Izabella C., która kierując po pijanemu wjechała samochodem do przejścia podziemnego w centrum Warszawy, nie respektuje postanowienia sądu dotyczącego dozoru policji - ustalił portal tvn24.pl. Obrońca kobiety tłumaczy, że jego klientka "nie wie, na którym komisariacie powinna się stawiać". We wtorek sąd rozpatrzy jej zażalenie na zastosowane środki zapobiegawcze.
Zgodnie z postanowieniem sądu sprzed ponad dwóch tygodni Izabella C., która kilkadziesiąt godzin wcześniej pijana wjechała samochodem do przejścia podziemnego na rondzie Dmowskiego, miała oddać paszport i dwa razy w tygodniu meldować się na komisariacie policji. Jako obywatelka jeszcze jednego kraju nie musiała jednak pozbywać się drugiego paszportu. Teraz okazuje się, że 31-latka ma problem nawet z wypełnieniem obowiązku stawiania się na komisariacie.
- Moja klientka pojawiła się na komisariacie najbliżej jej miejsca zamieszkania raz. Z własnej woli. Policjanci odmówili jednak założenia jej karty - tłumaczy obrońca oskarżonej mec. Witold Kabański.
Funkcjonariusze z Komendy Rejonowej dla Warszawy-Woli nie mogli tego zrobić, bo nie mieli wtedy jeszcze u siebie odpisu postanowienia sądu. Dotarło ono do nich dopiero przed tygodniem.
"Oficjalnie nie wie"
Ale problem nie został rozwiązany, bo obrońca Izabelli C. uważa, że taki sam odpis powinien zostać przesłany także do niej. - Do tego czasu oficjalnie nie będzie wiedziała, pod jakim adresem powinna się pojawiać i w mojej ocenie nie ma obowiązku tego robić - twierdzi mecenas.
Z sądu żadnej korespondencji w tej sprawie jednak nie dostanie, bo sędzia odczytywała postanowienie dotyczące środków zapobiegawczych w obecności oskarżonej i z tego powodu nie ma już obowiązku informowania jej o tym dodatkowo na piśmie. Ale mec. Kabański powtarza, że skoro sąd nie sprecyzował, gdzie dokładnie Izabella C. powinna się meldować, to "oficjalnie nie ma skąd się tego dowiedzieć".
- Brak odpisu powiadomienia na komisariacie, czy zasłanianie się "niewiedzą", nie zwalnia od stosowania się do postanowienia sądu, który zawsze wskazuje miejsce dozoru. Zgodnie z obowiązującym prawem obwiniona musiała zacząć respektować je od dnia ogłoszenia - tłumaczy jednak mec. Łukasz Chojniak, karnista specjalizujący się między innymi w sprawach dotyczących niesłusznych zatrzymań i aresztów.
Według niego w przypadkach stosowania dozoru policyjnego to nie przepisy są problemem, ale praktyka. - Obieg informacji rzeczywiście jest długi. I działa to tak w jedną, jak i drugą stronę. Komendy późno dostają sygnał o stosowaniu dozoru i późno dowiadują się o jego uchyleniu. A to po ich stronie leży największa odpowiedzialność, jeśli chodzi o monitorowanie sprawy.
Sprawy nie ma
Policja tłumaczy jednak, że w tym konkretnym przypadku jej "rola jest minimalna", bo realizuje tylko działania na zlecenie innych organów, a informacji o tym, jak respektowane jest postanowienie sądu, będzie udzielać tylko na jego żądanie. - Jeśli takie pismo nadejdzie, to wówczas na nie odpowiemy - powtarza komisarz Anna Kędzierzawska z zespołu prasowego Komendy Stołecznej Policji.
Ale sąd nie będzie o to pytał, bo uważa, że skoro sprawa została zwrócona do prokuratury, to ona - jako jej gospodarz - powinna się tym interesować. - Takie pytanie na tym etapie jest przedwczesne. Minęły dopiero dwa tygodnie od wydania przez sąd postanowienia. Jeśli otrzymamy sygnał, że bieg postępowania w jakikolwiek sposób jest zakłócany, to wówczas podejmiemy odpowiednie kroki - wyjaśnia z kolei prok. Katarzyna Calów-Jaszewska, zastępca rzecznika Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Do badań poczekają
Oznacza to, że do połowy stycznia prokuratura raczej na pewno też nic nie zrobi. Za dwa tygodnie Izabella C. ma zostać przebadana przez dwóch biegłych z zakresu psychiatrii, którzy wypowiedzą się, czy oskarżona jest zdolna do rozpoznawania znaczenia swoich czynów oraz czy cierpi na jakąś chorobę psychiczną. Jeżeli jednak 31-latka na badaniach, o których sąd zdecydował na wniosek jej obrońcy, nie pojawi się, wówczas prokurator będzie miał powód, by wnioskować o bardziej surowe środki zapobiegawcze.
Ale taki scenariusz wcale nie musi się spełnić, bo - i tu ostatnia komplikacja - sąd wyższej instancji może wcześniej zgodzić się z argumentami obrońcy Izabelli C. i zmienić środek zapobiegawczy z dozoru policyjnego i zakazu opuszczania kraju na poręczenie majątkowe, o które wnioskuje obrona. Sąd zajmie się tą sprawą w najbliższy wtorek.
Pijana recydywistka
31-latka wjechała do przejścia podziemnego w centrum Warszawy w nocy z 17 na 18 grudnia po tym, jak otarła się o inne auto i straciła panowanie nad swoim mercedesem. Za kierownicę wsiadła pijana. I to nie pierwszy raz. Miesiąc wcześniej ten sam sąd, który zabierał jej paszport, zdecydował, że 31-latka przez dwa lata nie może prowadzić pojazdów mechanicznych i musi zapłacić 2 tys. zł grzywny - także za jazdę pod wpływem alkoholu. Wyrok nie zdążył się jednak jeszcze uprawomocnić i dlatego kobieta mogła siedzieć za kółkiem.
Policjanci, którzy zatrzymywali ją pijaną w sierpniu, mówili przed sądem, że C. od początku sprawiała im spore problemy. - (...) Ona miała nas gdzieś, nie chciała podać dokumentów, odwracała się, chciała uciekać. Nie chciała się zatrzymać. (…) Na Wilczej też były cyrki z tą kobietą: odwracała się od nas, nie chciała z nami rozmawiać, tak jak małe dziecko, taki foch - mówił funkcjonariusz podczas rozprawy.
Z kolei w pierwszej notatce służbowej policjanci zapisali: "Wyżej wymieniona oświadczyła, iż bezpodstawnie zatrzymujemy jej blankiet prawo jazdy ponieważ według polskiego prawa można jeździć autem mając w wydychanym powietrzu do 0,80 mg/l. (prawie 1,7 promila - red.)".
Autor: ŁOs,bf//gak/kwoj / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24