Formalnie wszystko jest jasne: za palenie papierosa w miejscu publicznym grozi mandat do 500 złotych. Praktyka jest jednak zupełnie inna. - W karanie wolimy się nie bawić. Nie chcemy odpowiadać za przekroczenie uprawnień - przyznają strażnicy miejscy, z którymi rozmawialiśmy. W Warszawie od początku obowiązywania "ustawy antynikotynowej" wystawili do tej pory... 15 mandatów. Sanepid żadnego. Policja nie wie, ale "raczej skupia się na pouczaniu". - Stworzono ustawę, której realizacja kuleje - mówi wprost Dariusz Rudaś, powiatowy inspektor sanitarny Warszawy.
"Ustawa antynikotynowa", która zakazała palenia między innymi na terenie ZOZ-ów, uczelni, w lokalach gastronomiczno-rozrywkowych (jeśli właściciel nie stworzył do tego przewidzianych ustawą warunków) i na przystankach, weszła w życie 15 listopada. Duża część przepisów od początku wzbudzała i wzbudza wiele kontrowersji. - Bo co to na przykład znaczy "palenie na przystanku"? Kiedy ktoś przechodzi z papierosem w ustach w jego pobliżu, to mam prawo go ukarać, czy nie? Takich wątpliwości jest znacznie więcej - mówi jeden ze strażników miejskich z Łodzi.
Teoretycznie do nakładania mandatów na palących w niedozwolonych miejscach prawo mają - zgodnie z rozporządzeniem MSWiA - nie tylko policjanci, ale właśnie strażnicy i inspektorzy sanepidu. W praktyce jednak do karania nie rwie się nikt, o czym dobitnie świadczą głosy przedstawicieli wymienionych służb, a przede wszystkim liczby.
Jak papierek na trawniku
Policja mandatów za palenie nie liczy, bo - jak tłumaczy aspirant Beata Wlazłowska z Komendy Stołecznej Policji - funkcjonariusz rozlicza się z całego bloczku, a nie pojedynczego mandatu. - Z rozmów z kolegami wiem, że w sytuacji, gdy zetkną się z taką sytuacją, to najwyżej pouczają - dodaje jednak.
Jeśli o nas chodzi, to nic się nie zmieniło. Palenie papierosa w miejscu niedozwolonym to podobne wykroczenie do wyrzucenia papierka na trawnik. Papierek można zawsze podnieść a papierosa zgasić. Do tego wolimy namawiać. Krzysztof Hajdas, KGP
- Ja natomiast wolę tego nie zauważać kiedy nie muszę, bo nawet nie wiem jakiej wysokości mandat miałbym nałożyć. Nie mamy żadnych wytycznych. Teoretycznie mogę "przyłożyć" 500 złotych. Ale za śmiecenie, czy nawet picie alkoholu w niedozwolonym miejscu, takich kar się nie stosuje - tłumaczy anonimowo jeden z funkcjonariuszy prewencji KWP w Gdańsku.
15 mandatów na palącą stolicę
Straż miejska, w odróżnieniu od policji, zbiera informacje na temat interwencji w sprawie palaczy. Od 15 listopada do 7 grudnia strażnicy z Warszawy odnotowali 377 zdarzeń dotyczących palenia tam, gdzie nie wolno. Wystawili 15 mandatów, a 176 razy pouczyli obywatela. Co ciekawe, najczęściej pouczane były osoby nieletnie, bo to właśnie na nie, a nie na przystanki, strażnicy patrzą przede wszystkim. - Tak też było przed wejściem w życie nowej ustawy. Nas interesowała i interesuje przede wszystkim ochrona nieletnich przed skutkami palenia - usłyszeliśmy w biurze prasowym stołecznej straży.
Jak przytoczone liczby mają się na przykład do spożywania alkoholu w miejscu publicznym? W tej sprawie, w ostatnich trzech tygodniach, warszawsy strażnicy interweniowali aż 1864 razy. Nałożyli 828 mandatów i 1551 pouczeń.
Mieliśmy jedną rozmowę z oskarżycielem publicznym. Konkluzja była taka, żebyśmy raczej się nie pchali do wypisywania mandatów, bo to spore ryzyko. Strażnik Miejski z Wrocławia
Mandat = kłopot
Czego obawiają się strażnicy? Sporo problemów może przynieść im odmowa przyjęcia mandatu konieczność wystawienia wniosku do sądu. W Warszawie był do tej pory jeden taki przypadek. - Jeśli udowodni się strażnikowi, że popełnił błąd - co przy tak nieprecyzyjnych przepisach nie będzie takie trudne - to poszkodowany może wytoczyć mi sprawę o przekroczenie uprawnień. A z tym trzeba się już trochę naszarpać. Dlatego nikt z nas nie chce się w to bawić - wyjaśnia strażnik.
- Rzeczywiście sprawa mandatów za palenie nadal nie jest tak uregulowana jak na przykład picie alkoholu, czy zaśmiecanie miejsca publicznego - przyznaje aspirant Wlazłowska. - Nie prowadzimy żadnych akcji przeciwko palaczom, nie będziemy wchodzić do pubów by tam ich karać. Pouczamy, to wszystko - dodaje.
Sanepid: to nie nasza rola
Jeszcze bardziej zdystansowani do nowych zapisów są inspektorzy sanitarni. - Karanie palaczy to nie jest nasza rola. My kontrolujemy obiekty, ale na pewno nie pod tym kątem. Nie jesteśmy nastawieni na realizację samej ustawy. Jeśli zauważymy coś niepokojącego podczas kontroli, po prostu o tym mówimy. To wszystko. Zresztą, w moim przekonaniu, kary "wprost" nic nie dają - zauważa Jan Orgelbrand, zastępca Głównego Inspektora Sanitarnego.
Nie wystawiliśmy żadnego mandatu jeśli chodzi o ewentualne nieprzestrzeganie zapisów nowej ustawy. I to w najbliższym czasie się nie zmieni. Ustawa została uchwalona, ale jej realizacja kuleje, bo w dalszym ciągu za dużo jest niejasności Dariusz Rudaś, powiatowy inspektor sanitarny m.st. Warszawy
A właściciele restauracji i pubów już uczą się jak omijać przepisy, tak by sanepid - nawet gdyby chciał - nie mógł ich ukarać. - Była próba nieudana w Katowicach, kiedy dwa lokale gastronomiczne postanowiły się "przekształcić" w kluby palacza, gdzie wchodziłby tylko posiadacz legitymacji członkowskiej (właściciel pobierał za nią skromną opłatę w wysokości 1 zł i wyrabiał od ręki). Ale kiedy zagroziliśmy im odebraniem koncesji na alkohol, wywiesili tabliczki i zakazali palenia - opowiada Orgelbrand. Są jednak i próby skuteczniejsze. - W Warszawie jeden z właścicieli otworzył na dole lokalu "kanciapę" dla niepalących, a na górze był luksus dla palących, jak wcześniej. Wymogi ustawy w tym przypadku były zostały spełnione - zaznacza zastępca GIS.
"Zero" nietolerancji
Inspektorzy w stolicy, jak dotąd, nie nałożyli ani jednego mandatu za nieprzestrzeganie zapisów nowej ustawy.
- I to w najbliższym czasie się nie zmieni. W innych miastach jest podobnie - podkreśla Dariusz Rudaś, powiatowy inspektor sanitarny m.st. Warszawy. Zaznacza przy tym, że cała sytuacja jest dla niego i jego kolegów "trudna i niewdzięczna". - Ustawa została uchwalona, ale jej realizacja kuleje, bo w dalszym ciągu za dużo jest niejasności - zaznacza Rudaś.
Z tezą o kulejącej ustawie nie zgadza się Bolesław Piecha (PiS), przewodniczący komisji zdrowia i zwolennik nowych przepisów. - Nie potępiałbym tych przepisów w czambuł. Czasami nie da się wszystkiego wytłumaczyć literalnie i dlatego proszę strażników oraz policjantów, by odwoływali się przede wszystkim do swojego zdrowego rozsądku - apeluje palący poseł. Jego zdaniem przy zmianie tak radykalnej, jak ta, potrzeba przede wszystkim czasu. - Byłbym cierpliwy. Liczę, że służby już wkrótce wypracują właściwe stanowisko - podkreśla Piecha.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24