Prokuratura oskarży biznesmena Marka Falentę o zlecenie nielegalnego nagrywania polityków, biznesmenów i urzędników w dwóch znanych warszawskich restauracjach. Przed sądem staną też szwagier Falenty oraz sommelier i menedżer z tych restauracji, którzy mieli rejestrować z ukrycia spotkania VIP-ów. Prokuratura jednocześnie umorzyła wątek byłych dziennikarzy tygodnika "Wprost", którzy ujawnili nagrania i ich treść.
Akt oskarżenia jest już napisany. Zgodnie z zapowiedziami tvn24.pl z sierpnia, Anna Hopfer z Prokuratury Okręgowej Warszawa - Praga planowała skierować go do sądu w czwartek 17 września. Jednak musiała dokonać ostatnich "technicznych" poprawek w numeracji stron.
Akt oskarżenia zostanie w piątek wysłany do sądu dla warszawskiego Mokotowa. Na ten dzień praska prokuratura zapowiedziała też konferencję prasową.
Prokurator Hopfer chce postawić przed sądem Marka Falentę, jego szwagra i wspólnika w interesach Krzysztofa Rybkę oraz Łukasza N. (kelner i były menedżer z restauracji Sowa&Przyjaciele) oraz Konrada L. (były sommelier z restauracji Amber Room).
Dwaj pierwsi mieli - zdaniem prokurator - zlecać nagrywanie polityków i przekazywać pieniądze za to oraz rozpowszechniać zapisy rozmów polityków, biznesmenów i wysokich urzędników państwowych. Grozi za to do dwóch lat więzienia.
Kelner i sommelier natomiast - jak stwierdziła prokurator - podkładali dyktafony i pendrive'y z funkcją nagrywania w trakcie spotkań polityków i biznesmenów. Ich zarzuty dotyczą współudziału w nieuprawnionym zakładaniu i posługiwaniu się urządzeniem nagrywającym oraz ujawnienia utrwalonych rozmów innym osobom. Grozi za to także do dwóch lat więzienia.
Brak dowodów wobec innych osób
Z treści oskarżenia - jak się nieoficjalnie dowiadujemy - wynika, że prokurator nie znalazła dowodów (i nie dostarczyły ich ani Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, ani Centralne Biuro Śledcze Policji) na to, by w proceder były zamieszane inne osoby.
Dlatego przed sądem chce postawić tylko wspomnianą czwórkę.
Przypomnijmy, że z kopii akt śledztwa, które ujawniono w internecie (w tej sprawie toczy się odrębne śledztwo) wynika, iż w sprawie pojawia się m.in. nazwisko Martina Bożka, byłego dyrektora Centralnego Biura Antykorupcyjnego w czasach rządów PiS, a obecnie doradcy tej partii w sejmowej komisji ds. służb specjalnych.
Dzięki wyciekowi do sieci niemal kompletu akt ze śledztwa "afery podsłuchowej" wyszła na jaw jego rola w sprawie. Jak sam zeznał w prokuraturze, dwa miesiące przed upublicznieniem pierwszych nagrań (w czerwcu 2014 przez tygodnik "Wprost") kontaktował się z Markiem Falentą. W aktach czytamy też, że miał oferować swojemu koledze - aktualnemu szefowi delegatury ABW w Katowicach - poufne spotkanie z Falentą. Nie jest jasne, czy do tego spotkania ostatecznie doszło i co panowie chcieli omawiać. Według zeznań złożonych przez Bożka przed prokurator Hopfer w lipcu 2014 roku, Bożek znał już wtedy treść rozmowy byłej wicepremier Elżbiety Bieńkowskiej z Pawłem Wojtunikiem, obecnym szef CBA.
Sama rozmowa została opublikowana dopiero przed miesiącem (niemal rok od momentu składania zeznań przez Bożka) w tygodniku "Do Rzeczy".
Motywy i "taśmy w rękach innych osób"
Oskarżycielka umorzyła też wątek byłych już dziennikarzy tygodnika "Wprost", którzy pierwsi upublicznili nagrania i ich treść. A te w 2014 roku wstrząsnęły polską sceną polityczną.
Afera wybuchła, gdy na początku czerwca 2014 roku "Wprost" ujawnił stenogram ze spotkania Marka Belki, prezesa NBP z Sienkiewiczem, wtedy szefem MSW. Towarzyszył im Sławomir Cytrycki, najbliższy współpracownik Belki.
Media spekulowały wówczas, że być może powodem ujawnienia nagrania z tego spotkania była zemsta za działania Centralnego Biura Śledczego (nadzorowanego wtedy przez Sienkiewicza) w sprawie Składów Węgla, których głównym udziałowcem był Falenta. Ówczesny szef rządu - Donald Tusk - zapowiedział wcześniej wojnę z "mafią węglową", a sprawę nadzorował Sienkiewicz.
Andrzej Seremet, prokurator generalny, informował w "Kropce nad i" w TVN24, że w trakcie śledztwa prokurator Hopfer zabezpieczono 21 nośników z zarejestrowanymi rozmowami. Dodał, że nagrania pochodzą z około stu spotkań. Nie wykluczył wtedy, że istnieją inne taśmy, które mogą znajdować się w rękach osób trzecich. Stwierdził, że jeśli tak będzie, wówczas będą one objęte nowym śledztwem.
Z głównego, zamkniętego już śledztwa, wyłączono bardzo wiele wątków do osobnych postępowań. Toczą się m.in. śledztwa, które mają wyjaśnić, czy CBA miało wiedzę o procederze nagrywania w restauracjach.
Do dziś prokuratura nie podała nazwisk wszystkich VIP-ów, którzy zostali nielegalnie nagrani.
Autor: Maciej Duda (m.duda2@tvn.pl), Robert Zieliński (r.zielinski@tvn.pl), dziennikarze śledczy tvn24.pl / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24