- Już w piątek rusza nowy sezon skoków. W kadrze trenera Macieja Maciusiaka na konkurs w Lillehammer znalazło się sześciu zawodników. Zabrakło Macieja Kota, kolejny raz.
- Skoczek jest rozczarowany, bo w Letnim Grand Prix spisywał się bardzo dobrze, skończył je na 11. miejscu.
- Dziś powoli myśli o końcu kariery, ma już plan na to, co dalej.
- Puchar Świata w skokach narciarskich oglądaj w Eurosporcie, w TTV oraz w HBO Max. ZOBACZ TERMINARZ SKOKÓW
Kto pamięta, że Maciej Kot był drugim najlepszym polskim skoczkiem po Kamilu Stochu? Tak, to prawda, był kiedyś taki sezon - dziewięć lat temu. Kot skończył go na piątym miejscu w klasyfikacji generalnej, był sporo miejsc przed Piotrem Żyłą i Dawidem Kubackim. Latał daleko, wygrał dwa konkursy Pucharu Świata, sięgnął też z kolegami po drużynowe złoto mistrzostw świata, pierwsze w historii polskich skoków. Uśmiech nie schodził z jego twarzy.
Dziś ma 34 lata, dalej skacze, ale sprawia wrażenie przybitego. Nie ma go w kadrze A z najlepszymi. Na pierwszy konkurs w Norwegii jadą Paweł Wąsek, Kamil Stoch, Piotr Żyła, Kacper Tomasiak, Aleksander Zniszczoł i Dawid Kubacki.
Maciej Kot jest w drugiej kadrze, która będzie sprawdzać się w Pucharze Kontynentalnym, niższej lidze skoków. Przed kilkoma dniami opublikował poruszający wpis. Co dalej?
Tomasz Wiśniowski: "Czasami w skokach wystarczy jeden dzień, żeby wszystko się zmieniło. Ten obóz w Zakopanem znowu brutalnie mi to pokazał". To jeden z twoich ostatnich wpisów. Zabrzmiało jak krzyk rozpaczy.
Maciej Kot: Nie, to frustracja, ale nie z powodu braku miejsca w składzie na konkursy w Lillehammer. To frustracja związana z tym, co widziałem. Po bardzo dobrym obozie przygotowawczym w Wiśle przyszedł obóz w Zakopanem i od pierwszego skoku wróciły błędy, z którymi nie mogliśmy sobie poradzić. To pozycja dojazdowa. Prawidłowa musi być stabilna bez względu na belkę, z jakiej zjeżdżamy czy kąt rozbiegu skoczni. Gdy dojeżdżam do progu - tam, gdzie wykonuje się odbicie - muszę być w pozycji gotowej do ruchu. Ta pozycja się posypała, choć po Wiśle nic nie zmieniliśmy. Napisałem, co myślałem, bo mnie bolało, że tak to wygląda. W skokach tak jest, że jeden dzień, jeden obóz potrafią wiele zmienić.
Zacząłem od tego wpisu, bo można było go odebrać jako ocenę decyzji trenera kadry.
To nie była ocena trenera, bo napisałem to, zanim skład został podany. Z ręką na sercu, gdyby trener Maciusiak powiedział, że jadę do Lillehammer, tobym z nim porozmawiał i spytał, czy po takich skokach w Zakopanem ma to sens. Gdybym był trenerem, też bym siebie nie wziął. Nie mam pretensji do niego.
Szkoda, bo w sezonie letnim czułem, że pewne rzeczy funkcjonują lepiej niż w poprzednich latach. Wygrałem konkurs, w innym byłem w czołowej dziesiątce. Oczywiście lato w skokach to wielkie przygotowania do właściwego sezonu, zimowego, ale patrzyłem na klasyfikację generalną, byłem wysoko. To powodowało radość i dodawało pewności siebie.
Jest szansa, że będziesz skakał w tym sezonie z najlepszymi?
Na pewno nie ma szans, żebym był w kadrze A, bo kadry są ustalane raz, przed sezonem, w maju. Ale podział na kadry to jedno, a kto startuje w Pucharze Świata - to drugie. Można być przez cały sezon poza główną kadrą, a i tak skakać w Pucharze Świata. Już po konkursach skandynawskich, po Lillehammer, Falun i Kuusamo, mamy zawody w Wiśle, gdzie skakać będzie tak zwana grupa krajowa, będzie więcej Polaków. Mam bardzo duże szanse, żeby tam wystartować. Po Wiśle zostanie wybrany nowy skład na kolejne konkursy. Jeśli pokażę się z dobrej strony, to nic nie stoi na przeszkodzie, żebym skakał w Pucharze Świata i jeździł na wszystkie zawody do końca sezonu. Wszystko zależy od moich skoków. Jeśli się nie uda, to droga wiedzie przez dobre skoki w Pucharze Kontynentalnym. Też jestem na to gotowy.
Musisz mieć mocny pancerz. To nie pierwszy raz, gdy dostajesz cios, po którym próbujesz wstać.
Jestem gruboskórny, tak wiele było tych moich upadków i porażek. Dlatego tym drobnym niepowodzeniem aż tak bardzo się nie zrażam. Boli, wiadomo, ale szybko przekuwam to w działania. Analizuję, co mogę zrobić lepiej, a nie siedzę i się załamuję. Ten wpis, od którego zaczęliśmy, nie był wcale wyrazem tego, że jestem smutny. To złość, że skoki są brutalne i nieprzewidywalne.