Widziałam zarzuty o narażenie Skarbu Państwa na milionowe straty, ten ruch był uzasadniony - mówiła Elżbieta Witek, szefowa gabinetu politycznego premier Beaty Szydło. W "Jeden na jeden" komentowała zmiany na stanowiskach prezesów stadnin koni w Janowie Podlaskim i w Michałowie.
Witek przekonywała, że nowy prezes stadniny w Janowie Marek Skomorowski, choć - jak sam przyznał - nie miał dotąd styczności z końmi, to miał wieloletni kontakt z zarządzaniem.
- Ten obecny, odwołany dyrektor też zaczynał od najniższego pułapu - mówiła Witek, odpierając zarzuty o brak kompetencji nowego prezesa. - Nie ma specjalistów w tym zakresie, tego trzeba się nauczyć - dodała.
- Dla niego to jest nowe wyzwanie. Natomiast są tam osoby, które się końmi bezpośrednio zajmują. Mam nadzieję, że koniom nic złego się nie stanie i nie wpłynie to na to, co stadnina znaczy w świecie - podkreśliła Witek.
ANR: straciliśmy zaufanie
Na sugestię, że nowy prezes w takiej sytuacji mógłby najpierw zostać np. zastępcą, Witek odpowiedziała, że nie pozwala na to struktura spółki, która jest kierowana jednoosobowo. - Tam nie ma żadnego zarządu, spośród którego można by było wybrać zastępcę na tę funkcję - przekonywała.
Jednocześnie stwierdziła, że decyzja o odwołaniu dotychczasowych prezesów obu stadnin była w pełni uzasadniona, bo mieli oni narazić Skarb Państwa na "wielomilionowe straty".
W środę Agencja Nieruchomości Rolnych, która odpowiada za zarządy wspomnianych stadnin, poinformowała w komunikacie, że dotychczasowych prezesów odwołano "w związku z utratą zaufania".
Powodem miał być m.in. brak odpowiedniego nadzoru hodowlano-weterynaryjnego nad końmi arabskimi czystej krwi. Dotychczasowi prezesi - Marek Trela (Janów Podlaski) i Jerzy Białobok (Michałów) - którzy kierowali stadninami od blisko 40 lat, odpierali zarzuty ANR, nazywając je "absurdalnymi" i "niedorzecznymi".
W miniony piątek zastąpili ich - odpowiednio - Marek Skomorowski i Anna Durmała.
"Nazwisk może być więcej"
Witek komentowała także wczorajsze doniesienia koordynatora ds. służb specjalnych Mariusza Kamińskiego o tym, że za rządów PO-PSL miało być inwigilowanych 48 dziennikarzy.
- Nie znam tych nazwisk, natomiast z tego co czytam i wiem i w co wierzę, tych nazwisk może być więcej - mówiła szefowa gabinetu Szydło. Jak dodała, w całej sprawie chodzi nie tyle o sam fakt inwigilowania dziennikarzy, tylko o to, czy była na to zgoda sądu.
100 dni od powołania rządu powiedziała również, że nie wie nic o tym, by były szykowane jakieś zmiany personalne w Radzie Ministrów. Zdaniem opozycji ze stanowiskiem powinien pożegnać się szef MSWiA Mariusz Błaszczak, w związku z zamieszaniem przy powołaniu i odwołaniu komendanta głównego policji, insp. Zbigniewa Maja.
- Trzeba go bronić (Błaszczaka - red.), bo on nic złego nie zrobił. To jest wpadka, ale nie jego - zapewniała Witek i przypomniała, że przed nominacją Maj został sprawdzony przez odpowiednie służby, którego niczego nie wykazały.
Podsumowując pierwsze 100 dni rządu, Witek zapewniała, że był to intensywny czas pracy dla ministrów, który - ma nadzieję - "będzie owocny dla Polaków".
- To nie jest tak, że jesteśmy ze wszystkiego zadowoleni, bo każdemu się coś nie udaje. Uczymy się tej władzy - mówiła szefowa gabinetu politycznego Szydło. Nie chciała jednak odpowiedzieć wprost, co rząd PiS zrobiłby inaczej.
- Myślę, że niektóre rzeczy mogliśmy robić spokojniej, tylko wtedy by nam zarzucono, że nie robimy nic - powiedziała Witek.
Autor: ts/tr / Źródło: tvn24