Dwie godziny trwały poszukiwania sternika, który wypłynął na nocny rejs po Jeziorze Solińskim. Kierowana przez niego łódź wbiła się w stromy brzeg. Wcześniej uczestniczącym w poszukiwaniach policjantom udało się dotrzeć do 24-letniego pasażera łodzi.
W niedzielę, 2 stycznia policjanci pełniący służbę w Polańczyku (woj. podkarpackie) zostali zaalarmowani przez grupę turystów z województwa łódzkiego, że ich 24-letni kolega może potrzebować pomocy.
- Grupa spędzała noworoczny czas w Bieszczadach. Oświadczyli, że ich 24-letni kolega zapoznał się z miejscowym żeglarzem, z którym wypłynął w rejs po Jeziorze Solińskim - opowiada aspirant sztabowy Katarzyna Fechner z powiatowej komendy policji w Lesku.
Z przekazanych informacji wynikało, że sternik łodzi miał nią uderzyć w stromy brzeg w rejonie miejscowości Myczków.
Na ratunek
Policjanci ruszyli na pomoc.
- Dzięki doskonałej znajomości terenu szybko zlokalizowali młodego pasażera łodzi. Aby odnaleźć sternika, potrzebne były dłuższe poszukiwania - relacjonuje policjantka.
Sternika jednak nigdzie nie było. Żeby do niego dotrzeć, na pomoc zostali wezwani policjanci z Leska.
- Po dwóch godzinach w lesie odnaleziono 51-letniego mieszkańca województwa lubelskiego, który przyznał się do sterowania łodzią żaglową wyposażoną w silnik elektryczny - mówi Fechner.
Konsekwencje
Funkcjonariusze sprawdzili stan trzeźwości uczestników rejsu. Obydwaj mężczyźni byli pijani - badanie alkomatem wykazało u nich po ponad 2,4 promila alkoholu w organizmach.
- Sternikowi łodzi grozi teraz odpowiedzialność karna. Za sterowanie łodzią w stanie nietrzeźwości grozi kara pozbawienia wolności nawet do dwóch lat oraz utrata uprawnień do kierowania pojazdami mechanicznymi - informuje Fechner.
Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź