zarząd regionu lubuskiej PO sprawdza swoich członków. - Mamy wątpliwości co do setek deklaracji z Gorzowa – zdradza informator "Rz" z PO. – Jest nazwisko, adres i PESEL. A nie ma telefonu ani adresu e-mail. Poprosiliśmy o oryginały deklaracji, ale koła nie chcą nam ich wydać. Po analizie kserokopii list członków znaleźliśmy np. nazwiska 14 osób, które rzekomo mieszkają pod tym samym adresem w Gorzowie.
Poseł Pahl zapewnia, że sprawę zna jedynie z mediów. – Od czterech lat nie pełnię funkcji, które wiążą się z przyjmowaniem nowych członków. Nie jestem szefem koła, nie kieruję partią, a pracę w zarządzie powiatu ograniczyłem ze względu na poselskie obowiązki – mówi.
I dodaje: - Mam nadzieję, że prokuratorskie śledztwo wyjaśni, czy doszło do zaniedbania, pomówienia, czy może czegoś jeszcze innego, ewentualni winni zostaną zaś ukarani,
Pahl w obecnych wyborach będzie kandydował z list PO do Sejmu.
Źródło: Rzeczpospolita
Źródło zdjęcia głównego: TVN24