Amber Gold był jedną z wielu gdańskich firm, do których prezydent Gdańska - jak sam przyznał w programie "Tak jest" w TVN24 - listownie zaapelował z prośbą o wsparcie finansowe filmu Andrzeja Wajdy o Lechu Wałęsie. Jak się okazało - skutecznie. - Jestem pierwszym żebrakiem w Gdańsku, co roku żebrzę na wszelkie imprezy kuturalne i charytatywne - tłumaczył Paweł Adamowicz.
- "Wałęsa" to ważny film i uważałem, że powinien powstać - wyjaśniał Adamowicz. Dlatego - jak mówił - zaangażował się w poszukiwania sponsora dla tego przedsięwzięcia. Jak zaznaczył, nie namawiał nachalnie przedsiębiorców, ale informował, że jest planowana taka produkcja i jej autorzy potrzebują pomocy finansowej. Jak dodał, większość firm odmówiła, "ta feralna" (Amber Gold - red.) nie.
Powiedział też, że gdy wybuchła afera związana z Amber Gold, otrzymał listy od działaczy PiS, w których pisano, by się wstydził, iż prosił spółkę Marcina P. o wsparcie dla filmu Wajdy.
"Wśród ściskanych rąk mogła być ręka Marcina P."
Pytany, czy doszło do osobistego spotkania jego z szefem Amber Gold, nie wykluczył takiej możliwości. - Wśród wielu ściskanych rąk mogła być ręka Marcina P. Tego nie pamiętam - powiedział.
Zdecydowanie zaprzeczył natomiast, by miał jakikolwiek wpływ na gdański wymiar sprawiedliwości, który podejmował decyzje w sprawach Marcina P. Zapewnił też, że w ogóle niewielu zna sędziów czy prokuratorów. Pytany o proponowane przez PiS powołanie sejmowej komisji śledczej, która miałaby zbadać sprawę Amber Gold, stwierdził, że mógłby przed nią stanąć, gdyby zaszła taka potrzeba. - Nie mam niczego do ukrycia, mogę się stawić przed każdym gremium - zapewnił.
Autor: mon//gak/k / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24