Polityk ponosi odpowiedzialność nawet wtedy, kiedy nie na wszystko ma wpływ - mówił w "Kropce nad i" Paweł Kowal, były wiceszef MSZ. - Za mało zrobiono, tylko pytanie kto - ocenił z kolei profesor Tomasz Nałęcz, były doradca Bronisława Komorowskiego. Dyskutowali o środowym przesłuchaniu byłej premier Ewy Kopacz w prokuraturze w związku z katastrofą smoleńską.
Była premier i minister zdrowia Ewa Kopacz została przesłuchana w środę jako świadek w sprawie katastrofy smoleńskiej. Po wyjściu z prokuratury dziennikarze pytali ją m.in. czy wie, dlaczego po przewiezieniu wszystkich ciał do Polski nie odbyły się ponowne sekcje zwłok ofiar katastrofy i czy jako minister zdrowia miała na to wpływ.
Kowal: polityk ponosi odpowiedzialność nawet wtedy, kiedy nie na wszystko ma wpływ
W "Kropce nad i" sprawę komentowali prof. Nałęcz i dr Kowal.
- O tej sprawie dzisiaj się trudno rozmawia - powiedział Kowal. Jak zaznaczył, temat katastrofy smoleńskiej jest "bardzo emocjonalny" i ma "bardzo polityczny kontekst".
Jak mówił, "reguły są dość proste i dotyczą wszystkich rządów". - Oświadczenia ministrów z trybuny sejmowej muszą być traktowane śmiertelnie poważnie - tłumaczył. - Polityk ponosi odpowiedzialność nawet wtedy, kiedy nie na wszystko ma wpływ - ocenił.
Nałęcz: chce się przykryć Wrocław i Berczyńskiego
Nałęcz powiedział, że w kwestii ekshumacji ofiar katastrofy smoleńskiej, "za mało zrobiono, tylko pytanie kto".
- Prokuratura była odpowiedzialna za sekcję zwłok, a nie Ewa Kopacz - mówił. - Mnie oburza to flekowanie dzisiaj pani Kopacz, która pojechała dlatego, że jest urodzoną lekarką. Byłem z innej partii, byłem przeciwnikiem pani Kopacz w okręgu wyborczym, ale spotykałem się tam co krok na jej ślady jako lekarki. Jest pełną empatii dla ludzi, bardzo wrażliwą pediatrą, i dlatego tam pojechała. Są przejmujące relacje rodzin, którym pomogła - dodał.
- My dzisiaj, siódmy rok działa ta prokuratura (...), jesteśmy epatowani przeciekami i nagonką polityczną PiS. To, co się robi z panią Kopacz, to jest oczywiste. Chce się przykryć skandal we Wrocławiu, gdzie wpadka jest oczywista, chce się przykryć skandal z panem Berczyńskim - mówił Nałęcz.
- Intencja jest jasna. Klapę ponosi wersja z zamachem, wybuchem, w związku z tym będzie się epatowało niestarannością śledztwa w tej sprawie - dodał.
"Jest ogromny zgrzyt"
Kowal zaznaczył, że doszło do wielu zaniedbań, ale nie posądza Kopacz o złe intencje. Jak mówił, "emocje dotyczą kontekstu kulturowego", ponieważ w naszej kulturze wymaga się traktowania zwłok z należytym szacunkiem.
- Jeśli ktoś ginie, są problemy z identyfikacją, to staje się ona problemem - mówił. - Tu jest ogromny zgrzyt, nie udawajmy, że go nie ma - dodał.
Zdaniem Nałęcza "winny jest oczywisty" i są nimi prokuratorzy odpowiedzialni za sekcje zwłok ofiar katastrofy smoleńskiej.
- To był taki czas, że procedury mieszały się z emocjami - tłumaczył Nałęcz. - Jeśli chodzi o sekcje zwłok, staranność potraktowania ludzkiego ciała, to jest gestia prokuratury - dodał.
Ekshumacje ofiar katastrofy
Decyzja o przeprowadzeniu ekshumacji 83 ofiar katastrofy (wcześniej, w latach 2011-12, przeprowadzono dziewięć ekshumacji, decyzja o nich wynikała m.in. z wykrytych nieprawidłowości w rosyjskiej dokumentacji medycznej; cztery osoby zostały skremowane) zapadła w zeszłym roku. Do tej pory ekshumowano 26 ciał; ostatnie - we wtorek. Nie podano, o czyj grób chodzi.
Wątpliwości dotyczące m.in. tożsamości ofiar pojawiły się już w 2011 r., kiedy rodziny dostały dokumentację medyczną sporządzoną przez Rosjan. Przeprowadzono wówczas dziewięć ekshumacji (w latach 2011-12) i stwierdzono, że sześć ciał zostało złożonych nie w swoich grobach. Biegli, którzy wówczas przeprowadzali badania, ocenili, że 90 proc. rosyjskiej dokumentacji medycznej zawiera błędy.
Autor: mw / Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24