Plan był niemal perfekcyjny, a realizacja doskonała. Fałszywy konwojent w lipcu 2015 r. zniknął z 8 milionami złotych w gotówce. Choć mężczyznę udało się złapać, pieniędzy wciąż nie odnaleziono. Dziś wiadomo już, że nie działał sam. Materiał magazynu "Czarno na białym".
10 lipca 2015 r. w Swarzędzu (woj. wielkopolskie) dwóch konwojentów uzupełniało pieniądze w bankomacie. Trzeci został w samochodzie, a chwilę później odjechał z górą gotówki. Zagłuszył sygnał GPS, a 5 km dalej porzucił samochód, nie zostawiając śladów. Zabrał 8 mln złotych i zniknął. Dziś już wiemy, że nie było to samodzielne działanie sprytnego konwojenta, ale zorganizowana akcja grupy przestępczej.
- Musieli zorganizować sfałszowane dokumenty, wprowadzić do firmy ochroniarskiej swojego człowieka, a jednocześnie doskonale znać procedury, jakie obowiązują - wyjaśnia w rozmowie z TVN24 oficer operacyjny policji, zajmujący się sprawą.
Konwojenta udało się schwytać w połowie lutego w Łodzi. To 46-letni Krzysztof W.
Mężczyzna został wprowadzony do firmy ochroniarskiej ze zmienionym nazwiskiem i wyglądem. Wcześniej zapuścił brodę, brał suplementy diety, żeby przytyć. Po zatrudnieniu przepracował tylko kilka tygodni jako ochroniarz w Łodzi. Szybko został przeniesiony do Poznania, gdzie zaczął pracować jako konwojent. Jak się później okaże, to w tym momencie grupa przestępcza popełniła błąd.
- Nikt po kilku tygodniach, podejmując tego typu pracę, nie trafia do specjalnej komórki, specjalnego oddziału firmy, który zajmuje się transportem pieniędzy w gotówce - tłumaczy Andrzej Borowiak, rzecznik prasowy komendanta wojewódzkiego policji w Poznaniu. - Sądziliśmy, że ktoś musiał na to pozwolić. Ktoś musiał przymknąć oko lub wręcz pomóc temu fałszywemu ochroniarzowi - dodaje.
Być może chodzi o Grzegorza Łuczaka, wiceprezesa firmy ochroniarskiej, w której pracował konwojent.
Wystawiono za nim list gończy i to on według policji miał wprowadzić Krzysztofa W. do firmy.
- Uważamy, że jest to jedna z osób, która zorganizowała grupę przestępczą - mówi Magdalena Mazur-Prus z prokuratury okręgowej w Poznaniu.
"Miły i sympatyczny"
Sąsiedzi określają Łuczaka jako "miłego i sympatycznego". Kiedy policja rozpoczęła przesłuchania w firmie ochroniarskiej, mężczyzna zniknął. Sąsiedzi dodają, że jego żona była policjantką.
To zresztą nie jedyne policyjne powiązanie. Wśród zatrzymanych we wrześniu ubiegłego roku podejrzanych osób są: były policjant, czynny funkcjonariusz oraz dwoje członków ich rodzin.
- Zawsze to dla mnie zaskoczenie, kiedy policjant dokonuje przestępstwa lub bierze w nim udział - przyznaje Marek Dyjasz, były szef biura kryminalnego Komendy Głównej Policji. - To się kłóci z mentalnością i honorem oficera. Inaczej się ślubowało, a inaczej się postępuje w rzeczywistości - podkreśla.
Przestępstwo niemal doskonałe
Fałszywy konwojent nie zostawiał śladów, zawsze chodził w rękawiczkach. Policja nie miała jego odcisków palców, więc mógł czuć się bezpieczny. Wrócił do rodziny i swojego zawodu - jest krawcem.
- Mężczyzna był bardzo spokojny w trakcie samego zatrzymania. Był oczywiście zaskoczony, natomiast nie zachowywał się w żaden sposób nieprzewidywalny - mówi oficer operacyjny policji.
Prokuratura nie ujawnia, jakie ma dowody na to, że zatrzymała odpowiedniego człowieka. Ma natomiast stuprocentową pewność, że się nie myli. Krzysztof W. wygląda dziś zupełnie inaczej niż na nagraniach, które tuż po napadzie obiegły całą Polskę. Ma jasne włosy, jest dużo chudszy.
- Realizacja tego planu wzbudzała podziw, dla nas było to dodatkowym bodźcem, żeby udowodnić, że nie ma przestępstwa doskonałego - zaznacza oficer operacyjny policji.
Nie udało się do tej pory odzyskać skradzionych przez fałszywego konwojenta pieniędzy. - Szukamy. Ustaliliśmy, że ponad 100 tys. złotych zostało wpłacone na konkretne konta w banku. Te pieniądze zostały zabezpieczone, odzyskane - wyjaśnia Magdalena Mazur-Prus.
- Udało im się gotówkę na tyle skutecznie ukryć, że nie została ona jeszcze odnaleziona, ale zakładamy, że to jest kwestia czasu - podkreśla oficer operacyjny policji.
Autor: kg/ja / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24