Imieliński zalew jest zbiornikiem wody pitnej. Obowiązuje tu całkowity zakaz kąpieli, który, zwłaszcza w taki upał, jest notorycznie łamany. Ratownicy WOPR pojawiają się tu tylko w weekendy i to społecznie.
- Patrolujemy zbiornik czysto profilaktycznie, bo jak wiadomo, nie wolno się tam kąpać. Podpływamy do osób na znajdujących się na materacach i tych, którzy znacznie oddalili się od brzegu. Staramy się przegonić ludzi, ale jak tylko odpłyniemy, to sytuacja się powtarza- mówi tvn24.pl Krzysztof Wójcik ze śląskiego WOPR-u.
Za stałą obecność ratowników nie ma komu zapłacić, tymczasem w tym roku wydarzyła się już jedna tragedia. W czerwcu utopił się 18-latek. Wtedy patroli nie było tu w ogóle - swoje społeczne dyżury rozpoczęli 1 lipca.
"Gdzieś trzeba się kąpać"
Właścicielem zbiornika jest koncern Mittal Steel, do którego należy również Huta Katowice. Jego rzeczniczka Sylwia Winiarek w rozmowie z reporterem TVN 24 podkreśla, że wokół co chwilę stawiane są nowe tablice z zakazem kąpieli, ale ludzie je niszczą.
Jest też ochrona, ale także nie cały czas. A ogrodzenie jest tylko z dwóch stron. Ludzie ignorują zaś i płoty, i prośby, i znaki. Jak relacjonuje reporter TVN 24, wytłumaczenie jest zawsze to samo: - Przy takim upale gdzieś musimy się kąpać - mówią.
Autor: jsy/pw/roody / Źródło: TVN24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: tvn24