Prokuratura wszczęła dochodzenie w sprawie zaginięcia akt sprawy ułaskawienia w 2009 r. Adama S. - wspólnika Marcina Dubienieckiego, zięcia Lecha Kaczyńskiego. Zawiadomienie o przestępstwie złożył szef Kancelarii Prezydenta RP. - Prokurator przesłuchała już 10 świadków. Zaplanowano też dalsze przesłuchania - powiedziała w poniedziałek rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Warszawie Monika Lewandowska.
Jak poinformowała Lewandowska podstawą prawną dochodzenia jest art. 276 Kodeksu karnego, który stanowi: "Kto niszczy, uszkadza, czyni bezużytecznym, ukrywa lub usuwa dokument, którym nie ma prawa wyłącznie rozporządzać, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2".
Zaginione notatki
W marcu tego roku media ujawniły, że Adam S., z którym mąż Marty Kaczyńskiej - Marcin Dubieniecki - założył spółkę, został w trybie nadzwyczajnym ułaskawiony w 2009 r. przez ówczesnego prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Po tych publikacjach zarządzono kontrolę w Kancelarii Prezydenta.
W lipcu prezydencki minister Krzysztof Hubert Łaszkiewicz poinformował o podejrzeniu przestępstwa zniszczenia lub utraty trzech notatek oraz pisemnego stanowiska pracownika mówiącego o podstawach do ułaskawienia Adama S. adresowanych do ówczesnego prezydenta.
Nadzywczajnie szybki tryb ułaskawienia
Kontrola nie dotyczyła samego faktu ułaskawienia, które było wyłączną prerogatywą prezydenta. - Czym innym jest przygotowanie stosownej dokumentacji, która trafia na biurko prezydenta - podkreślił Łaszkiewicz.
Ułaskawienie to prerogatywa i kontrola tego nie dotyczyła. Czym innym jest jednak przygotowanie stosownej dokumentacji, która trafia na biurko prezydenta Krzysztof Hubert Łaszkiewicz
Kiedy zaginęły dokumenty?
Według Łaszkiewicza trudno jest ocenić, na którym etapie dokumenty zaginęły i czy trafiły one do prezydenta przed podjęciem przez niego decyzji o ułaskawieniu Adama S. Dodał, że ostatnią osobą, która miała kontakt z dokumentami, był ówczesny prezydencki minister odpowiedzialny za sprawy prawne Andrzej Duda.
Jak mówił, pracownik, który wytworzył te pisma, zostały one podpisane i trafiły do właściwego ministra. A czy minister je przekazał do prezydenta, to już nie wiadomo - dodał Łaszkiewicz. Sam Duda mówił, że obowiązki wypełniał rzetelnie, a sumienie ma czyste. W związku ze sprawą Adama S. stanowiska stracili dyrektor i wicedyrektor biura obywatelstwa i prawa łaski prezydenckiej kancelarii.
Skazany za oszustwo i namawianie do kłamstwa
Według mediów Adam S. oszukiwał urząd skarbowy i Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Skazano go za oszustwo i podżeganie świadka do fałszywych zeznań na rok i 10 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu, 30 tys. zł grzywny oraz obowiązek naprawienia szkody, tj. zapłaty ponad 122 tys. zł.
W marcu tego roku Marcin Dubieniecki oświadczył, że wszelkie informacje o nim w tekstach o ułaskawieniu Adama S. są nieprawdziwe. Zapewnił, że nie był wspólnikiem Adama S., kiedy ten został ułaskawiony. Uznał też, że w tej sprawie trwa "polowanie" na niego. W śledztwie i przed sądem interesy Adama S. reprezentował Marek Dubieniecki, ojciec Marcina.
Atak na zmarłego prezydenta?
Były wiceszef Kancelarii Prezydenta Jacek Sasin mówił w lipcu, że audyt w sprawie ułaskawienia Adama S. jest atakiem "prawnym i medialnym" na Lecha Kaczyńskiego i włączeniem się Kancelarii Prezydenta w kampanię wyborczą, "wspieranie PO w walce z PiS".
Według rzecznika PiS Adama Hofmana należałoby zbadać "wszystkie ułaskawienia wszystkich prezydentów", a ujawnianie wyników audytu w sprawie S. to "brudna kampania wyborcza".
Zgodnie z prawem prezydent RP może ułaskawić każdego skazanego. Ta decyzja nie zależy od czyjejkolwiek opinii i nie wymaga uzasadnienia. Prezydent Lech Wałęsa ułaskawił prawie 3,5 tys. osób, Aleksander Kwaśniewski - ponad 4 tys., Lech Kaczyński - 201 osób. Z reguły Kancelaria Prezydenta nie ujawnia, kto został ułaskawiony. Niekiedy taka informacja - szczególnie, gdy budzi kontrowersje - wypływa na światło dzienne.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24