Obudził się w płonącym mieszkaniu i pomógł wydostać się z niego swojej rodzinie. 24-letni Mateusz Burczak, student z Legnicy (woj. dolnośląskie), do objętego pożarem mieszkania wrócił także po dwa psy. Uratować udało się tylko jednego z nich. Trwa remont mieszkania. Swoją pomoc zaoferowały władze uczelni, na której studiuje mężczyzna. Zbiórkę zorganizowali także znajomi 24-latka. Wszystko po to, by jak najszybciej rodzina mogła stanąć na nogi.
Do tragedii doszło 25 grudnia ubiegłego roku. Pożar zaczął się w salonie. - O 5.30 się obudziłem jako pierwszy, nie wiem dokładnie jak. Moja mama spała na kanapie z dwoma psami, wszyscy domownicy spali - opowiada Mateusz Burczak, student z Legnicy.
Po śpiącą matkę wracał do mieszkania trzy razy
Przyczyna pożaru wciąż jest ustalana. Nie wiadomo, skąd pojawił się ogień. - Czy to był kabel od lampek choinkowych, przedłużacz czy instalacja wadliwa - tego jeszcze nikt nie wie - przyznaje mężczyzna. Jak podkreśla, od razu wziął się do działania. Najpierw sprawdził, czy drzwi od mieszkania są otwarte, później zbudził wszystkich członków rodziny.
- Zacząłem od brata, który spał z żoną i półtorarocznym synkiem. Jak już wyprowadziłem ich na klatkę, to wbiegałem do salonu po mamę - trzy razy, dym był taki gęsty, było tak szaro w mieszkaniu, że nie wiedziałem, gdzie jestem. Ciężko było mi oddychać, ale jak już zorientowałem się, gdzie leży, to złapałem i wybiegłem z nią. Potem pobudziłem sąsiadów od góry do dołu - relacjonuje Burczak.
Do mieszkania wrócił raz jeszcze. Chciał wydostać stamtąd dwa psy. Pomóc udało się tylko jednemu z nich.
Najpoważniejsze obrażenia odniosła matka mężczyzny. Z poparzeniami trafiła do szpitala. - Mama na szczęście już czuje się coraz lepiej, jest w bardzo dobrym ośrodku w Nowej Soli. Tam leczą oparzeniówki, jest bardzo zadowolona. Obrażenia ma dosyć spore - ma pierwszy, drugi i trzeci stopień oparzeń na całym ciele, ale jestem dobrej myśli, bo ma świetną opiekę - podkreśla student.
Bohater? "Wolałbym nie być tak nazywany"
Mieszkanie rodziny Burczaków na razie nie nadaje się do zamieszkania. 24-latek nocuje u sąsiadów, jego matka po wyjściu ze szpitala tymczasowo wprowadzi się do babci. - Wszystko się spaliło. Teraz nie można nazwać tego mieszkaniem, a ruiną - przyznaje mężczyzna. Dodaje jednak: - Powolutku do przodu jakoś pójdzie. Trzy, cztery, pięć miesięcy i z powrotem będziemy tu mieszkać.
Reporter TVN24 pytał go o to, czy czuje się bohaterem. - Mamę uratowałem, brata też, tak że chyba tak, ale wolałbym nie być nim nazywany - podkreśla 24-latek.
Pomoc zaproponowała m.in. uczelnia
24-latkowi z pomocą przyszły władze Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej im. Witelona w Legnicy, gdzie Burczak studiuje, a jego matka pracuje jako szatniarka. Uczelnia zaproponowała, by poszkodowana w pożarze rodzina bezpłatnie zamieszkała w akademiku.
Koledzy i pracownicy uczelni organizują też zbiórkę pieniędzy dla pogorzelców. - Nie zostałem bez pomocy, pomaga mi bardzo dużo osób, dostałem ją od władz uczelni, pomaga mi pan Teodor Popiwczak, który jest takim moim mentorem. Gdyby nie on, to w pewnym momencie bym się pogubił, pomaga też mój przyjaciel Rafał z ojcem. Dużo osób bardzo mnie wspiera i dziękuję im za to - podkreślił student z Legnicy.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24