W ręce policji wpadł mężczyzna, który kradł stosując dość niecodzienną metodę. Złodziej oferował dezynfekcję mieszkań, a potem radził, by nie wchodzić do pomieszczeń, w których przebywał. Dzięki temu po kradzieży mógł spokojnie wychodzić.
Zatrzymany przez policjantów z warszawskich Bielan przyznał, że wykorzystywał okazję, by podczas prac wykonywanych u klienta zwiększyć swoje dochody.
Na początku sierpnia na policję zgłosiła się jedna z mieszkanek Bielan. Z jej relacji wynikało, że wieczorem do drzwi jej mieszkania zadzwonił mężczyzna, oferując usługi dezynfekcji lokalu. - Przekonywał, że warto pozbyć się szkodników zwłaszcza, że sąsiedzi również skorzystali z jego oferty - relacjonuje Anna Kędzierzawska ze stołecznej policji. Po wykonanej usłudze, mężczyzna wystawiał pokwitowanie i pobierał pieniądze. A następnie ostrzegał, by przez co najmniej kwadrans nie wchodzić do zdezynfekowanych pomieszczeń.
Kiedy po upływie zalecanego terminu kobieta weszła do kuchni, zorientowała się, że z szafki zniknęły jej dwa pierścionki - mimo usilnych poszukiwań nie udało jej się ich znaleźć. Podejrzenie o kradzież padło od razu na mężczyznę. Policja zdjęła odciski palców i ustaliła sprawcę. W policyjnej bazie danych znajdowały się już zresztą odciski Andrzeja W. - mężczyzna w przeszłości był notowany za oszustwa. Co więcej, okazało się, że mężczyzna kilka lat temu prowadził działalność gospodarczą świadczącą usługi w zakresie dezynfekcji i mimo likwidacji firmy, nadal oferował usługi w zakresie "czyszczenia".
W mieszkaniu Andrzeja W. policjanci znaleźli złotą biżuterię pochodzącą z kradzieży oraz papiery wartościowe. Badają teraz, któremu z "klientów" została skradziona.
Źródło: tvn24.pl, TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: mat. operacyjne policji