Kierujmy na testy. Monitorujmy, analizujmy, jaka jest prawda - przekonywał prof. Andrzej Matyja, prezes Naczelnej Izby Lekarskiej. Na antenie TVN24 mówił o zakażeniach wśród lekarzy i stałej potrzebie dostępu do testów i środków ochrony osobistej dla pracowników ochrony zdrowia.
Raport tvn24.pl: Koronawirus - najważniejsze informacje
Prezes Naczelnej Izby Lekarskiej, prof. Andrzej Matyja pytany był w porannym paśmie TVN24 o zakażenia wśród służby zdrowia, liczbę testów dla nich i sugestie, według których lekarze najczęściej transmitują wirusa ze względu na specyfikę swojej pracy. - Zawsze można zrzucić na kogoś, a kozłem ofiarnym jest lekarz, czy lekarka. - skomentował.
- Od momentu rozprzestrzeniania się koronawirusa apelowaliśmy, że (jesteśmy) najbardziej narażeni na infekcję, a później że możemy stać się ośrodkiem transmisji ze względu na brak środków ochrony osobistej. Wówczas zarzucano nam, że to luksus dla lekarzy i że to jest nasz wymysł - odpowiedział.
Jak wyjaśnił, "to nie jest luksus, to zabezpieczenie nas samych i bezpieczeństwo naszych pacjentów" - Duża grupa lekarzy, pracowników ochrony zdrowia przechodzi bardzo często (chorobę - red.) bezobjawowo, ale może być źródłem rozprzestrzeniania się epidemii, stąd apel, żebyśmy mieli dostęp do środków ochronnych - tłumaczył.
"Nie wolno zrzucać na lekarzy winy za wszystkie niedociągnięcia organizacyjne"
- Musimy przestrzegać procedur, ale żeby ich przestrzegać musimy mieć do tego warunki. A takich warunków nam nie stworzono, stąd też byliśmy i jesteśmy narażeni. My nie unikamy pracy, ale musimy mieć to bezpieczeństwo - mówił dalej.
Profesor zaznaczył jednak, że sytuacja od początku epidemii zmienia się. - Szpitale, zwłaszcza jednoimienne (specjalne szpitale zakaźne - red.), mają zaopatrzenie i posiadają środki ochrony osobistej na tyle wystarczające, że myślę, że to zabezpieczenie pozwoli, że ilość zakażonych pracowników będzie malała - powiedział. Przypomniał jednocześnie, że konieczne jest stałe testowanie pracowników ochrony zdrowia.
Matyja w tym kontekście zwrócił uwagę na wydane w środę przez prezesa NFZ zarządzenie, według którego pacjenci i personel medyczny wszystkich szpitali będą mieli zagwarantowany dostęp do testów na obecność koronawirusa, a koszty pokryje NFZ.
- Zrzucanie (winy o transmisję zakażeń - red.) na lekarzy jest nie fair - podkreślał. - Kierujmy na testy. Monitorujmy, analizujmy, jaka jest prawda. To nie lekarze nie kierują na testy, tylko wąskie gardła, które są w punktach poboru testów - dodał.
Dopytywany o te tak zwane wąskie gardła profesor przypomniał, że lekarze "pracują na pierwszej linii frontu". - Wiemy najlepiej, że wiedza decydentów jest inna niż nasza, w miejscu pracy, w którym codziennie jesteśmy. Nie wolno zrzucać na lekarzy winy za wszystkie niedociągnięcia organizacyjne, które funkcjonują - mówił.
CZYTAJ WIĘCEJ: Narodowy Fundusz Zdrowia ma pokryć koszty testów na koronawirusa dla każdego szpitala
Ministerstwo Zdrowia oszacowało w środę, że obecnie 60 laboratoriów w Polsce jest w stanie wykonywać prawie 20 tysięcy testów na dobę. Wiceminister Waldemar Kraska informował tego dnia, że w ciągu ostatniej doby wykonano ponad 8 tysięcy testów.
- Testy zlecają szpitale, do których trafiają pacjenci, zlecają lekarze. Myślę, że ten okres świąteczny, nie tylko w Polsce, bo mamy dane z całej Europy, były zdecydowanie okresem, kiedy wykonywanie tych testów było zdecydowanie mniejsze - mówił Kraska, pytany o różnicę między możliwościami polskich laboratoriów, a liczbą wykonywanych testów.
Matyja: nie jest tak, że unikamy niebezpiecznej pracy
Profesor pytany był także o sytuację w Mazowieckim Szpitalu Specjalistycznym w Radomiu. Od pierwszego wykrytego tam przypadku zakażenia, które miało miejsce pod koniec marca, w sumie zanotowano tam ponad 200 osób zakażonych, z czego znaczną część wśród personelu medycznego.
W związku z trudną sytuacją kadrową w placówce, wojewoda mazowiecki skierował tam do pracy w ubiegłym tygodniu lekarzy neurologów, internistów i pielęgniarki. Jego rzeczniczka zaznaczyła wtedy, że decyzja została wydana pod rygorem natychmiastowej wykonalności, co oznacza, że lekarz zobowiązany jest stawić się do wykonywania pracy, a za niewykonanie tego obowiązku grozić będzie grzywna.
- Tu jest brak komentarza, zwłaszcza, że wojewodą jest lekarz i były prezes Naczelnej Izby Lekarskiej, który będąc po stronie lekarzy totalnie inaczej widział sytuację w ochronie zdrowia. Kiedy skierował ludzi (do pracy - red.) niezgodnie z prawem, to też powinien ponieść za to konsekwencje, a nie zarzucać nam, że nie chcemy i unikamy niebezpiecznej pracy. Tak nie jest - odparł Matyja.
Źródło: TVN24