Pierwsza prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Manowska wydała oświadczenie dotyczące sprawy wygaszenia mandatów Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. Skrytykowała prezesa Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych SN Piotra Prusinowskiego, który jej zdaniem "lekceważy zarządzenie pierwszego prezesa", dopuścił się "samowoli" i zawarł "porozumienie" z marszałkiem Sejmu.
Politycy PiS Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik w grudniu zostali skazani prawomocnym wyrokiem na kary więzienia, w związku z czym marszałek Sejmu Szymon Hołownia wydał postanowienia o stwierdzeniu wygaszenia ich mandatów poselskich. Odwołali się oni do Sądu Najwyższego, a jego Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych uchyliła postanowienia marszałka. Izba ta jest jednak nieuznawana za sąd w świetle prawa europejskiego, a Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej stwierdził, że nie jest ona "niezawisłym i bezstronnym sądem".
Tymczasem Izba Pracy i Ubezpieczeń Społecznych SN, do której marszałek Sejmu skierował odwołania polityków PiS, ma 10 stycznia rozstrzygnąć co do mocy postanowień marszałka stwierdzających wygaśnięcie mandatów poselskich Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika po tym, jak zostali prawomocnie skazani przez stołeczny sąd za nadużycia w czasie tzw. afery gruntowej. Zdaniem Hołowni i wielu prawniczych autorytetów, to właśnie Izba Pracy i Ubezpieczeń Społecznych SN jest uprawniona do rozpatrzenia odwołań.
Manowska: doszło do bulwersującego porozumienia
Oświadczenie w tej sprawie wydała w poniedziałek pierwsza prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Manowska. Odczytał je, w obecności dziennikarzy, Aleksander Stępkowski, rzecznik SN.
Manowska napisała, że "z konsternacją przyjmuje lekceważenie przez prezesa Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych Piotra Prusinowskiego zarządzenia pierwszego prezesa Sądu Najwyższego z 4 stycznia bieżącego roku". Zarządzenie, o którym pisze, stwierdzało, że odpowiednią izbą do rozstrzygnięcia sprawy wygaszenia mandatu Kamińskiego jest nieuznawana Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych.
Zdaniem Manowskiej "działanie takie stanowi istotne naruszenie porządku prawnego Rzeczypospolitej Polskiej" i "jest efektem samowoli prezesa Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych działającego w porozumieniu z marszałkiem Sejmu, organem władzy ustawodawczej".
"Bulwersujące jest, że do takiego porozumienia doszło w sprawie mającej na celu kontrolę legalności postanowienia marszałka Sejmu przez Sąd Najwyższy. Organ władzy ustawodawczej przekazał odwołanie skarżącego do innej Izby niż określa to ustawa i niż to określił odwołujący się, a prezes Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych takie działania wspierał. Okoliczności te każą niestety postawić pytanie o bezstronność działań prezesa Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych, ponieważ mogą u obywateli budzić wątpliwości co do apolityczności Sądu Najwyższego jako organu wymiaru sprawiedliwości" - napisała pierwsza prezes SN.
Manowska w oświadczeniu utrzymuje, że "obydwa odwołania od postanowień Marszałka Sejmu o wygaśnięciu mandatu posła wpłynęły prawidłowo do Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego". Zaznaczyła, że "złożenie środka odwoławczego było skuteczne, choć nie uczyniono tego za pośrednictwem Marszałka Sejmu".
Jak napisała pierwsza prezes, "rażącym naruszeniem" jest w tym wypadku rejestracja odwołań w Izbie Pracy i Ubezpieczeń Społecznych "na polecenie kierującego nią Prezesa Piotra Prusinowskiego, działającego w tym zakresie - jak sam to publicznie stwierdził - w porozumieniu z Marszałkiem Sejmu".
"Takie postępowanie ma negatywny wpływ na wizerunek Sądu Najwyższego jako organu wymiaru sprawiedliwości niezależnego od władzy ustawodawczej i wykonawczej, zważywszy, że Marszałek Sejmu, będący wszak politykiem, formułował wobec Prezesa Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych życzenia co do składu orzekającego" - napisała pierwsza prezes SN.
Stępkowski odpowiada na zarzut o upolitycznienie izby
Stępkowski odpowiadał na pytania dziennikarzy między innymi o upolitycznienie Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych.
- Została ona powołana w pierwszym, rzeczywiście realnie konkurencyjnym konkursie, w którym na stanowiska w Izbie Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych zgłosiło się kilkudziesięciu kandydatów, a nie tak jak do tej pory, że był jeden kandydat na jedno miejsce - wskazywał.
Źródło: TVN24