Z jednej strony są aspekty medyczne - absolutnie kluczowe, bo nie można patrzeć, jak ludzie umierają - ale z drugiej strony są aspekty społeczne i ekonomiczne - mówił w "Faktach po Faktach" w TVN24 anestezjolog, doktor Konstanty Szułdrzyński, odnosząc się do możliwości wprowadzenia całkowitego lockdownu. Jak mówił, "to jest skomplikowany proces, nie tylko zdrowotny, ale także społeczny".
W całej Polsce obowiązują nowe ograniczenia związane z sytuacją epidemiologiczną. Dotyczą między innymi wielu dziedzin gospodarki i życia społecznego. Zgodnie z zapowiedziami rządu mają one funkcjonować przynajmniej do 29 listopada. Wprowadzenie nowych obostrzeń podyktowane jest pogarszającą się sytuacją epidemiologiczną. W piątek odnotowano ponad 27 tysięcy nowych zakażeń koronawirusem i 445 zgonów osób zakażonych.
"Nie znamy prawdziwej liczby zakażonych"
Do obecnej sytuacji epidemiologicznej odniósł się w "Faktach po Faktach" w TVN24 doktor Konstanty Szułdrzyński, anestezjolog. Zwracał uwagę, że "nie znamy prawdziwej liczby zakażonych". - Wiemy, że ci pacjenci, którzy umierają, umierają mniej więcej po dwóch tygodniach od wystąpienia objawów, czyli po trzech tygodniach od zakażenia się. Jeżelibyśmy przyjęli, że w Polsce śmiertelność jest rzeczywiście na poziomie około jednego procenta [zakażonych - przyp. red.], to te 300-400 zgonów świadczyłoby o tym, że około dwa-trzy tygodnie temu mieliśmy 30-40 tysięcy przypadków. Więc to jest niebezpieczne - analizował.
- Niebezpieczna jest również liczba zajętych łóżek - zwrócił uwagę. - Te łóżka się tworzą dzięki wielkiemu wysiłkowi władz państwowych i samorządowych, ale musimy pamiętać, że pacjent, który trafia do szpitala nie leży w nim jeden dzień, on w nim leży parę tygodni. W związku z tym każdy kolejny dzień przynosi kilkaset nowych hospitalizacji i następuje taka wielka kumulacja. Bo ci pacjenci przychodzą, ale wychodzą dopiero za kilka tygodni - mówił dalej rozmówca TVN24.
- To, co mnie martwi, to żebyśmy byli w stanie udzielić wszystkim pomocy - dodał.
"Nie wydaje mi się, żeby pod względem społecznym i ekonomicznym całkowity lockdown był wyjściem"
Doktor Szułdrzyński był również pytany, czy w związku z obecną sytuacją epidemiologiczną jedyną szansą na poprawienie sytuacji jest całkowity lockdown.
- Nie wydaje mi się, żeby pod względem społecznym i ekonomicznym całkowity lockdown był wyjściem - odpowiedział. - My cały czas stąpamy po kruchym lodzie. Z jednej strony zastosowanie tego minilockdownu dwa tygodnie temu najpewniej spowodowało, że nie mamy 50 tysięcy przypadków, a niespełna 30. Taki był cel i wydaje mi się, że ten cel był osiągnięty - zauważył.
- Byliśmy na krzywej wzrostowej, ona bardzo gwałtownie narastała, natomiast teraz widać pewne hamowanie. Mam nadzieję, że to jest stała tendencja, a nie chwilowe zawahanie tej krzywej - mówił dalej.
- Natomiast nas po prostu na to nie stać, nie stać nas na to nie tylko ekonomicznie, ale też społecznie - stwierdził Szułdrzyński. Jak mówił, "to jest skomplikowany proces, nie tylko zdrowotny, ale także społeczny".
- Z jednej strony są aspekty medyczne - absolutnie kluczowe, bo nie można patrzeć, jak ludzie umierają - ale z drugiej strony są aspekty społeczne i ekonomiczne - dodał gość "Faktów po Faktach".
"Oni wymagają nie tlenoterapii, oni wymagają ogromnej tlenoterapii"
Był również pytany, czy tlenoterapia wymaga skomplikowanego podejścia, urządzenia. - Skomplikowanego nie, ale wymaga pewnej instalacji - odparł.
- Przerobienie tej instalacji w krótkim czasie jest zupełnie niemożliwe - dodał. - Ta instalacja jest wyliczona na potrzeby normalne, to znaczy: na chirurgii leżą pacjenci chirurgiczni, na neurologii leżą neurologiczni, a na dermatologii - dermatologiczni - wymieniał Szułdrzyński. - I żadna z tych trzech grup nie wymaga tlenu. Teraz nagle na oddziałach dermatologii, chirurgii i neurologii, laryngologii, wszędzie leżą pacjenci, którzy mają wirusowe zapalenie płuc. Wszyscy z tych pacjentów mają ciężkie niedotlenienie. I oni wymagają nie tlenoterapii, oni wymagają ogromnej tlenoterapii - podkreślał.
Jak mówił, "ilości tlenu, które są potrzebne, żeby utrzymać tych pacjentów przy życiu, żeby nie doszło do uszkodzenia narządów, a przede wszystkim mózgu (...) jest po prostu ogromna". - Ta infrastruktura instalacji szpitalnej nie jest do tego przygotowana - zwracał uwagę lekarz.
"Medycyna ma ogromne możliwości, ale nie wszystkim te możliwości przynoszą korzyść"
Doktor Szułdrzyński był również pytany, czy w obecnej sytuacji epidemiologicznej w swojej pracy stanął już przed dylematem, kogo podłączyć do respiratora. - Na szczęście ja przed takim dylematem jeszcze nie stanąłem. Zawsze wybiera się tych pacjentów, którym ta terapia przyniesie korzyść. My mamy ogromne możliwości, medycyna ma ogromne możliwości, ale nie wszystkim te możliwości przynoszą korzyść. Medycyna może być jednocześnie techniką, która może być związana z dużym cierpieniem. Teraz pytanie - czy to cierpienie pociąga za sobą realną szansę na wyleczenie? To, że my mamy jakiś aparat, to nie znaczy, że my mamy go podłączyć każdemu pacjentowi, bo on u niektórych pacjentów będzie wyłącznie źródłem cierpienia, natomiast nie uratuje im życia - mówił gość TVN24.
Źródło: TVN24