Kandydat Prawa i Sprawiedliwości na prezydenta Karol Nawrocki zapowiada, że udowodni w prokuraturze, że nie przebywał 200 dni w apartamencie Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. W sprawie najmu toczy się śledztwo, a prokuratorzy mają ustalić, czy dyrektorzy w okresie od października 2017 roku do czerwca 2024 roku wynajmowali apartamenty i za nie płacili.
- Ucieszyłem się, że prokuratura wszczęła śledztwo, bo będzie to okazja do tego, aby telewizja rządowa mnie przeprosiła za swoje "paski" w swoich programach - zaznaczył Karol Nawrocki.
W poniedziałek Prokuratura Okręgowa w Gdańsku poinformowała o wszczęciu śledztwa ws. przekroczenia uprawnień przez byłych dyrektorów Muzeum II Wojny Światowej, m.in. Nawrockiego. Śledczy mają ustalić, czy dyrektorzy w okresie od października 2017 r. do czerwca 2024 r. wynajmowali apartamenty i za nie płacili.
Śledztwo jest pokłosiem medialnych doniesień, iż Nawrocki jako dyrektor muzeum przez ponad pół roku korzystał z apartamentu deluxe w muzealnym kompleksie hotelowym, choć mieszka 5 km od niego i za pobyt nie zapłacił.
Według informacji udzielonej "GW" przez obecną dyrekcję instytucji w sumie w latach 2018-20 Nawrocki miał zarezerwować 19 pobytów w kompleksie hotelowym należącym do muzeum, a w okresie 2020-2021 - 182, czyli razem 201 dni, w tym 197 w apartamencie.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Gabinet Nawrockiego był 68 metrów od apartamentu, który miał wynająć "do spotkań służbowych"
Nawrocki: udowodnię, że nie przebywałem 200 dni w żadnym apartamencie
O wszczęcie śledztwa zapytano Nawrockiego podczas wtorkowej konferencji prasowej w Kłobucku (Śląskie). Kandydat zadeklarował, że cieszy się z wszczęcia śledztwa i ocenił, że będzie to okazja do uzyskania przeprosin za nieprawdziwe medialne informacje o nim w tym kontekście.
- Oczywiście w prokuraturze udowodnię, że nie przebywałem 200 dni w żadnym apartamencie, na co mam szereg dowodów. To są faktury, to są przelewy z innych miejsc w Polsce, gdy nie mogłem przebywać w tym pokoju hotelowym - więc niech prokuratura to wyjaśnia - powiedział Nawrocki.
- Wszystkie moje wyjaśnienia podam w prokuraturze. Moje wyjaśnienie jest jasne: nie ma możliwości, bym 200 dni mieszkał w pokoju hotelowym. Mam na to szereg dowodów, mam na to zdjęcia, mam przelewy, mam faktury za wyjazdy z żoną na Walentynki, gdzie przebywałem poza tym pokojem, więc sprawa jest zupełnie niepoważna - mówił w Kłobucku kandydat, dopytywany o jego wcześniejsze różne wyjaśnienia sytuacji.
- To są jedne wyjaśnienia, które odnoszą się też do tego, że - co mówiłem od samego początku - byłem tam ciągiem jedynie w czasie, gdy przebywałem na kwarantannie w czasie COVID. Z troski o instytucję, którą zarządzałem, zarządzałem nią wówczas z tego pokoju - dodał.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Co Nawrocki robił w apartamencie? "Dziewięć treningów, dwieście decyzji, siedem książek"
Nawrocki: pójdę na przesłuchanie, przedstawię dowody
Nawrocki zaznaczył też, że dotąd nigdy nie toczyło się wobec niego "aż tyle postępowań prokuratorskich". Ocenił, że jako "obywatelski kandydat na urząd prezydenta wywołał taką wściekłość rządu", że poza Federacją Rosyjską polska prokuratura "ściga go" w kilku postępowaniach: za nieaktualne katalogi z Muzeum II Wojny Światowej czy "za pokój hotelowy w miejscu, w którym był szefem".
- Oczywiście polskie organy ścigania traktuję bardzo poważnie. Gdy zostanę zaproszony na przesłuchanie, pójdę i przedstawię dowody, a następnie być może, choć nie jestem wielkim zwolennikiem procesów w czasie kampanii wyborczej, wezwę do przeprosin tych, którzy postawili mnie w takiej publicznej sytuacji - zasygnalizował.
- Ostatnio byłem też w prokuraturze w innej sprawie. Myślę, że niedługo będziemy mogli zobaczyć, jaki jest efekt tych działań - dodał.
Przypominając, że jako prezes Instytutu Pamięci Narodowej sam jest szefem ok. 100 prokuratorów Nawrocki powiedział, że jest mu przykro, że "polska prokuratura wykorzystywana jest w taki sposób do działań politycznych i do działań partyjnych Platformy Obywatelskiej Donalda Tuska". - To jest najniższy standard demokratyczny - ocenił.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Lech Muszyński/PAP/EPA