Restauratorzy, hotelarze czy trenerzy mogą szykować się do otwarcia swoich biznesów. Jak radzili sobie przez ostatnie miesiące? Ile czasu będą wychodzić na prostą i czy wszyscy zostaną na rynku? Łukasz Wieczorek rozmawiał z przedsiębiorcami, którzy spotkali się z nami kilka miesięcy temu, gdy rząd zaostrzył restrykcje. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Dla Pawła Bodycha zamknięcie siłowni, to był prawdziwy cios. Amatorzy nie mogą trenować, nie ma zysku, a kredyty trzeba płacić. - Jak można doprowadzić do tego, że człowiek, który płaci podatki, dostaje takiego liścia? - zastanawiał się w lutym. Minister zdrowia Adam Niedzielski zapowiada teraz możliwość otwarcia siłowni. Klienci za miesiąc mogą wrócić, ale optymizm na razie nie wraca.
- Otwierają nas za miesiąc, czyli około czerwca. Czyli to jest najgorszy okres na treningi w siłowniach. Czerwiec, lipiec, sierpień to są miesiące martwe. Cały rok się zarabia na to, żeby przetrwać te miesiące - zwraca uwagę Paweł Bodych z Check in Gym w Kobyłce.
Przedsiębiorca dostał kilkanaście tysięcy złotych wsparcia. Koszty miesięczne, to 20 tysięcy. Paweł Badych opowiada, że musiał drastycznie obniżyć wynagrodzenie do poziomu 9-10 złotych za godzinę. - Ale oni zostali, żebym im cokolwiek płacił, żeby mieli na chleb - dodaje.
"Nie odrobimy strat, które ponieśliśmy"
- Musimy otworzyć restaurację, bo inaczej za miesiąc nie będziemy mieli gdzie wracać - mówił w styczniu Maciej Adamski, który jest współwłaścicielem restauracji. Dziś przyjmuje gości również przy stolikach. - Za otwarcie lokalu dostaliśmy karę 30 tysięcy złotych, od której się odwołaliśmy i sprawa pójdzie do sądu - mówi restaurator. Twierdzi, że nie miał wyjścia. Zamknięcie lokalu oznaczałoby likwidację biznesu.
Informuje, że firma otrzymała około 100 tysięcy złotych z tarczy, ale dla restauracji nie wystarczyłoby to na pokrycie kosztów za dwa miesiące. - 70 tysięcy złotych to jest koszt miesięczny - zwraca uwagę. Nie obeszło się bez zwolnień. Co dalej? Obawa, że za kilka miesięcy rząd znów zamknie lokale. - Nigdy w życiu nie odrobimy strat, które ponieśliśmy. Nigdy nie odzyskamy wszystkich ludzi, wspaniałych ludzi, którzy u nas pracowali i naprawdę my mamy już tego dość - przyznaje Maciej Adamski.
Michała Florczaka dziennikarze odwiedzili rok temu po pierwszym zamknięciu. - Jeszcze nas przetrzymają miesiąc, dwa, to nie wiadomo, czy nie będziemy musieli rozważać opcji zamknięcia salonu - mówił w maju 2020 roku. Salon przetrwał i nikt nie stracił pracy. - Finansowo nas to dotknęło i to dość dotkliwie, ale szybko żeśmy się odkuli. Od czerwca do marca pracowaliśmy na pełnych obrotach - stwierdza właściciel Salonów Stylu.
"Pomoc państwa dość niewielka"
Nie wszyscy przedsiębiorcy czekają na luzowanie obostrzeń. Marta Naser, która prowadziła restaurację, zamknęła biznes w Warszawie. - Przyzwyczajenia ludzi, że jedzą na miejscu a nie na wynos, dały się we znaki, więc w grudniu zdecydowaliśmy zamknąć Tahina, również dlatego, że pomoc państwa w tym obszarze była dość niewielka - przyznaje Marta Naser.
5 tysięcy rządowej pomocy nie wystarczyło na uratowanie restauracji. Dziś pani Marta projektuje biżuterię. Liczy, że biznes w sieci będzie dziś pewniejszy.
Źródło: TVN24