Zdecydowanie rodzice rozpoznają, że ta choroba wygląda inaczej niż jakiekolwiek przeziębienie. Poważny problem mamy wtedy, kiedy dziecko ma burzę cytokinową. Wtedy potrzebuje natychmiastowego leczenia - mówiła w TVN24 Magdalena Okarska-Napierała z Kliniki Pediatrii z Oddziałem Obserwacyjnym Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Odniosła się do objawów zespołu pocovidowego u dzieci.
Specjaliści chorobę określają skrótem PIMS - pediatryczny wieloukładowy zespół zapalny tymczasowo związany z zakażeniem SARS-CoV-2.
Magdalena Okarska-Napierała, lekarz z Kliniki Pediatrii z Oddziałem Obserwacyjnym Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego powiedziała w TVN24, że ta choroba została opisana też u dorosłych, ale jest przede wszystkim domeną dzieci i do końca nie wiadomo, dlaczego się rozwija. Dodała, że w maju została opisana po raz pierwszy.
Jak mówiła, około miesiąc po zakażeniu koronawirusem SARS-CoV-2 dochodzi do gwałtownej reakcji zapalnej, która dotyczy całego organizmu.
Wskazała, że "chorobie towarzyszy bardzo wysoka gorączka, objawy z różnych układów, różnych narządów, objawy przewodu pokarmowego, wysypka, zapalenie spojówek, niekiedy również objawy neurologiczne i stopniowe, istotne pogarszanie się stanu dziecka".
- Zdecydowanie rodzice rozpoznają, że ta choroba wygląda inaczej niż jakiekolwiek przeziębienie, które kiedykolwiek obserwowali u dziecka – podkreśliła.
Dodała, że przebieg choroby może być łagodniejszy. – Widzieliśmy już przypadki dzieci, u których ta choroba sama się graniczyła, bez leczenia, więc na pewno łagodniejsze warianty są możliwe – zaznaczyła.
"Rozpoznanie jest bardzo ważne"
Okarska-Napierała powiedziała, że "poważny problem mamy wtedy, kiedy dziecko ma burzę cytokinową i wchodzi we wstrząs".
Dodała, że wtedy trzeba szybko rozpoznać chorobę i dziecko potrzebuje natychmiastowego leczenia.
Wyjaśniła, że burza cytokinowa "to jest taka sytuacja w organizmie, kiedy wydzielanych jest mnóstwo białek, które powodują stan zapalny całego ciała, w związku z tym rozszerzenie naczyń, wyciekanie wody z naczyń do obrzęków". – Jest to stan bezpośredniego zagrożenia życia – powiedziała.
- Taki obraz ta choroba może przyjmować i wówczas rozpoznanie jest bardzo ważne. Muszę podkreślić, że nie jest takie łatwe odróżnienie tej choroby od posocznicy, czyli od zakażenia uogólnionego, bo dziecko ma dużo objawów, które kojarzą się z posocznicą - wysoką gorączkę, niewydolność wielonarządową - zaznaczyła.
Dodała, że antybiotyki nie pomagają w tej chorobie. – Podajemy immunoglobuliny, sterydy. Zupełnie inne leki niż w posocznicy – powiedziała.
"Prawdopodobieństwo, że dziecko rozwinie chorobę jest niskie"
Okarska-Napierała pytana była również o skalę zachorowań na PIMS. Powiedziała, że precyzyjnych danych jeszcze nie ma, ponieważ skala zakażeń koronawirusem wśród dzieci nie jest do końca znana. Duża część z nich nie ma objawów.
- Najlepsze dane mamy na podstawie tego, co obserwowane jest w Stanach Zjednoczonych. Wydaje się na ten moment, że na około milion zakażonych dzieci zachorowało nieco ponad tysiąc, co daje nam zapadalność mniej więcej jeden na tysiąc dzieci zakażonych – mówiła.
- Prawdopodobieństwo, że moje dziecko rozwinie tę chorobę jest niskie i to jest dobra wiadomość, natomiast z drugiej strony stan nasilenia epidemii w Polsce jest w tej chwili tak duży, że to skutkuje bardzo licznymi zachorowaniami wśród dzieci, licznymi przypadkami w szpitalach, więc z tego powodu bijemy na alarm i staramy się szerzyć świadomość o tym problemie – dodała.
"Choroba PIMS nie jest chorobą zakaźną"
Pytana była również, czy zespołem pocovidowym może się zarazić rodzeństwo. Okarska-Napierała powiedziała, że PIMS nie jest chorobą zakaźną samą w sobie, więc nie można się nią zakazić. – To jest reakcja poinfekcyjna. Dwoje rodzeństwa może być zakażonych koronawirusem. Prawdopodobieństwo, że dwoje dzieci rozwinie tak niezwykle rzadkie powikłanie jest bardzo niskie - zaznaczyła.
- Bierze się pod uwagę, że w tej chorobie mogą mieć udział czynniki genetyczne, ale one nie zostały jeszcze opisane – dodała.
Źródło: TVN24