- To, co się stało, jest niesłychanie naganne i ośmieszające - ocenił w "Faktach po Faktach" Ludwik Dorn, były marszałek Sejmu i komentator TVN24 BiS. Mówił tak w kontekście zamieszania, jakie towarzyszyło powrotowi rządowej delegacji z Londynu.
Dorn odniósł się do informacji opublikowanych w "Dzienniku Gazecie Prawnej" dotyczących powrotu w ubiegłym tygodniu polskiej delegacji rządowej z wizyty w Londynie. Jak napisał "DGP" wojskowa CASA, którą do Londynu przylecieli dziennikarze, miała odlecieć do kraju sześć godzin później niż rządowy embraer, którym podróżowała delegacja. Dziennik pisze, iż okazało się, że dziennikarze mają wracać embraerem i wówczas na pokładzie tego samolotu znalazło się najpierw więcej osób niż było miejsc, a samolot był źle wyważony.
- To, co się stało, oczywiście jest niesłychanie naganne i cokolwiek ośmieszające - powiedział Dorn. Zaznaczył równocześnie, że nie doszło do naruszenia procedur na taką skalę jak w przypadku katastrofy smoleńskiej czy katastrofy CASY.
Zdaniem byłego marszałka Sejmu w kwestii powrotu z Londynu panował "bałagan" i "olewactwo".ł Dorn przyznał, że liczył, iż po traumie, jaką była katastrofa smoleńska, w sprawie organizacji lotów VIP-ów procedury zacznie się traktować odpowiednio.
Niedobrze, śmiesznie, groźnie
Były marszałek Sejmu skrytykował to, w jaki sposób administracja Kancelarii Prezesa Rady Ministrów zorganizowała przelot.
- To wyglądało tak. Pewnie dziennikarze się żalili, że muszą czekać, ktoś się tam okazał dobre panisko: "no to zabieramy" - mówił Dorn i zaznaczył, że taka decyzja była sprzeczna z instrukcją HEAD. - No i to przypominało trochę takie zebranie towarzyskie, po którym ludzie są napici, jest za mało taksówek i negocjujemy z taksówkarzem, czy zamiast czterech czy pięciu nie wziąłby ośmiu. I tak to niestety ośmieszająco wyglądało. I tak nie powinna działać ta biurokratyczno-urzędnicza obsługa Rady Ministrów, no i tyle - powiedział.
- Jest niedobrze, jest śmiesznie, ale jest także groźnie, bo to wskazuje na to, że przynajmniej w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów procedury są traktowane teoretycznie - zaznaczył gość "Faktów po Faktach".
Dodał, że na szczeblu urzędniczym ktoś musi ponieść odpowiedzialność za sprawę powrotu z Londynu. - KPRM mówi, że wszystko było w porządku, kiedy wiadomo, że nic nie było w porządku. KPRM to nie powinno być takie ciało czy zbiór osób, że w końcu przychodzi gajowy i ją goni - powiedział. Wyjaśnił, że właśnie jak gajowy zachował się pilot, który odmówił startu.
Willa Kwaśniewskiego
Ludwik Dorn odniósł się także do faktu, że prokuratura podjęła umorzone wcześniej śledztwo w sprawie willi byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego w Kazimierzu Dolnym.
- Jeśli chodzi o pana prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, w grę wchodzi czynnik psychologiczno-polityczny. Że były szef CBA, obecny minister koordynator ds. służb specjalnych, chce udowodnić, mówiąc kolokwialnie, że "moje było na wierzchu, to ja miałem rację, a nie on". I jest to dla niego politycznie i ambicjonalnie ważne. A ze względów takich polityczno-propaństwowych, nie wnikam w to, jak było. Nic Polska nie uzyska, że tę sprawę będzie się ciągnąć - ocenił gość "Faktów po Faktach".
"Doktryna odwetu"
Dorn został poproszony o komentarz do słów, które wypowiedział w jednym z wywiadów. Powiedział wtedy, że Jarosław Kaczyński jest zainteresowany doktryną odwetu. Dopytywany, na kim prezes PiS chce dokonać odwetu, były marszałek Sejmu odpowiedział: "Na III RP i jej przedstawicielach za to, że zginął jego brat".
- Po prostu. Tam żadnej więcej koncepcji politycznej nie ma. Oczywiście są różne interesujące pomysły taktyczne, bo żeby móc dokonać odwetu, trzeba zdobyć władzę, trzeba ją jakoś utrzymywać, utrzymywać poparcie, ale to jest moim zdaniem w przypadku prezesa Jarosława Kaczyńskiego idea główna i naczelna, a cała reszta to tylko przydatki - powiedział Dorn.
Autor: mw/tr / Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24