Zakrywanie ust i nosa to nie jest duży trud, to kwestia odpowiedzialności. To wszystko jest w trosce o zmniejszenie liczby chorych - podkreślił w piątek rzecznik rządu Piotr Mueller. Przypomniał, że za brak maseczki można otrzymać mandat w wysokości do 500 złotych. Jak dodał, "w tych najbardziej skrajnych przypadkach" kary mogą sięgnąć "nawet od 5 do 20 tysięcy złotych".
MINISTER ZDROWIA ADAM NIEDZIELSKI BĘDZIE GOŚCIEM PROGRAMU "SPRAWDZAM" W TVN24 - DZIŚ O GODZINIE 20
Od soboty cały kraj znajdzie się w co najmniej żółtej strefie, a niektóre powiaty także w czerwonej. Dla mieszkańców oznacza to między innymi obowiązek zasłaniania nosa i ust w przestrzeni publicznej - w sklepie, autobusie, ale także na ulicy.
Rzecznik rządu w Programie Pierwszym Polskiego Radia podkreślił, że zakrywanie ust i nosa to przede wszystkim kwestia odpowiedzialności. - Chciałbym, żebyśmy żyli w społeczeństwie, które bez wymogu formalnego nawet w takiej trudnej sytuacji obowiązek maseczek samo realizuje. Oczywiście, tak nie jest, w związku z tym od tego są przepisy prawa, by to egzekwować. Natomiast to wszystko jest w trosce o zmniejszenie liczby osób, które będą chorowały - powiedział.
Dodał, że noszenie maseczki nie ogranicza w jakiś "ekspansywny" sposób praw obywatelskich. Przyznał, że z ogromnym żalem patrzy na osoby w swoim wieku, czyli trzydziestolatków, które z nieuzasadnionych przyczyn nie chcą nosić maseczki. - Przecież to nie jest duży trud, a jednocześnie ogromne zmniejszenie potencjału zakażenia innej osoby - powiedział Mueller.
Jak zaznaczył, gdy dwie osoby noszą na twarzach maseczki i dzieli je odpowiedni dystans, wówczas możliwość zakażenia praktycznie nie istnieje.
"W tych najbardziej skrajnych przypadkach to już są mandaty nawet od 5 do 20 tysięcy złotych"
Mueller pytany był też o zapowiedzianą politykę "zero tolerancji" wobec osób, które nie stosują się do obowiązku zakrywania ust i nosa. Jak podkreślił, egzekwowanie tych przepisów ma kilka poziomów.
- Jeden to jest najszybszy mandat, który można otrzymać w wysokości około 500 złotych, ale w tych najbardziej skrajnych przypadkach to już są mandaty liczone w tysiącach złotych, nawet od 5 do 20 tysięcy złotych - mówił.
- W przypadku takiego rażącego naruszenia przepisów prawa faktycznie właściwe służby będą mogły nakładać nawet tak wysokie mandaty - dodał.
Rzecznik rządu podkreślił, że istnieje podstawa prawna do wprowadzania takich ograniczeń. - Jesteśmy w stanie epidemii, który został ogłoszony już kilka miesięcy temu - powiedział.
"Musimy proporcje odwracać"
Minister zdrowia Adam Niedzielski podkreślił w czwartek, że przepisy pozwalające na karanie za nieprzestrzeganie zasad epidemicznych zostały uzgodnione i przejrzane z policją pod kątem możliwości ich egzekwowania. Szef resortu zdrowia oraz komendant główny policji Jarosław Szymczyk już we wtorek ogłosili politykę "zero tolerancji". Z obowiązku zakrywania ust i nosa - przy pomocy na przykład maseczki, części odzieży czy przyłbicy - będą zwolnione osoby posiadające zaświadczenie lekarskie lub dokument potwierdzający niepełnosprawność.
Szef KGP zapowiedział "bardziej rygorystyczne" podchodzenie policji do przypadków łamania przepisów. - Dziś 80 procent to są pouczenia, a 20 procent skutki finansowe (...). Kiedy wzrasta liczba zakażeń, musimy te proporcje odwracać – podkreślił. - Nadal pozostaje dla funkcjonariuszy policji możliwość ukarania mandatem w kwocie do 500 złotych. W przypadku odmowy przyjęcia takiego mandatu, chcielibyśmy wprowadzić każdorazowo taki mechanizm, że będzie kierowany wniosek o ukaranie do sądu i dodatkowo wniosek o wdrożenie postępowania administracyjnego do inspekcji sanitarnej – powiedział szef policji.
Źródło: PAP, Polskie Radio, TVN24