|

Dzieci miały wiązane ręce i padały do tyłu. Ale księża nie popełnili przestępstwa

GOSIA MAGAZYN ILUSTRACJA (Ilustracja: Antonina Długosińska)
GOSIA MAGAZYN ILUSTRACJA (Ilustracja: Antonina Długosińska)
Źródło: Ilustracja: Antonina Długosińska

Zjawisko "spoczynek w Duchu Świętym", któremu poddano dzieci na rekolekcjach, to nie jest hipnoza, trans ani zemdlenie. Tak uznała prokuratura, opierając się wyłącznie na słowach księży katolickich. Nie powołano biegłego psychologa, nie przesłuchano nawet psycholożki, która leczyła czternastoletnią uczestniczkę rekolekcji.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Większość dzieci wróciła z rekolekcji zadowolona albo zachowywali się tak samo jak wcześniej. Marcin był wcześniej ministrantem i nim pozostał. U jedenastu rodzice zauważyli zmiany w zachowaniu.

Agnieszka chętnie poszła do kościoła, chociaż wcześniej tego nie robiła. Kacper, Julia i Piotr odwrotnie - zniechęcili się do kościoła.

Kilkoro dzieci wzięło udział w zajęciach psychologicznych, które zorganizowano w szkole, bo nauczyciele też zauważyli, że dzieci są odmienione. Dwoje szukało pomocy u psychologa prywatnie.

Justyna się wyciszyła. Zuza była zmęczona. Hanna - roztargniona. Robert zasłabł w szkole. Oliwia przez dwa tygodnie spała przy zapalonym świetle. Daria też bała się spać w ciemnościach. Czasami wydawało się jej, że ktoś za nią chodzi.

Takie są ustalenia Prokuratury Rejonowej w Żywcu, która prowadziła śledztwo w sprawie narażenia dzieci na bezpośrednie niebezpieczeństwo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu w postaci choroby psychicznej przez organizatorów rekolekcji w Koszarawie na Żywiecczyźnie.

Zawiadomienie o podejrzeniu przestępstwa złożyli rodzice ośmiorga uczestników tego wydarzenia. Jak pisali w piśmie do prokuratury, "doszło tam do znęcania się fizycznego i psychicznego nad dziećmi". Zaniepokoiło ich głównie zjawisko "spoczynek w Duchu Świętym", któremu poddano dzieci.

Jako winnych wskazali szkolną katechetkę i "współodpowiedzialnych za organizację rekolekcji". Prokuratora określa ich jako "członków szkoły nowej ewangelizacji w Cieszynie - księży, katechetów i animatorów świeckich".

Po dziewięciu miesiącach śledztwo zostało umorzone.

"Oczywiście były przypadki 'osunięć', osłabnięć oraz innych jeszcze reakcji na modlitwę" - czytamy w uzasadnieniu umorzenia. W innym miejscu prokurator wymienia za rodzicami te reakcje: zasłabnięcie, omdlenie, drętwienie nóg, puszczenie krwi z nosa. "Finalnie jednak przedmiotowe reakcje nie przyniosły uczniom niczego złego. W większości przypadków nie korzystano z pomocy psychologa ani psychiatry, a ogólny stan zdrowia dzieci jest dobry" - stwierdził prokurator.

Hażlach, kościół i szkoła podstawowa
Hażlach, kościół i szkoła podstawowa
Źródło: TVN24

Rekolekcje

To były rekolekcje wyjazdowe dla dzieci przygotowujących się do bierzmowania. Zorganizowała je katechetka ze szkoły podstawowej we wsi Hażlach w powiecie cieszyńskim. W piątek po południu 14 lutego 2020 roku uczniowie ósmej klasy wsiedli do autobusu i - zabierając po drodze kilku kolegów z sąsiedniej wsi - pojechali do klasztoru franciszkańskiego, położonego na końcu wsi Koszarawa, wysoko w górach, pośród zaśnieżonych lasów, poza zasięgiem sieci komórkowych. W sumie w rekolekcjach brało udział 28 dzieci, spędzili w klasztorze trzy dni, do niedzieli pod opieką katechetki, dwóch księży i trzech animatorów świeckich.

Rekolekcje dla dzieci przystępujących do bierzmowania w Koszarawie
Rekolekcje dla dzieci przystępujących do bierzmowania w Koszarawie
Źródło: TVN 24 Katowice

Prokuratora przesłuchała rodziców wszystkich uczestników, także tych, którzy się nie skarżyli. Nie zgodzili się na przesłuchanie dzieci.

Z powodu pandemii śledztwo przedłużało się. W międzyczasie zmienił się prowadzący je prokurator. Postanowienie o umorzeniu wydał Piotr Sowa, zastępca prokuratora rejonowego w Żywcu i równocześnie rzecznik tej instytucji. Zapadło w listopadzie, w grudniu się uprawomocniło. Rodzice się nie odwołali.

Wystąpiliśmy do prokuratury o udostępnienie postanowienia, argumentując, że opisywaliśmy wcześniej rekolekcje na podstawie informacji od rodziców uczestników, konfrontując je z relacją organizatorów rekolekcji, że informowaliśmy także o wszczętym śledztwie. Sprawa budziła zainteresowanie i zaniepokojenie opinii publicznej, dlatego chcieliśmy wyczerpująco przedstawić powody umorzenia.

Prokuratora odmówiła. "Zgodnie z treścią art. 156 kodeksu postępowania karnego brak jest możliwości udostępnienia kserokopii akt prawomocnie zakończonego postępowania przygotowawczego" - napisał prokurator Sowa.

W ponownym wniosku powołaliśmy się na artykuł 2 ustęp 1 i artykuł 10 ustęp 1 ustawy o dostępie do informacji publicznej.

Prokurator rejonowa w Żywcu Małgorzata Tomczyk przesłała nam wówczas kopię postanowienia.

Wyolbrzymianie

Relacje zawiadamiających rodziców były - jak pisze prokurator - "drastyczne". Mówili o krępowaniu rąk dzieci, pozbawieniu wolności, ograniczeniu kontaktu, stosowaniu hipnozy, odurzaniu, gwałcie emocjonalnym. Ale rodzice, którzy nie poskarżyli się prokuraturze, rzucili na ten obraz "zupełnie inne światło". Czy wszyscy z nich pozytywnie ocenili rekolekcje? Z postanowienia o umorzeniu śledztwa to nie wynika. Dowiadujemy się tylko, że prokuratora poznała dwa stanowiska na "skrajnie odmiennych biegunach", że rodzice podzielili się na dwie grupy. Jedna obwiniała katechetkę, druga jej broniła. W uzasadnieniu swojej decyzji Piotr Sowa wiele razy pisze o "wyolbrzymieniu".

"Według tej ostatniej grupy [rodziców, który bronili katechetki - red.] negatywne oceny rekolekcji był wyolbrzymione".

"Przede wszystkim wskazują one [sprzeczne okoliczności w relacjach rodziców - red.] na tendencje do wyolbrzymiania pewnych kwestii".

"Według świadka (…) dzieci pewne rzeczy wyolbrzymiały" (odnośnie mocnego wiązania rąk).

"Wymieniony uważa [jeden z zeznających rodziców - red.], że nic złego się nie stało, a cała sprawa jest wyolbrzymiona".

"Okoliczność powyższa wskazuje na możliwość wyolbrzymiania pewnych zdarzeń" (odnośnie faktu, że pokoje nie były zamykane i dzieci mogły się przemieszczać).

Hażlach, szkoła podstawowa i kościół katolicki
Hażlach, szkoła podstawowa i kościół katolicki
Źródło: TVN 24 Katowice

To wyolbrzymianie, według pisma prokuratury, mogło wziąć się z niezadowolenia dzieci z wyjazdu, a przyczyną niezadowolenia był brak dostępu do internetu.

"Dzieci nie były zadowolone z wyjazdu, gdyż były odcięte od internetu i sieci komórkowej" (zeznanie jednego ze świadków).

"Główny problem miał sprowadzać się do pozbawienia dzieci dostępu do internetu".

"Rodzice mają mówić, iż dzieci manipulują, gdyż oderwało się je od komputerów i telefonów".

"Jedyną dla córki dolegliwością był brak internetu" (zeznanie jednej matki).

Prokurator wskazuje, że drastyczne okoliczności wynikają z "odpowiedniej narracji". Uczeń przekazał coś rodzicowi, potem rodzice rozmawiali o tym między sobą, wreszcie inaczej ocenili skutki, na przykład długi sen dziecka po powrocie do domu. Dlatego dla jednych ta sama rzecz była traumatyczna, dla innych dobra.

Ci pierwsi mówili, że uczestnicy mieli zakaz wychodzenia z klasztoru i telefonowania. Tymczasem znaleźli się dwaj uczniowie, którzy wyszli na zewnątrz, by złapać zasięg. Niektórym udało się wysłać SMS do rodziców.

Czwórka rodziców zeznała, że dzieci miały bardzo mocno związane ręce i zostały im ślady krępowania. Ale inni powiedzieli prokuratorowi, że nie były to sznurki, tylko cienkie rzemyki, zawiązane tak lekko, że można je było samemu zdjąć.

Dlaczego w ogóle były krępowane? Był to element "animacji" czy "wizualizacji", która "miała na celu unaocznić zniewolenie człowieka przez grzech. Związane sznurkiem ręce rozcinał następnie kapłan, co miało symbolizować uwolnienie człowieka od grzechu" - napisał prokurator.

Spoczynek

W drugi dzień rekolekcji odbyła się "specjalna msza", po której udzielano "specjalnego błogosławieństwa". Prokurator podkreślił, że udział w tym błogosławieństwie był dobrowolny. Jak pisze, katechetka nalegała, by uczniowie wzięli w nim udział, bo inaczej będą żałować.

"Przedmiotowe błogosławieństwo było elementem tzw. modlitwy wstawienniczej (od wstawiania się za kimś do Boga), a szerzej religijności charyzmatycznej. Polegało ono na odprawianiu odpowiedniej modlitwy przez księdza oraz dwóch wstawienników nad danym uczniem" - opisuje Sowa.

Z uzasadnienia nie dowiadujemy się, co dorośli mówili nad dzieckiem, jakie słowa padły, jakie treści.

"Zadaniem wymienionych [wystawienników - red.] było asekurowanie uczniów, którzy na skutek modlitwy utraciliby równowagę i mogli upaść na posadzkę. Jest to tzw. 'spoczynek'".

Sowa wyjaśnia, że zjawisko to "nie jest hipnozą, transem, ani zemdleniem". Czym zatem jest, skoro, jak czytamy dalej "objawia się możliwością osunięcia się, zapaści, bezwiednego upadku - zazwyczaj do tyłu"?. Dlaczego człowiek upada? Co się dzieje z jego ciałem, umysłem? Nie ma wyjaśnienia.

"Nie towarzyszy jednak temu utrata świadomości. Spoczynek w Duchu Świętym nie jest wprowadzeniem w odmienny stan świadomości. Człowiek zawsze może się uczuciu osunięcia sprzeciwić i nie traci kontroli nad sobą. Nie jest również przy tym konieczne udzielanie pomocy medycznej" - podkreśla Sowa.

"W odniesieniu do niepełnoletnich 'Spoczynek w Duchu Świętym' powinien być stosowany z wyczuciem" - pisze prokurator. I twierdzi, że tak właśnie było w Koszarawie.

Prokurator podsumował, że ośmioro dzieci poczuło wpływ modlitwy wstawienniczej, a jedenaścioro zupełnie nic nie poczuło. Różnie reagowały, nie wszystkie płaczem, niektóre się śmiały. "Większość uczniów w sposób pozytywny przeżyła doświadczenie modlitwy wstawienniczej".

- Czy nie wystarczy, że jedno dziecko zostanie pokrzywdzone, by uznać zjawisko za szkodliwe? - zapytaliśmy prokuraturę, porównując "spoczynek" do substancji psychotropowych. Nie każdy po zażyciu narkotyku cierpi i korzysta z pomocy lekarza.

Prokurator powtórzył słowa ze swojego uzasadnienia: "Tylko dwójka uczestników rekolekcji wymagała podjęcia pomocy psychologicznej. Sytuacja jednego z nich po rekolekcjach wróciła do normy. W przypadku drugiego uczestnika rekolekcji badanie psychologiczne nie wykazało niczego niepokojącego".

Koszarawa, klasztor franciszkanów
Koszarawa, klasztor franciszkanów
Źródło: TVN24

Specjaliści

Skąd pochodzi definicja "spoczynku w Duchu Świętym" przyjęta w śledztwie? Piotr Sowa zaznacza w swoim postanowieniu, że nie jest to zjawisko sformalizowane.

Wylicza, że przesłuchano trzy osoby "w charakterze specjalistów". Czy są to biegli sądowi? Nie dowiadujemy się tego z postanowienia. Wszyscy są księżmi katolickimi, związanymi z uczelniami katolickimi, jeden został przedstawiony jako doktor psychologii. Prokurator powołuje się także na pracę naukową, której autorem jest również ksiądz katolicki (Włodzimierz Cyran, "Spoczynek w Duchu Świętym. Refleksja teologiczna i świadectwa").

W postanowieniu nie ma mowy o powołaniu biegłego psychologa, naukowca nie reprezentującego instytucji, której przedstawiciele organizowali sporne rekolekcje. Na przesłuchanie nie wezwano nawet psycholożki, która leczyła jedną uczestniczkę tego wydarzenia. Dlaczego?

"Jedną z naczelnych zasad ustrojowych prokuratury jest zasada niezależności prokuratora. Jako organ niezależny prokurator władny jest podjąć samodzielną decyzję co do sposobu prowadzenia danego postępowania, przeprowadzenia w nim określonych dowodów, a następnie dokonania własnej oceny zgromadzonych dowodów. Na podstawie wyników tej oceny prokurator podejmuje decyzję odnośnie zakończenia sprawy w określony sposób. Właściwym forum kontroli wydanej w następstwie powyższego decyzji jest wniesienie środka odwoławczego jakim jest zażalenie na postanowienie o umorzeniu śledztwa. W rozpoznawanej sprawie takiego zażalenia nie wniesiono" - odpisał nam prokurator.

W odpowiedzi podał jeszcze inne źródła, na których opierał się w śledztwie:

- książka "Spoczynek w Duchu" Leona J. Suenensa, kardynała Kościoła katolickiego, zaangażowanego w Ruch Odnowy w Duchu Świętym, nazywany też charyzmatycznym, który wywodzi się z kościoła zielonoświątkowego, praktykującego "spoczynek"; - artykuł "Czy 'spoczynek w Duchu' jest zawsze od Boga?" Krzysztofa Guzowskiego, księdza katolickiego, opublikowany w czasopiśmie "Egzorcysta"; - artykuł "Uzdrowienie w 'spoczynku w Duchu Świętym'" opublikowany w Rocznikach Teologicznych, autor Adam Rybicki, ksiądz katolicki pisze o uzdrowieniu wewnętrznym i niebezpieczeństwie zredukowania zjawiska do czysto psychologicznego mechanizmu; - studium teologiczne Macieja Górnickiego "Spoczynek w Duchu Świętym".

"Przede wszystkim jednak oparto się na zeznaniach specjalistów" - dodał w mailu do nas prokurator Sowa, wymieniając nazwisko kolejnego księdza, który w uzasadnieniu umorzenia śledztwa przedstawiany jest jako świadek, a nie specjalista.

Z decyzji i odpowiedzi mailowej Piotra Sowy wynika, że odrzucił opinię jednego z przesłuchanych specjalistów - Andrzeja Kobylińskiego, profesora Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Kobyliński zeznał - inaczej niż pozostali księża, że "spoczynek w Duchu Świętym jest niezwykle niebezpiecznym obrzędem, szkodliwym dla psychiki dzieci i młodzieży. Stanowi formę duchowych, religijnych nadużyć i jest gwałtem emocjonalnym, zbliżonym wręcz do podania narkotyków. Nadto prowadzi do wprowadzenia człowieka w odmienny stan świadomości". Równocześnie zaznaczył, że reakcje na "spoczynek" mogą być różne, jedni mogą poczuć lęk, inni ukojenie, wszystko zależy od odporności psychicznej.

Prokurator nie dał wiary opiniom Kobylińskiego, bo są one "bardziej sceptyczne niż oficjalne dokumenty kościoła katolickiego", "stoją w sprzeczności z poglądami przedstawicieli nauki tego kościoła", wreszcie nie zgadzają się z zeznaniami niektórych rodziców. Gdyby modlitwa wstawiennicza "była czymś na kształt hipnozy, to niewątpliwie wszyscy uczniowie zostaliby zahipnotyzowani. Taka sytuacja nie miała jednak miejsca" - zawyrokował Sowa.

Nie zgodził się także z Kobylińskim, że spoczynek w Duchu Świętym nie powinien być stosowany wobec dzieci.

Hażlach, kościół
Hażlach, kościół
Źródło: TVN24

Dojrzałość chrześcijańska

"Nie zostaliśmy poinformowani o rytuałach, które mają tam się odbyć i nikt z nas nie wyraził na to zgody. Naszym zdaniem absolutnie niedopuszczalna jest także przekazana przez dzieci informacja, zgodnie z którą zabroniono im opowiadać innym o tym, co spotkało je na nabożeństwach" - pisali rodzice w zawiadomieniu o podejrzeniu przestępstwa.

Organizatorzy wydarzenia w rozmowie z nami potwierdzili to, wyjaśniając, że tego zjawiska się nie planuje ani nie wywołuje. Tuż przed sobotnią "specjalną modlitwą" dzieci dowiedziały tylko, że będą śmiać się albo płakać.

W postanowieniu o umorzeniu śledztwa kwestia braku zgody rodziców i dzieci nie jest poruszana.

Czytamy za to, że człowiek od najmłodszych lat styka się z rzeczami, które mogą go skrzywdzić psychicznie. Prokurator podaje za przykład baśnie braci Grimm. "W obecnych czasach, kiedy telewizja, internet, czy gry komputerowe przesiąknięte są przemocą" dzieci w wieku 14-15 lat "powinny cechować się już określoną odpornością psychiczną, pozwalającą im uczestniczyć w określonych przeżyciach". W tym wieku, zdaniem Piotra Sowy, jesteśmy bardziej młodzieżą niż dziećmi, młodzieżą, która stoi u progu dorosłości. "Tym samym można wobec niej praktykować modlitwę wstawienniczą, jak to miało miejsce na rekolekcjach" - podsumowuje. Poza tym nie była to żadna nowość dla tych prawie dorosłych ludzi, wcześniej przyjęli chrzest, przystąpili do komunii, do "określonych sakramentów, egzorcyzmów, zdarzeń religijnych, w trakcie których odprawiano modlitwy, także wstawiennicze".

Zdaniem prokuratora, współczesny czternastolatek "posiadający dostęp do pełni informacji, należycie wyedukowany jest świadom swych praw i potrafi z nich korzystać. Może zatem odmówić udziału w czymś, co mu się nie podoba".

- Czy to nie kłóci się z tak zwanym wiekiem zgody, który w polskim prawie wynosi minimum 15 lat? - zapytaliśmy. Czy nie kłóci się z wiekiem odpowiedzialności karnej, który tylko w wyjątkowych sytuacjach wynosi 15 lat? Przyjmuje się, że człowiek poniżej tego roku życia nie może świadomie zgodzić się na seks ani odpowiadać za kradzież czy nawet zbrodnię, bo nie jest wystarczająco dojrzały psychicznie, a jeśli stanie mu się krzywda, kara grozi rodzicom. Dlaczego miałby umieć sobie poradzić z niebezpieczeństwem, które niosą rytuały religijne?

Sowa odpowiedział nam podobnie, jak w swoim orzeczeniu. "Dzieci, które brały udział w rekolekcjach były członkami wspólnoty kościoła katolickiego i przygotowywały się do bierzmowania. Jak przyjmuje się w nauce kościoła katolickiego bierzmowanie jest sakramentem dojrzałości chrześcijańskiej. Do sakramentu przygotowywały się dzieci w wieku odpowiednio 14 i 15 lat. Powyższy wiek był wystarczający do tego by dzieci świadomie podjęły decyzję o chęci przyjęcia sakramentu jak również wyjazdu na rekolekcje, a dalej wzięcia udziału w modlitwie wstawienniczej. W kwestii wzięcia przez dzieci udziału w tej modlitwie obowiązywała pełna dobrowolność. To samo dotyczyło wiązania dzieciom rąk sznurkiem. Należy podkreślić, iż jeden z uczestników rekolekcji nie wziął udziału w modlitwie".

Koszarawa, klasztor franciszkanów
Koszarawa, klasztor franciszkanów
Źródło: TVN24

Wyczerpanie

"Problematyka związana z upadkiem w Duchu nie jest łatwa do zinterpretowania. Niniejsza wypowiedź jest tylko próbą rzucenia trochę światła na to zjawisko, które dalej pozostaje problemem otwartym. Próbuję to opisać nie tylko na podstawie dostępnej wiedzy, m.in. dokumentu kard. Suenensa, ale i własnego ponad 30-letniego doświadczenia" - powiedział jeden ze "specjalistów" żywieckiej prokuratury dla Zeszytów Odnowy w Duchu Świętym.

I dalej: "Na początku trzeba zdefiniować to zjawisko. Wspomniany kard L. Suenens tak definiuje upadek w Duchu: 'pod tą nazwą rozumie się zjawisko bezwiednego upadku, zazwyczaj do tyłu, dość często w związku z jakąś religijną posługą uzdrawiania lub modlitwy. Ten widoczny cielesny objaw - widziany z zewnątrz - można opisać za pomocą całej gamy różnych określeń: paść, osunąć się, upaść, zapaść się, ześlizgnąć się, wyciągnąć się, przechylić się, zesztywnieć'. Jest to właściwie jedyna definicja tego zjawiska, jaka jest dostępna w literaturze teologicznej. W psychologii nie znalazłem nigdzie materiałów, które by wprost zajęły się tym zjawiskiem. Kardynał podaje, że jest to upadek zazwyczaj 'do tyłu', w doświadczeniu swoim widziałem do tyłu dużo, ale widziałem znaczny procent także do przodu, więc nie wiem dlaczego zazwyczaj do tyłu, ale tak to jest definiowane".

W internecie sporo jest podobnych wypowiedzi teologów. Co ciekawe, kardynał Suenens, na którego powołuje się niemal każdy, sam był sceptycznie nastawiony do "spoczynku". Niebezpieczeństwo widział "w pokusie szukania w tym zjawisku 'anestezji duchowej', która miałaby rozwiązać automatycznie wszystkie problemy", zachęcał, "aby traktować zjawisko upadku jako naturalne (tzn. ludzkie, a nie nadnaturalne) aż do udowodnienia czegoś przeciwnego, choć nie można zakładać, że Bóg nie mógłby posłużyć się takim fenomenem". Zalecał wręcz, by mówić "upadek", a nie "spoczynek w Duchu" (za publikacją Jacka Sochy "Wybrane kryteria rozeznania duchowego na przykładzie tzw. zjawiska upadku" w Forum Teologicznym).

W 2013 roku "spoczynek" doczekał się miejsca w publikacji naukowej o relacjach między religią o zdrowiem psychicznym. W książce "Granice szaleństwa - granice kultury" pod redakcją Haliny Grzymały-Moszczyńskiej i Adama Antczaka z Instytutu Religioznawstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego, w tekście Joanny Warzybok czytamy: "Zjawisko 'spoczynku w Duchu Świętym' jest najczęściej spotykane wśród protestanckich (zielonoświątkowych) oraz katolickich grup charyzmatycznych, zwanych Odnową w Duchu Świętym. Jednocześnie może ono mieć miejsce w trakcie ogromnych zgromadzeń wiernych, na których obecni są charyzmatyczni prowadzący duchowni. Jest traktowane jednostkowo, jako przejaw działania Ducha Świętego na daną osobę. Jego popularność wśród dużej ilości wiernych biorących udział w trakcie charyzmatycznych zgromadzeń wzbudza wątpliwości związane z czynnikami psychologicznymi, jakie mogą mieć wpływ na jego wywołanie".

Autorka zauważa, że zjawisko rodzi się w połączeniu dwóch rodzajów modlitw: publicznej, wedle ustalonych tekstów i formuł oraz prywatnej, swobodnej. Ludzie modlą się razem na głos, ale każdy mówi coś innego, własnego. Przewodzi im osoba, najczęściej duchowna i znana w środowisku, ściągająca tłumy. "Takie osoby nie potrafią same stwierdzić, co w nich samych wywołuje zjawisko upadku u innych, same także mogą go nie doświadczać".

Lider modli się z innymi i nad konkretną osobą, kładąc nad nią ręce. Osoba ma zamknięte oczy i pada, najczęściej do tyłu. Upadek jest niekontrolowany i często gwałtowny. "Część osób nie jest świadoma upadku i nie wie, dlaczego już znalazła się na ziemi, część doznaje uczucia nieważkości. Niektórzy drżą, chwieją się nie upadając".

Jak opisują to zjawisko osoby, które go doświadczyły? Że wpadają w czyjeś ramiona, dają się złapać duchowi, ufają mu i lecą. Że zostały popchnięte przez niewidzialną siłę, czuły nacisk na czole, klatce piersiowej, nogach, "narastające uczucie osłabienia oporu prowadzące do upadku na ziemię". W trakcie "spoczynku", jak pisze Warzybok, najczęściej czują pokój, radość, euforię, odpoczynek.

Jedni twierdzą, że pozostają świadomi. Słyszą dźwięki z otoczenia, ale jakby odległe. Inni są nieprzytomni i niewiele pamiętają. Zdarza się, że doznają wizji, czują przyjemny zapach lub muzykę. Nie czują upływu czasu, a może minąć kilka minut albo kilka godzin. To, kiedy spoczynek się zakończy, tak jak, czy i kiedy się zacznie, według Warzybok, zależy od naszej woli.

Zjawisko pojawia się w grupach, najczęściej w dużych zgromadzeniach i to, zdaniem autorki, budzi kontrowersje. "Panuje wtedy specyficzna atmosfera sugestii, wywoływana zarówno przez osoby świeckie, jak i przez prowadzących (głównie księży). Obserwowanie innych ludzi padających wokół oraz słuchanie modlitw prowadzących, wzywających do wzbudzenia żalu, przemiany życia, wpływa na wywoływanie silnych emocji wewnątrz jednostki, co może siłą rzeczy prowadzić do osunięcia się na ziemię".

Autorka dodaje, że nie bez znaczenia jest długość spotkań modlitewnych. "Kiedy spotkanie trwa kilka godzin, niektóre osoby mogą doświadczyć wyczerpania fizycznego, przeciążenia psychicznego napływającymi bodźcami i emocjami, utraty sił. Wtedy można zwyczajnie ze zmęczenia upaść na ziemię lub osunąć się do wygodniejszej pozycji".

Piotr Sowa w swoim orzeczeniu wspomina o wyczerpaniu u uczestników rekolekcji w Koszarawie. "Znaczna część rodziców jako niepokojący objaw u swoich dzieci podawała zmęczenie, niewyspanie, czy długi sen po powrocie do domu" - pisze prokurator. Jednak ucina tę uwagę zeznaniem jednego z ojców, że "nie było to niczym dziwnym, skoro dzieci na wyjazdach - korzystając z okazji braku opieki rodziców - kładą się późno spać. Niektórzy rodzicie podają również, iż w innym miejscu człowiek nie wyśpi się nigdy tak jak w swoim łóżku".

17.02.2016 | Leszno: omdlenia i halucynacje na szkolnych rekolekcjach. Rodzice pytają, czy to na pewno modlitwa
17.02.2016 | Leszno: omdlenia i halucynacje na szkolnych rekolekcjach. Rodzice pytają, czy to na pewno modlitwa
Źródło: Fakty TVN

Eksperymenty

Joanna Warzybok oparła się w swoim tekście na innych opracowaniach, cytuje między innymi kardynała Suenensa. Profesor Halina Grzymała-Moszczyńska, psycholożka religii, redaktorka książki z tekstem o "spoczynku", nie zna polskiego naukowca, który badałby to zjawisko. Do rozmowy o tym, co się wydarzyło w klasztorze w Koszarawie, a potem w żywieckiej prokuratorze, poleca Jacka Prusaka, księdza katolickiego i równocześnie psychoterapeutę.

- Łaska buduje na naturze, a prokuratura to nie Magisterium - mówi Jacek Prusak. W Kościele katolickim Magisterium to władza autorytatywnego nauczania prawd wiar, sprawowana przez kolegium biskupów z papieżem na czele.

- Dziwi mnie, że prokurator, oceniając zjawisko religijne, opiera się wyłącznie na języku religijnym, na kryteriach teologicznych. Są naukowe opracowania na ten temat, chociaż nie słyszałem o polskich badaniach - dodaje psychoterapeuta.

Nie zgadza się z Andrzejem Kobylińskim - uważa, że zjawisko "spoczynku" samo w sobie nie jest niebezpieczne. Ale: - Od strony psychologicznej jest to oczywiście doświadczenie z pogranicza transu, działa na zasadzie transu grupowego, jest związane ze zmianą świadomości. Jest to indukcja hipnotyczna - mówi.

Ks. Jacek Prusak
Ks. Jacek Prusak
Źródło: TVN24

- Dla mnie problemem nie jest to, że katolickie dzieci zostały włączone w modlitwę charyzmatyczną, której może towarzyszyć spoczynek w Duchu Świętym, ale że nie zostały do tego przygotowane. Założenie duchownych, którzy praktykują tego typu modlitwę jest takie, że nie można się do tego przygotowywać, bo to musi być autentyczne, a takim jest tylko wtedy, kiedy jest spontaniczne. Oraz że jest to dobre, bo modlitwa nie może być czymś złym. Z góry zakładają, że to nikomu nie zaszkodzi, najwyżej nie zadziała.

- Może zaszkodzić? - pytamy.

- Są osoby mniej i bardziej podatne na indukcję hipnotyczną o treści religijnej. Jeśli "zaśnięcie" przedstawi się jako dar od Boga, świadectwo zaangażowania duchowego, znak wyjątkowej bliskości z Bogiem, dowód otwarcia na jego działanie, to wśród uczestników znajdą się osoby, które będą bardzo chciały tego doświadczyć i mogą imitować "zaśnięcie" albo przeżyć je negatywnie, gdyż ich struktura psychiczna nie jest na to gotowa. Upraszczając można powiedzieć, że są nadwrażliwe, a w doświadczeniach religijnych szukają rozwiązania dla swoich problemów emocjonalnych czy konfliktów i nie muszą być oczywiście tego świadome. A tego nie przeżywa się na wyprostowanych nogach. Czy przyjmiemy perspektywę teologiczną, czy psychologiczną, zewnętrzne kryterium jest takie, że nogi się uginają. I człowiek, który nie padnie, będzie czuć się winny, że ma za słabą wiarę, że jest zablokowany duchowo, podatny na wpływy demoniczne, że żyje w grzechu. Poczuje się gorszy, bo Duch Święty go omija. Dlatego to jest niebezpieczne, że nie mówi się ludziom, na czym to polega, tylko się to na nich robi i sprawdza, na kogo zadziała, na kogo nie. Nie można nikogo traktować jak królika doświadczalnego.

- To były eksperymenty na dzieciach - mówi psychoterapeuta o rekolekcjach w Koszarawie. - Pod nazwą rekolekcji zaaplikowano im duchowość charyzmatyczną. Na tym polega manipulacja religijna, tak działają sekty. Dzieci traktuje się jak własne, nie informuje się rodziców, co się będzie z nimi działo, czemu w trakcie rekolekcji są poddawane. To były osoby niepełnoletnie, rodzic powinien wyrazić zgodę, nie może za niego decydować żaden animator ani prokurator. To się nie powinno zdarzyć.

Z wiedzy księdza wynika, że "spoczynek w Duchu Świętym" nie dokonuje głębokich zmian w świadomości, jeśli jest epizodyczny, "chociaż może być impulsem do nawiązania głębszej relacji z Bogiem". - Trzeba by przebadać te dzieci, żeby mieć pewność, czy nikomu nie wyrządził krzywdy - dodaje Prusak. - Wszystko zależy od tego, czy negatywne odczucia, jakie się pojawiły, wynikają z lęku przed manipulacją czy przeżytego szoku.

Zmieniłam imiona dzieci

Czytaj także: