Lekarka poczuła się urażona negatywnym komentarzem na portalu internetowym, wytoczyła serwisowi proces i wygrała. Sąd okręgowy uznał, że to na portalu ciąży obowiązek sprawdzenia wiarygodności zarzutów. Portal zapowiada apelację. W przyszłości takie sytuacje ma regulować unijne prawo. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Lekarka uznała, że wpis pacjentki na portalu, który umożliwia użytkownikom ocenę wizyt lekarskich, jest niezgodny z prawdą. Sprawa trafiła do sądu i zapadł wyrok, na razie nieprawomocny. - Był to wpis krzywdzący dla lekarza, właśnie z tego punktu widzenia, że był nieprawdziwy i że w związku z tym powodował utratę zaufania innych pacjentów do tego lekarza - wyjaśnia rzeczniczka praw lekarza Monika Potocka.
We wpisie opisano wizytę, która nie doszła do skutku. W wyniku różnych okoliczności pacjentka wyszła. Według autorki wpisu chwilę później lekarka miała zadzwonić i zachowywać się agresywnie. Lekarka zaprzeczyła, by kiedykolwiek tak się zachowała.
Sąd powołał świadków i przyznał rację lekarce. Pozywająca wcześniej prosiła portal o usunięcie wpisu, ten jednak tego nie zrobił. Sąd uznał, że naruszono w ten sposób dobra osobiste lekarki i nakazał portalowi wypłacenie 10 tysięcy złotych zadośćuczynienia.
W sprawę włączyła się Okręgowa Izba Lekarska w Warszawie. - Pierwszy raz mamy do czynienia z tego rodzaju wyrokiem i jest to bardzo duży sukces dla samorządu lekarskiego - uważa Monika Potocka.
- Jeżeli mamy naruszenie dóbr osobistych, to sprawa jest o tyle nietypowa, że to pozwany musi udowodnić, że treści, które zamieszcza, nie są bezprawne - wskazuje adwokat dr Łukasz Goździaszek. - W przypadku naruszenia dóbr osobistych mamy odwrócony mechanizm dowodowy aniżeli w innych sprawach cywilnych - tłumaczy.
Portal zapowiada apelację
Dziennikarze zapytali o to dyrektora zarządzającego portalu ZnanyLekarz, na którym pojawił się komentarz. Firma nie zgadza się z wyrokiem i zamierza się od niego odwołać. - Opinia jest jego emocjonalnym odczytem danej sytuacji i on wyraża opinię na temat sytuacji, która się wydarzyła. Więc my nie jesteśmy odpowiedzialni za to - uważa dyrektor zarządzający portalu Piotr Radecki.
Portal wskazuje, że ma sztab ludzi, którzy moderują opinie. Od razu odrzucane są wulgaryzmy czy komentarze noszące znamiona hejtu. - W przypadku, kiedy lekarz dostaje negatywną opinię, z którą się nie zgadza, ma możliwość zgłoszenia tego do nas i my wtedy taką opinię ponownie weryfikujemy, ponownie kontaktujemy się z pacjentem - wyjaśnia Piotr Radecki.
I tak było też w tym przypadku. Pacjent podtrzymał swoje zdanie. Prawnicy podkreślają, że tu właśnie najważniejsze jest rozróżnienie między opiniami a faktami. Prawo do krytyki działa, gdy chodzi o opinie. Gdy chodzi o fakty, może być trudniej. - Wtedy, jeśli portal ma sygnały, że sytuacja mogła wyglądać inaczej, może ponieść odpowiedzialność - twierdzi dr Łukasz Goździaszek.
Krzywdzące komentarze a prawo unijne
Dorota Głowacka, prawniczka z fundacji Panoptykon, przyznaje, że tego rodzaju portale mają ograniczone możliwości dochodzenia tego, co jest prawdą. - Z tym mechanizmem wiąże się też zagrożenie, że platformy, żeby starać się zwolnić od odpowiedzialności, mogą nadmiarowo usuwać treści, które realizują jakiś istotny interes i w ten sposób ograniczać nasze prawo do informacji - wskazuje.
Tego typu sprawy ma uporządkować unijne prawo. - Wprowadza dużo bardziej szczegółowe wymogi wobec tego, co mamy w prawie odnośnie tego, jak użytkownicy mają informować platformy o bezprawnych treściach, jak platformy mają na takie zdarzenia reagować - dodaje Dorota Głowacka.
Największe platformy muszą się do nowego prawa dostosować już pod koniec wakacji, mniejsze na początku przyszłego roku.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock