Lekarstwa, które można by zastosować w pierwszych fazach choroby, nie ma, a szczepionki są odległą perspektywą - mówił w "Faktach po Faktach" doktor habilitowany nauk medycznych, specjalista chorób zakaźnych Ernest Kuchar. Wspólne z doktorem habilitowanym nauk medycznych wirusologiem Tomaszem Dzieciątkowskim rozmawiali o możliwych scenariuszach rozwoju epidemii COVID-19.
Wirusolog, doktor habilitowany nauk medycznych Tomasz Dzieciątkowski stwierdził w "Faktach po Faktach", że "na pewno nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jak dalej pandemia się potoczy", ponieważ na całym świecie wciąż przybywa przypadków zakażenia wirusem SARS-CoV-2.
"Droga w dobrym kierunku"
- Przypadków koronawirusa do tej pory było trochę więcej niż 12 milionów wobec siedmiu miliardów ludzi na świecie. To jest niewielki odsetek. Oznacza to, że zdecydowana większość ludzi, 98 procent, jest wciąż podatna na zakażenie. To jest dopiero, można powiedzieć, początek, bo ani lekarstwa, które można by zastosować w pierwszych fazach choroby, nie ma, a szczepionki są odległą perspektywą - doprecyzował doktor habilitowany nauk medycznych, specjalista chorób zakaźnych Ernest Kuchar.
Dzieciątkowski wyjaśnił, że przewidywania dotyczące tego, że na jesieni może wystąpić kolejna fala zakażeń, wiążą się z tym, że koronawirus jest typowym wirusem oddechowym, a zwiększony sezon zachorowań na choroby układu oddechowego występuje w sezonie jesienno-zimowym. Dodał, że na ewentualną drugą falę będzie nakładać się sezon zakażeń grypowych.
- W niektórych krajach, na przykład w Australii, w tej chwili już mają drugą falę. Tam właśnie, skoro u nas jest lato, panuje zimna, chłodna pogoda - dodał doktor Kuchar. Stwierdził, że chociaż we wspomnianej Australii jest wprowadzany ponowny lockdown (zamknięte zostało Melbourne) to dzieje się to "bardziej wybiórczo", podobnie jak w innych krajach, np. Wielkiej Brytanii. - Nie dotyczy to całych krajów, czyli bardziej takie wybiórcze działanie będzie miało miejsce i to już jest droga w dobrym kierunku - ocenił.
"Ja bym nie szukał na siłę argumentów, żeby się uspokoić"
Eksperci w "Faktach po Faktach" komentowali też słowa ordynatora intensywnej terapii Szpitala San Raffaele w Mediolanie, Alberto Zangrillo, który przekonuje, że koronawirus stracił na swojej mocy.
- Ja bym był bardzo ostrożny z tego typu twierdzeniami - ocenił doktor Kuchar. - Rzeczywiście, patrząc historycznie na choroby zakaźne widzi się pewną tendencję do łagodzenia, ponieważ wirus nie ma, mówiąc w cudzysłowie, interesu, żeby zabić swojego żywiciela. Innymi słowy ewolucja czy selekcja, może lepiej powiedzieć, sprzyja tym wirusom, które pozwalają swoim żywicielom skuteczniej przenosić go na inne osoby. Czyli, mówiąc krótko, te wirusy, które nie zabijają, są premiowane w stosunku do tych wirusów, które szybko sprawiają, że osoba zakażona nie jest w stanie nikogo dalej zarazić - wyjaśnił specjalista.
Dodał jednak, że na takie diagnozy jest "za wcześnie", bo "nie jest to kwestia kilku miesięcy" i "nasze dane są ciągle niepełne". Wyjaśnił, że przy wykrywaniu dużej liczby przypadków bezobjawowych spada również śmiertelność, co może być przyczyną diagnoz ordynatora Zangrillo.
- Ja bym nie szukał na siłę argumentów, żeby się uspokoić, bo to jest takie trochę uspokajanie się. W Polsce, przypomnę, śmiertelność koronawirusa to jest bodajże cztery procent czy nawet sześć patrząc na te osoby, które wyzdrowiały. To jest bardzo dużo - stwierdził doktor Kuchar.
Wirus "się nas uczy"
Dzieciątkowski przyznał, że w porównaniu z początkiem pandemii wiemy o wiele więcej o wirusie SARS-CoV-2, ale z drugiej strony "poniekąd on się nas uczy". - Różnice w budowie genetycznej koronawirusa SARS-CoV-2 na razie nie stwierdzono, by w jakikolwiek sposób wpływały znacząco na jego budowę antygenową, budowę zewnętrzną. Co jest dobrym czynnikiem prognostycznym, jeśli chodzi o konstrukcję potencjalnych leków - zaznaczył doktor Dzieciątkowski.
Dodał, że chociaż koronawirus nie zmiesza się i będzie mutował osobno od wirusa grypy, których biologia jest odmienna, to problemem może być rozróżnienie przez lekarza, na co choruje dany pacjent. Jak dodał Kuchar, takie osoby będą też wykrywane przy pomiarach temperatury i zachorowanie na grypę będzie mogło doprowadzić do wykluczenia, bo nikt osoby z gorączką nie wpuści na przykład do pracy czy szkoły niezależnie, jaka będzie jej przyczyna.
Eksperci zalecali też, aby wciąż, w sytuacjach, kiedy nie można zastosować dystansowania społecznego, nosić maseczki ochronne. - Setki tysięcy lekarzy przez wiele lat pracowało i dalej pracuje w maseczkach. Tak samo pracownicy laboratoriów. I jakoś tutaj trudno zauważyć, żeby dostawali te hipotetyczne grzybice płuc czy inne zakażenia. Nie demonizujmy. Popatrzmy też na narody Dalekiego Wschodu. Chińczycy, Japończycy, Koreańczycy chodzą właściwie przez cały rok w maseczkach z powodów innych niż koronawirus i też jakoś specjalnie nie sarkają, generalnie przyzwyczaili się do tego. Może powinniśmy zaakceptować obecność maseczek w naszym otoczeniu - stwierdził Dzieciątkowski.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock