|

Śmierć zawodowa za śmierć dziecka i matki na drodze?

Lekarz zabił autem dziecko i matkę w Gilowicach
Lekarz zabił autem dziecko i matkę w Gilowicach
Źródło: TVN24

Samochód zmiótł mu rodzinę sprzed oczu. Córkę uderzył w głowę, ciężarnej żonie przygniótł kołem brzuch. On z mężczyznami wyciągali Małgorzatę, kobiety klęczały przy małej Laurze. Wzywali pogotowie. Ale nie sprawca wypadku, który jest lekarzem. On dzwonił po lawetę i zbierał części swojego uszkodzonego samochodu. Dotąd nie został ukarany za nieudzielenie pomocy.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Okręgowy Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej Beskidzkiej Izby Lekarskiej 8 lipca tego roku, cztery lata od wypadku, półtora roku od uprawomocnienia się wyroku sądu karnego, wystąpił do Okręgowego Sądu Lekarskiego o ukaranie Krzysztofa S., zarzucając mu naruszenie godności zawodu lekarza.

OROZ w samorządzie lekarskim to odpowiednik prokuratora rejonowego, okręgowy sąd lekarski zaś jest odpowiednikiem powszechnego sądu rejonowego. Obie instytucje działają przy każdej z 24 okręgowych izb lekarskich w Polsce i mają instancje odwoławcze przy izbie naczelnej. Zadaniem izb, do których z mocy prawa należą wszyscy lekarze, jest wspieranie ich w różnych kwestiach. Rzecznik i sąd rozpatrują przewinienia lekarzy.

S. jest emerytowanym lekarzem, ale pracował w zawodzie do momentu, kiedy trafił do więzienia za wypadek drogowy. Jadąc terenowym autem przez wieś Gilowice pod Żywcem, przekroczył dozwoloną prędkość, wypadł z jezdni na pobocze, gdzie potrącił trzyletnią dziewczynkę i jej ciężarną matkę. Obie zmarły.

Małgorzata i i jej córka Laura zginęły w październiku 2020 roku
Małgorzata i i jej córka Laura zginęły w październiku 2020 roku
Źródło: archiwum rodzinne

Świadkowie wypadku, w tym ojciec i mąż ofiar - oskarżyciel posiłkowy Andrzej Rodak, zeznawali w Sądzie Rejonowym w Żywcu, że po wypadku S. w żaden sposób nie pomógł ofiarom. Oskarżony się tego nie wyparł, przeciwnie, wyjaśniał, dlaczego tak się zachował. Zasłaniał się chorobą, sądy pierwszej i drugiej instancji nie dały temu wiary.

- Nie udzielił pierwszej pomocy – mówił wprost Rodak w Sądzie Okręgowym w Bielsku-Białej, który rozpatrywał apelację od wyroku pierwszej instancji. - W ogóle go nie interesowało, czy ktoś ucierpiał, zostawił nas na pastwę losu – szlochał.

Andrzej Rodak
Andrzej Rodak
Źródło: TVN24

O nieudzieleniu pomocy mówi artykuł 162 Kodeksu karnego: Kto człowiekowi znajdującemu się w położeniu grożącym bezpośrednim niebezpieczeństwem utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu nie udziela pomocy, mogąc jej udzielić bez narażenia siebie lub innej osoby na niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3. Nie popełnia przestępstwa, kto nie udziela pomocy, do której jest konieczne poddanie się zabiegowi lekarskiemu albo w warunkach, w których możliwa jest niezwłoczna pomoc ze strony instytucji lub osoby do tego powołanej.

Przepis ten dotyczy każdego człowieka, nie tylko sprawcy wypadku czy lekarza.

S. usłyszał zarzut i wyrok na podstawie artykułu 177 paragraf 2 Kodeksu karnego, czyli za spowodowanie wypadku śmiertelnego. Prokuratura nie zarzuciła mu nieudzielenia pomocy. O zachowaniu sprawcy po wypadku milczą akt oskarżenia i uzasadnienia wyroku sądów obu instancji.

Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej Beskidzkiej Izby Lekarskiej, czyli "rejonowy prokurator lekarski" jako pierwszy zarzucił Krzysztofowi S., że nie pomógł ofiarom wypadku. Ale zrobił to dopiero, gdy poprzez swojego pełnomocnika dwukrotnie upomniał się o to Andrzej Rodak.

"I nie było koło mnie już nikogo"

22 października 2020 roku, przemieszczając się przez Gilowice z pracy w jednej przychodni do drugiej, S. zjechał autem terenowym z jezdni do rowu. Nie zahamował, jechał dalej rowem, po kilkunastu metrach uderzył w podjazd, na którym stała rodzina Rodaków i wzbił się w powietrze. Andrzej widział lecący biały samochód. "I nie było koło mnie już nikogo", jak mówił w sądzie. Auto zmiotło mu córkę i żonę sprzed oczu. Laurę uderzyło w głowę i odrzuciło na dwa metry. Małgorzatę odrzuciło na kilkanaście metrów i przygwoździło kołem do ziemi.

Żywiec dla Gosi
Nie żyje potrącona kobieta w ciąży, jej 3-letnia córka w ciężkim stanie
Źródło: Żywiec112/ śląska policja

Proces ruszył w czerwcu 2021. W Sądzie Rejonowym w Żywcu Krzysztof S. zeznał, że chciał reanimować dziewczynkę, ale "rozjuszony ojciec szarżował na niego", a do kobiety "nie było dojścia".

Andrzej Rodak przyznał, że powiedział do kierowcy: "zabiłeś mi żonę, zabiłeś mi córkę", ale dopytywany zaprzeczył, że nazwał go "mordercą". Nie biegł w kierunku kierowcy. Biegał od żony do córki. Zajmował się ratowaniem rodziny. Krzyczał o pomoc.

Z zeznań świadków - Rodaka, jego matki i dwóch sąsiadek - wynika, że przy Laurze pierwszy był ojciec, potem sąsiadka i babcia, która przewróciła wnuczkę na bok, żeby się nie zakrztusiła krwią, głaskała po głowie, klęczała przy niej aż do przyjazdu pogotowia, a sąsiadka pomagała jeszcze ratownikom, trzymając kroplówkę. Laura nie miała widocznych obrażeń. Oddychała.

Rodak z mężczyznami – sąsiadami, miejscowym mechanikiem, obcymi kierowcami, którzy zatrzymali się, by pomóc – próbowali podnieść samochód i wydostać Małgorzatę. Przynosili podnośniki, łomy, deski. Gdy w końcu się udało, Rodak trzymał żonę w ramionach, powtarzając: "kocham cię, nie zostawiaj mnie, Laura żyje". Oddychała.

S. "stał bezczynnie" albo chodził po rowie i zbierał części swojego uszkodzonego samochodu, "jakby rozczulał się nad samochodem" - zeznawali świadkowie. Widzieli, że gdzieś dzwonił.

Żywiecki sąd przesłuchiwał także syna oskarżonego i asystentkę z przychodni. Z ich zeznań oraz z bilingów wynika, że oskarżony po wypadku dzwonił do nich. Do syna, żeby wezwał pomoc drogową, do asystentki zaś, by poinformowała pacjentów, że nie będzie go w pracy. Mówił, że miał wypadek, że są potrącone osoby i że trwa reanimacja.

Na rozprawie odtworzono nagrania rozmów z dyspozytorami numeru alarmowego. Pięć osób wzywało pomoc do Małgorzaty i Laury. Nie było wśród nich sprawcy wypadku.

Krzysztof S. został skazany
Krzysztof S. został skazany
Źródło: tvn24.pl

Lekarz po wypadku zbiera części samochodowe

- Nie da się racjonalnie wytłumaczyć postawy oskarżonego, który, będąc na miejscu zdarzenia, zbiera części od samochodu, chowa je do bagażnika; dzwoni do syna, prosząc, żeby syn załatwił odholowanie pojazdu; usprawiedliwia się w pracy, że się spóźni - mówił w mowie końcowej obrońca oskarżonego. To nie jest normalne zachowanie ludzi w takiej sytuacji, podkreślał, a co dopiero lekarz, "który miał wiedzę i umiejętności do tego, by ratować życie".

Wedle obrony, zachowanie Krzysztofa S. tuż przed, w trakcie i po wypadku wynikało z chwilowej utraty świadomości spowodowanej cukrzycą, na którą cierpi. - Tylko i wyłącznie chwilowe zaburzenie stanu zdrowia oskarżonego mogłoby wytłumaczyć tego rodzaju postawę – przekonywał obrońca.

Nie żyje potrącona kobieta w ciąży, jej 3-letnia córka w ciężkim stanie
Nie żyje potrącona kobieta w ciąży, jej 3-letnia córka w ciężkim stanie
Źródło: Żywiec112

Oba sądy, w oparciu o opinię biegłego z zakresu medycyny, nie przyjęły tej linii obrony, stwierdzając, że stan zdrowia S. nie miał żadnego wpływu na wypadek.

W 2022 roku zapadły wyroki - 22 kwietnia w sądzie pierwszej instancji, od którego odwołały się obie strony, a 29 listopada w sądzie okręgowym, który podtrzymał orzeczenie. S. został skazany na dwa lata i sześć miesięcy bezwzględnego więzienia.

Odpowiadał z wolnej stopy, nie przyszedł do sądu na ogłoszenie prawomocnego wyroku. Pozostanie na wolności jeszcze dziewięć miesięcy i będzie pracować jako lekarz. Ale o tym za chwilę.

29
29.11.2022 | Sąd apelacyjny podtrzymał wyrok 2,5 roku więzienia za spowodowanie tragicznego wypadku
Źródło: Renata Kijowska | Fakty TVN

W wyrokach nie ma mowy o nieudzieleniu pomocy

Media informowały o tragedii Andrzeja Rodaka zaraz po wypadku w Gilowicach. W przekazach pojawiała się informacja, że kierowca jest lekarzem. To ważne, ponieważ doniesienia medialne to jedno ze źródeł, z których izby lekarskie dowiadują się o przewinieniach kolegów po fachu.

Inne źródła to: pacjenci, ich bliscy, szpitale, lekarze. – Ostatnie źródło, na którym nam najbardziej zależy, to prokuratury i sądy powszechne. Niestety, współpraca z nimi nie wygląda tak, jak byśmy chcieli. Jesteśmy na etapie rozmów z ministrem sprawiedliwości, żeby to poprawić – twierdzi Jakub Kosikowski, rzecznik prasowy Naczelnej Izby Lekarskiej, nadrzędnej instytucji dla izb okręgowych.

Chodzi o to, żeby informacje z instytucji powszechnych do lekarskich przepływały szybciej, a okres przedawnienia przewinienia lekarza w postępowaniach izb lekarskich wynosił osiem lat. Dzisiaj na wszczęcie postępowania OROZ ma trzy lata od zdarzenia. Natomiast w sądzie lekarskim, włącznie z apelacją, jeśli lekarz nie usłyszy wyroku w sądzie karnym, tak jak w przypadku S., który nie został skazany za nieudzielenie pomocy, cała sprawa włącznie z apelacją musi się zamknąć w ciągu pięciu lat od zdarzenia.

Dlatego, jak powiedział nam Jacek Miarka, prezes Naczelnego Sądu Lekarskiego, OROZ ma obowiązek wszcząć postępowanie po zawiadomieniu lub doniesieniu medialnym i powinien to zrobić jak najszybciej, najlepiej zaraz po skierowaniu aktu oskarżenia do sądu powszechnego wystąpić o wgląd do akt. Jeśli nie dostanie dostępu - zawiesić postępowanie i poczekać do zamknięcia sprawy karnej.

Akt oskarżenia przeciwko S. gotowy był w połowie maja 2021. Wtedy media zaczęły opisywać, jak kierowca lekarz zachowywał się po wypadku.

Beskidzki "prokurator lekarski" pierwszy raz zajął się sprawą S. w listopadzie 2022 roku, czyli dwa lata po wypadku, ponad rok od skierowania aktu oskarżenia do sądu, tuż przed prawomocnym wyrokiem.

- W pierwszej kolejności o sprawie dowiedzieliśmy się z mediów – mówi Tomasz Kilarski, mecenas przy Okręgowym Rzeczniku Odpowiedzialności Zawodowej Beskidzkiej Izby Lekarskiej. - Wystąpiliśmy do prokuratury żywieckiej z prośbą o kopie wyroków. Dostaliśmy same sentencje, a potem uzasadnienia, w których nie było mowy o nieudzieleniu pomocy. Dlatego rzecznik odpowiedzialności zawodowej w grudniu 2022 odmówił wszczęcia postępowania wyjaśniającego.

Skazany na więzienie jest na wolności i pracuje w szpitalu powiatowym

24 lutego 2023 Krzysztof S. wystąpił do Sądu Rejonowego w Żywcu o odroczenie wykonania kary. Nie czekając na decyzję, tydzień później, 1 marca, podpisał kontrakt ze szpitalem w Suchej Beskidzkiej, w którym dotychczas pracował. "Lekarz posiada aktualne prawo wykonywania zawodu do dzisiaj, albowiem zapadłym wyrokiem karnym nie został go pozbawiony" – wyjaśniała nam placówka.

3 marca żywiecki sąd zgodził się na odroczenie na pół roku, do 17 października. Pytaliśmy wtedy, dlaczego S. wcześniej nie został osadzony w więzieniu. Między prawomocnym wyrokiem a wnioskiem o odroczenie minęły przecież trzy miesiące. Sąd odpisał, że nie może udzielić odpowiedzi, bo prokuratura zażaliła postanowienie o odroczeniu i akta są już w sądzie okręgowym.

Posiedzenie odwoławcze w bielskim sądzie penitencjarnym wyznaczono na 10 lipca 2023. Sąd nie zgodził się na odroczenie . – Sędzia powiedział, że w świetle prawa nie ma znaczenia, jaki status społeczny ma skazany, czy to jest ślusarz, czy bezrobotny, czy lekarz – wspominał Rodak, który za zgodą sądu brał udział w rozprawie.

Jarosław Sablik, ówczesny rzecznik Sądu Okręgowego w Bielsku-Białej, wyjaśniał nam, że od takiego rozstrzygnięcia nie ma już odwołania. Akta sprawy wracają do sądu rejonowego, który - jak mówił Sablik - "najprawdopodobniej w ciągu kilku dni wyda nakaz doprowadzenia skazanego do zakładu karnego", który "może oczywiście składać nowy wniosek o odroczenie wykonania kary, ale to nie wstrzymuje już czynności wykonawczych".

Od wyroku S. zyskał już siedem miesięcy na wolności i zyskiwał dalej, bo procedura osadzania go w więzieniu trwała kolejne dwa miesiące. Znowu nie stawił się na decydującą rozprawę, a cztery dni później ponownie wystąpił do sądu rejonowego o odroczenie kary, tym razem z powodów zdrowotnych.

Sąd w Żywcu zaczął rozpatrywać jego prośbę o pozostanie na wolności. Powołał trzech biegłych lekarzy, którzy mieli go przebadać, a ostatni termin badania wyznaczył na wrzesień. Rodak powiadomił o tym sąd okręgowy, który objął sprawę nadzorem.

We wrześniu 2023 skazany wreszcie trafi za kraty, ale najpierw zajmie się nim rzecznik odpowiedzialności zawodowej, czyli "prokurator lekarski".

Od wypadku do zarzutu izby lekarskiej minęły prawie cztery lata
Od wypadku do zarzutu izby lekarskiej minęły prawie cztery lata

Nie sprawdził stanu poszkodowanych, nie podjął działań ratunkowych, nie powiadomił służb

Maj 2023, adwokat Rodaka zawiadamia Beskidzką Izbę Lekarską o podejrzeniu popełnienia przewinienia zawodowego przez Krzysztofa S. Wskazuje dowody - zeznania świadków. Beskidzki OROZ odpowiada lakonicznie, że już sprawdzał tę sprawę i nie znalazł podstaw prawnych do wszczęcia postępowania. Zmienia jednak zdanie, gdy adwokat składa zażalenie i równocześnie informuje o tym okręgowy sąd lekarski, wytykając rzecznikowi, że oparł się wyłącznie na wyrokach. Wtedy o sprawę dopytuje w beskidzkim okręgu także Naczelna Izba Lekarska.

Ostatecznie 29 sierpnia 2023 OROZ wszczyna postępowanie. Przesłuchuje Rodaka. Nie przesłuchuje Krzysztofa S., który kilka dni później trafia za kraty. W kwietniu 2024 korespondencyjnie przedstawia mu zarzut przewinienia, polegającego na naruszeniu art. 1 ust. 3 Kodeksu Edytki Lekarskiej. Przepis ten mówi: Naruszeniem godności zawodu jest każde postępowanie lekarza, które podważa zaufanie do zawodu.

W uzasadnieniu zarzutu OROZ opisuje, że po wyjściu z samochodu S. "nie podjął jakichkolwiek działań mających na celu ustalenie stanu osób poszkodowanych w wypadku, nie podjął jakichkolwiek działań ratunkowych, nie powiadomił służb ratunkowych, medycznych ani policji". Za sądami powszechnymi w Żywcu i Bielsku-Białej i powołanymi w procesie karnym biegłymi odrzucił "powody chorobowe" takiego zachowania. Uznał, że S. miał "pełne obiektywne powody", by powiadomić służby, "skoro powiadomił o zdarzeniu syna i pracownicę". Zauważył, że "krytycznego dnia nie wymagał pomocy medycznej. Jego działanie było racjonalne, ukierunkowane wyłącznie na zabezpieczenie swojego auta i kwestie związane z zaplanowanymi na ten dzień czynnościami zawodowymi".

Adwokat Krzysztofa S. Jakub Staszkiewicz powiedział nam, że nie wyobraża sobie, by postępowanie toczyło się bez aktywnego udziału jego klienta, który ma prawo do przesłuchania, co obecnie nie jest możliwe, bo przebywa w więzieniu. Zgodnie z wyrokiem wyjdzie na wolność za rok i siedem miesięcy. Sprawa w izbie lekarskiej przedawni się za rok i trzy miesiące.

Ludzie, którzy nigdy nie powinni zostać lekarzami

- Po informacjach, przekazanych przez mecenasa pokrzywdzonego, byliśmy mocno zdziwieni, dlaczego sprawca wypadku nie miał postawionego zarzutu nieudzielenia pomocy już na etapie śledztwa prokuratury. Moim zdaniem prokuratura popełniła błąd, którego nie dałoby się łatwo naprawić w sądzie. Trzeba by zwrócić akt oskarżenia - mówi Tomasz Kilarski, mecenas przy Okręgowym Rzeczniku Odpowiedzialności Zawodowej Beskidzkiej Izby Lekarskiej.

- Zgodnie z procedurą karną to wyłącznie sąd orzekający w danej sprawie w wyroku ustala wiążącą kwalifikację prawną czynu po analizie całokształtu okoliczności faktycznych wynikających z przedstawionych dowodów – komentuje adwokat Anna Malicka-Ochtera z Wydziału Prawa i Komunikacji Społecznej na Uniwersytecie SWPS we Wrocławiu. - Prokurator w akcie oskarżenia "proponuje" kwalifikację. Sąd może zmienić czy uzupełnić kwalifikację prawną o inny przepis karny, wówczas poucza o tym strony. Nie jest potrzebny w tym celu "zwrot" sprawy prokuratorowi.

Malicka-Ochtera dodaje, że sąd czasami skazuje za jedno przestępstwo o wyższym stopniu społecznej szkodliwości, zagrożone wyższą sankcję karną, a towarzyszący mu łagodniejszy czyn jest tylko w opisie zachowania sprawcy.

Zapytaliśmy żywiecką prokuraturę, dlaczego nie postawiła Krzysztofowi S. zarzutu nieudzielenia pomocy, a sądy w Żywcu i w Bielsku-Białej - dlaczego nie zmieniły kwalifikacji czynu, "nie dołożyły" artykułu 162 Kodeksu karnego lub chociaż nie opisały zachowania skazanego po wypadku w uzasadnieniach wyroku. Do czasu publikacji tekstu odpowiedział tylko bielski sąd, odsyłając nas do akt sprawy, które znamy.

- Każdy z nas ma obowiązek udzielić pierwszej pomocy. Obowiązek lekarza wynika także wprost z Kodeksu Etyki Lekarskiej, z przysięgi Hipokratesa – mówi Kilarski.

- Z Kodeksu Etyki Lekarskiej wynika, że powołaniem lekarza jest ochrona życia i zdrowia ludzkiego, zapobieganie chorobom, leczenie chorych oraz niesienie ulgi w cierpieniu – mówi Malicka-Ochtera. - Lekarzy wiąże także dodatkowo norma z art. 30 ustawy o zawodzie lekarza i lekarza dentysty z dnia 5 grudnia 1996 roku, zgodnie z którą "Lekarz ma obowiązek udzielać pomocy lekarskiej w każdym przypadku, gdy zwłoka w jej udzieleniu mogłaby spowodować niebezpieczeństwo utraty życia, ciężkiego uszkodzenia ciała lub ciężkiego rozstroju zdrowia".

- Dla mnie nieudzielenie pomocy przez lekarza to olbrzymia okoliczność obciążająca. Przez 30 lat, jak pracuję w sądzie lekarskim, zdarzyło się to kilka razy i kary były surowe. Kodeks Etyki Lekarskiej, który dla nas jest jak katechizm, mówi jednoznacznie, że w sytuacji zagrożenia czyjegoś życia lekarz ma obowiązek udzielić pierwszej pomocy. Ja dojeżdżam do pracy w Warszawie i robiłem to kilkadziesiąt razy, wożę w bagażniku zestaw ratunkowy, wielu moich kolegów tak robi. Pierwszy lekarz, który jest na miejscu wypadku, dowodzi akcją ratowniczą, bo ma największe rozeznanie co do stanu osób poszkodowanych. To powinna być rzecz naturalna - mówi Jacek Miarka, prezes Naczelnego Sądu Lekarskiego.

S. może dostać upomnienie, naganę, grzywnę – w ustawie o izbach lekarskich jest cały katalog kar. Najsurowsza to pozbawienie prawa wykonywania zawodu. – To nasze dożywocie. Śmierć zawodowa – mówi Miarka. - Takie wyroki zapadają rzadko - od 1989 roku 20 razy. Natomiast kilkaset razy orzekliśmy zawieszenie prawa wykonywania zawodu od jednego roku do pięciu lat. W grupie lekarzy z zawieszeniem zawodu na pięć lat około 90 procent nie wraca do zawodu, bo musieliby zaczynać od początku staż podyplomowy i pełne szkolenie, tak jak absolwenci, a po tak długiej przerwie jest to bardzo trudne, czasem wręcz niewykonalne.

Nazwiska skazanych wpisywane są do rejestru ukaranych lekarzy, do którego ma dostęp każda placówka służby zdrowia.

Miarka: - Co do lekarzy, którym odebraliśmy prawo wykonywania zawodu, mieliśmy pewność, że są to ludzie, którzy nigdy nie powinni byli zostać lekarzami ze względu na całkowity brak predyspozycji moralno-etycznych.

Małgorzata i Andrzej z dziećmi
Małgorzata i Andrzej z dziećmi
Źródło: archiwum rodzinne
Czytaj także: