Wpłynął wniosek o powtórzenie wyborów szefa dolnośląskiej PO - powiedział TVN24 sekretarz generalny partii Andrzej Wyrobiec. Rozpatrzyć ma go zarząd partii, który - jak poinformował wcześniej rzecznik rządu Paweł Graś - ma zebrać się w środę o godz. 17. To efekt burzy, jaką wywołało ujawnienie nagrania rozmowy posła Norberta Wojnarowskiego z jednym z lokalnych działaczy PO, które może wskazywać, że oferował pracę w państwowej spółce w zamian za oddanie głosu na Jacka Protasiewicza.
Wniosek do Biura Krajowego PO złożył poseł z Dolnego Śląska Jakub Szulc. Jak wyjaśnił w rozmowie z TVN24, to wniosek o "niezatwierdzanie wyników wyborów", w których Grzegorz Schetyna przegrał z Jackiem Protasiewiczem. Tym samym potwierdził informacje, jakie podała wcześniej Informacyjna Agencja Radiowa.
Zajmą się też wyborami w Lubuskiem
Jak już wcześniej informowała TVN24, zarząd partii miał się zająć sprawą domniemanych nieprawidłowości przy wyborze władz PO na Dolnym Śląsku. Niewykluczone, że przedmiotem obrad będzie też sytuacja po wyborach w Lubuskiem.
Jak powiedział bowiem we wtorek sekretarz generalny PO Andrzej Wyrobiec, do zarządu krajowego wpłynęło odwołanie kwestionujące przebieg zjazdu wyborczego w regionie lubuskim. Przewodniczącą partii została tam na kolejną kadencję Bożenna Bukiewicz, wygrywając kilkoma głosami z wiceministrem spraw wewnętrznych Marcinem Jabłońskim. W sprawie nieprawidłowości w lubuskiej PO list do premiera Donalda Tuska napisała przed kilkoma tygodniami posłanka PO Bożena Sławiak. "Nie mogę firmować swoim autorytetem działań Pani Przewodniczącej (chodzi o szefową lubuskiej Platformy Bożenę Bukiewicz), które mogę określić jako korupcyjne" - napisała między innymi.
Praca za głos?
W sprawie wyborów władz dolnośląskiej PO szef klubu partii Rafał Grupiński, uważany w Platformie za stronnika Grzegorza Schetyny, mówił przed południem, że nie ma wątpliwości, iż to, co się stało przez zjazdem regionalnej Platformy, jest podstawą do powtórzenia wyborów.
Z nagrań ujawnionych przez "Newsweek" wynikać ma, że dolnośląski poseł PO Norbert Wojnarowski oferował lokalnemu działaczowi - Edwardowi Klimka - pracę w KGHM w zamian za oddanie głosu na Protasiewicza podczas zjazdu dolnośląskiej Platformy. Miał to zrobić w imieniu Protasiewicza.
- Ponieważ mamy do czynienia najprawdopodobniej z niezwykle nieetycznym zachowaniem jednego z naszych posłów, w obronie czystości procedur, jakie miały miejsce na Dolnym Śląsku, pozostali posłowie, reprezentujący obydwie strony rywalizacji, powinni wystąpić o ponowienie zjazdu - powiedział Grupiński.
I dodał: - Co więcej, uważam, że sam Jacek Protasiewicz powinien ze swojej inicjatywy, aby wykazać czystość stosowanych metod w tych wyborach, z takim wnioskiem wystąpić. W sobotę dolnośląska PO wybrała Protasiewicza na swojego nowego szefa. Pokonał on dotychczasowego przewodniczącego struktur PO w regionie - Schetynę - 11 głosami. Głosowano dwukrotnie, bo w pierwszym głosowaniu żaden z kandydatów nie uzyskał wymaganej większości.
Grupiński poinformował też, że na czwartek wezwał do siebie Wojnarowskiego w celu złożenia wyjaśnień.
- Uważam, że do wyjaśnienia tego, co się wydarzyło przy okazji zjazdu na Dolnym Śląsku, pan poseł Wojnarowski powinien być zawieszony w prawach członka klubu. Będę o to wnioskował - powiedział Grupiński.
"Ludzie różne głupstwa opowiadają"
Wiceminister zdrowia Sławomir Neumann zapewnił, że politycy PO niczego nie załatwiają.
- Czasami ludzie różne głupstwa opowiadają, co nie oznacza, że potem jest to prawdą. Nie załatwiamy - podkreślił wiceminister zdrowia, nawiązując do ujawnionego przez "Newsweek" nagrania rozmowy Wojnarowicza z lokalnym działaczem PO.
W opinii Neumanna, to, co zrobił Wojnarowski, było nieprzyzwoite i głupie.
- Sama taka propozycja, że ktoś komuś załatwi pracę za głos, nie ma żadnej siły, bo nie załatwi się w ciągu zjazdu pracy. To tylko pokazuje, że ktoś nie panuje nad emocjami - uznał Neumann.
Wiceminister stwierdził jednocześnie, że w polityce pojawiła się - jak się wyraził - nowa, świecka tradycja - wzajemne nagrywanie się.
- Trzeba mieć to w świadomości i zachowywać się wszędzie przyzwoicie i nie opowiadać bzdur - powiedział Neumann.
"To zwykła prowokacja"
Nie wszyscy w PO krytykują jednak zachowanie Wojnarowskiego.
W opinii szefa łódzkiej PO Andrzeja Biernata, został on sprowokowany przez działacza biorącego udział w zjeździe dolnośląskiej Platformy.
- To była zwykła prowokacja ze strony tego pana, który przyszedł do posła Wojnarowskiego, ponieważ on od trzech miesięcy jest zatrudniony w KGHM, nomen omen. I nie był zatrudniany ani przez premiera, ani przez Norberta Wojnarowskiego czy Jacka Protasiewicza, tylko przez prezesa, wiceprezesa czy dyrektora tej firmy, który o tym decydował - stwierdził Biernat.
I dodał: - Wyraźnie naciągana prowokacja, nie wiem, czy żeby tego posła oczernić, czy jakaś głębsza była w tym idea.
Szef klubu PO, pytany o wypowiedź szefa łódzkiej Platformy, zaznaczył, że z taśm z nagraniami wynika, że z inicjatywą wystąpił sam Wojnarowski. - Wolałbym, aby w tej sprawie nie odwracano kota ogonem. Władze Platformy muszą tę sprawę wyjaśnić, tak jak zawsze wyjaśnialiśmy takie rzeczy do końca. Jeśli PO nie będzie dbała o standardy, to nasi wyborcy nie będą mieli komfortu w popieraniu nas jako formacji. (...) Ja w tych sprawach zawsze będę stał po stronie surowych zasad, które zawsze też przestrzegał pan przewodniczący Donald Tusk - powiedział Grupiński.
Telefon z zarządu
Inną wersję zdarzeń niż Biernat przedstawia "Newsweek". Tygodnik ustalił, że działaczem z nagrania jest Edward Klimka, były wiceprezes Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej w Legnicy, człowiek, któremu zostało kilka lat do emerytury, obecnie bez pracy.
Po spotkaniu z posłem Wojnarowskim do Klimki miał zadzwonić jeden z członków zarządu KGHM. Zaprosił go na spotkanie już po zjeździe.
Klimka potwierdził to w napisanym własnoręcznie oświadczeniu, które opublikował tygodnik. Zapewnił w nim również, że to Wojnarowski - dzień przez zjazdem dolnośląskiej PO - poprosił go o spotkanie.
Według oświadczenia Klimki, do spotkania w sprawie pracy w KGHM miało dojść we wtorek, czyli dziś.
Jednak, jak oznajmił, "nie mógł ulec takiej presji, pomimo jego sytuacji życiowej, gdyż nie jest to zgodne z jego zasadami".
Dodał, że o wszystkim poinformował działaczy lubińskiej PO.
Klimka oświadczył również, że "fakt udokumentowania jego spotkania z posłem wynikał z informacji (...), że mogą być sugestie, naciski, przeciągania dotyczące wyborów szefa przewodniczącego dolnośląskiej PO".
Autor: MAC,db,aolsz/tr,gak,kdj / Źródło: tvn24, tvn24.pl, "Newsweek"