Były prezes Narodowego Banku Polskiego Marek Belka został we wtorek przesłuchany przez komisję śledczą ds. Amber Gold. - Tego rodzaju przypadki zdarzają się na całym świecie - tak Belka mówił o aferze. Dodał, że w jego ocenie "wiadomo było, że to gruby przekręt" i że "trzeba być analfabetą, żeby do czegoś takiego nie dojść".
Pytany przez posła PiS Marka Suskiego, co NBP zrobił w sprawie Amber Gold, Belka odpowiedział, że sprawdzono, czy spółka ta podlega kontroli, rejestracji i regulacji przez NBP. Suski ocenił, że kierowana przez Belką instytucja nie zrobiła nic i nie zgłosiła tej sprawy do prokuratury. - To jest po prostu nieprawda - odparł były szef NBP. - To jest nieprawda wreszcie, że mogliśmy zgłosić tę sprawę do prokuratury, bo byłoby to wyjście poza mandat NBP, a instytucja publiczna, która wychodzi poza swój mandat, łamie prawo - odpowiedział Belka.
Suski pytał też świadka o to, kiedy dowiedział się o sprawie Amber Gold i dlaczego nie informował o niej.
- Panie pośle, a o czym tu było informować. Przecież trochę oleju posiadający w głowie człowiek, jak spojrzał na reklamę, która obiecuje gwarantowanych dochód 13 proc., to już wiadomo było, że to jest gruby przekręt - stwierdził Belka.
Rozmowa z Tuskiem
Suski chciał się również ustalić, kiedy świadek się dowiedział, że w liniach OLT Express należących do Amber Gold pracował syn ówczesnego premiera Donalda Tuska, Michał. - Z mediów - odpowiedział Belka. - Czyli? - dopytywał Suski. - Nie wiem - odparł były szef NBP. - Rozmawiałem z premierem Tuskiem przez telefon, kiedy powziąłem informacje, że Amber Gold inwestuje w tanie linie lotnicze OLT Express. Poruszony byłem tym dlatego, że wtedy się okazało, iż jest to "palenie pieniędzy". Nikt na świecie nie zrobił pieniędzy na tanich liniach lotniczych, nie inwestując najpierw horrendalnych pieniędzy i nie rozwijając działalności globalnej. Wtedy było dla mnie oczywiste, że to jest właściwie oszustwo - powiedział Belka.
- Ponieważ tysiące ludzi kupowało bilety na OLT Express, więc stwierdziłem (...), że premier powinien o tym wiedzieć, o mojej opinii, że ta piramida zaczyna być jeszcze bardziej niebezpieczna i bardziej zmierza ku katastrofie - dodał.
Belka zaznaczył, że nie pamięta, kiedy ta rozmowa się odbyła, ale na pewno przed tym, jak media podały informację, że syn Tuska został zatrudniony przez OLT.
O "analfabetach" i "cwaniakach"
Belka ocenił także, iż prawdopodobnie każdy, gdy czytał ogłoszenia Amber Gold, "wiedział, że mamy do czynienia z przekrętem". - Trzeba być analfabetą, żeby do czegoś takiego nie dojść - dodał.
- Wspomniał pan o analfabetach. To analfabetami byli ci, którzy powierzali środki w Amber Gold, czy ci pracownicy instytucji państwa, którzy tego nie dostrzegali? - zapytał Witold Zembaczyński (Nowoczesna). Belka odpowiedział: - Z przykrością muszę powiedzieć, że i ci, i ci.
- Tego rodzaju przypadki zdarzają się na całym świecie - kontynuował świadek. Belka dodał, że "zawsze znajdą się cwaniacy, którzy będą się starali ludzi oszukać". - To jest tak, jak gonienie króliczka. Zawsze będą takie przypadki, ludzie są czasami chciwi, czasami głupi, a niestety wielu jest oszustów. My musimy ciągle ich gonić, ale zawsze ktoś tam nas ubiegnie - powiedział.
- Gdybyśmy my sami ogłosili komunikat, że "proszę szanownych państwa, to jest piramida i proszę z tego wycofać pieniądze jak najszybciej", to oczywiście w ciągu trzech dni bańka pękłaby, a NBP byłby przedmiotem pozwu - zaznaczył Belka.
Dlatego, jak dodał, NBP przygotowywał dla dziennikarzy informacje na temat Amber Gold, a departament komunikacji i promocji gościł w związku z tą kwestią kilku dziennikarzy.
"Nie wszystko mogło mi się podobać"
- Myślę, że Komisja Nadzoru Finansowego działała zgodnie ze swoimi prerogatywami, swoimi uprawnieniami. Można powiedzieć, że zachowywała się w tej całej sprawie (...) najdzielniej - mówił przed komisją Belka. Posłanka Joanna Kopcińska (PiS) pytała, czy były prezes banku centralnego widzi jakieś nieprawidłowości w funkcjonowaniu instytucji i organów publicznych, które powinny podjąć zdecydowanie wcześniej skuteczne działania w sprawie Amber Gold.
- Oczywiście, że tak. Mówiliśmy głównie o prokuraturze. Ale o ile wiem, państwo interesują się również działaniami sądownictwa, rejestru sądowego. Jest jeszcze kwestia UOKiK-u - też nie wszystko mogło mi się tam podobać - mówił Belka.
Kopcińska pytała także, skąd ówczesny premier Donald Tusk wiedział, że prokuratura działa opieszale.
- Myślę, że w odróżnieniu od tych ludzi, którzy inwestowali w Amber Gold, premier ma olej w głowie i dostawał od przewodniczącego (KNF Andrzeja) Jakubiaka, wcześniej od przewodniczącego (Stanisława) Kluzy informacje o tych ich cierpieniach w działaniach z prokuraturą - podkreślił.
- To są pańskie domniemania, nie wiedza? - dopytywała Kopcińska. - Tak - odpowiedział świadek.
Odpowiedzialność "moralna"
Belka był pytany przez posła Nowoczesnej, czy ponosi odpowiedzialność jako były prezes NBP za sprawę Amber Gold. - Na pewno nie w sensie prawnym - ocenił Belka.
- A odpowiedzialność polityczna? - dopytywał Zembaczyński. - Prezes niezależnego banku centralnego nie zna czegoś takiego jak pojęcie odpowiedzialności politycznej - odrzekł Belka. Dopytywany, o jakiego rodzaju odpowiedzialności można w związku z tym mówić w jego przypadku, odpowiedział, że o odpowiedzialności "moralnej". Belka zaznaczył, że sam czuje się moralnie odpowiedzialny za wszystko, co się zdarzyło w polskim systemie finansowym, ale "nie czuje się moralnie winny" w sprawie Amber Gold.
- Nie mam żadnych złudzeń co do tego, że Polacy będą słuchać nawet najrozsądniejszych ostrzeżeń płynących z ust prezesa Narodowego Banku Polskiego - dodał.
Pytany przez posła Kukiz'15 Tomasza Rzymkowskiego, czy sprawa Amber Gold była dla niego ważną, priorytetową, Belka odpowiedział, że bardzo ważna była sprawa stabilności finansowej państwa, poziomu cen, rezerw walutowych, zdrowia systemu bankowego.
- Konsekwencje Amber Gold, jakkolwiek dolegliwe i bolesne dla określonej grupy ludzi, z punktu widzenia systemu finansowego to nie jest wielka strata - powiedział były prezes NBP.
Autor: ts//rzw / Źródło: PAP